Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 79 из 80

wcześniej tego nie robił. – Żeg…

Transmisja została przerwana, ale Henryan nie opuścił ekranów izolacyjnych.

– Wykonać skok – rozkazał przez zaciśnięte zęby.

.

EPILOG

.

JEDEN

Trinity 44, Sektor Zebra,

27.10.2354

Ninadine podeszła do oficera stojącego przy luku. Przyłożyła dłoń do rozgrzanego panelu

skanera. Na wyświetlaczach stanowiska kontrolnego pojawiły się jej dane.

– Dziękuję, pa

– Proszę przejść na terminal numer siedemset dwadzieścia sześć.

Stacja tranzytowa w systemie Trinity 44 przyjęła wszystkich nadprogramowych uchodźców

z Ulietty, choć nawet w jej gargantuicznym korpusie trudno było znaleźć miejsce dla tak

ogromnej rzeszy pasażerów. Wojskowy zarząd dwoił się więc i troił, by jak najszybciej

rozwiązać ten problem. Transportowce floty i przejęte jednostki pasażerskie odlatywały co

chwilę, zabierając po kilkudziesięciu, czasem nawet kilkuset pasażerów, by przewieźć ich do

nowych tymczasowych ojczyzn.

W nadawanych bez przerwy komunikatach dowództwo informowało, jak wyglądają

procedury, gdzie znajdują się punkty rejestracyjne, jakie dokumenty trzeba okazać. Ninadine

była pod wrażeniem sprawnej organizacji. Wojsko działało jak najlepsza korporacja, było

niezawodną maszyną o milionie idealnie pasujących do siebie trybów. Zlecone flocie zadanie

rozśrodkowania ewakuowanych zostanie wykonane w najkrótszym możliwym czasie,

ponieważ w kolejce do ramion cumujących stały już kolejne jednostki z mieszkańcami i

zaatakowanych kolonii. Na ich pokładach nie było jednak aż tylu pasażerów jak

w przepastnych kontenerowych pseudohabitatach.

Żołnierze, których przydzielono do nadzorowania wyładunku, oglądali z niekłamanym

podziwem pustoszejące kontenery. Nie nawykli do luksusów, ale pokonanie kilku lat

świetlnych w takich warunkach nawet im nie mieściło się w głowie.

To cud – uświadomiła sobie Ninadine, jadąc długim ruchomym chodnikiem na koniec

wielokilometrowego ramienia, przy którym znajdował się wskazany jej terminal – że tak

niewiele osób postradało życie podczas tej podróży. W jej habitacie zmarły tylko trzy osoby.

Dwie w wyniku nieszczęśliwego wypadku z kompresorem, trzecia doznała rozległego

wylewu. Bez lekarzy na pokładzie pozostali górnicy mogli jedynie przyglądać się ich agonii.

W sumie słyszała o dwudziestu sześciu ofiarach tej szaleńczej ucieczki, choć to na pewno nie

były jeszcze pełne szacunki. Te pozna dopiero wtedy, gdy zakończy się jej tułaczka.

Na razie miała się udać do nowo wybudowanej kolonii gdzieś na drugim krańcu Rubieży,

przy granicy z Terytoriami Wewnętrznymi. Tam przyjdzie jej czekać na drugi etap transferu,

tym razem już docelowego. Zaraz po otrzymaniu przydziału wysłała ze stacji wiadomość

swoim przełożonym, informując ich, gdzie dokładnie zostanie wysłana. Liczyła, że szefowie

nie zostawią jej na lodzie jak tam, na Delcie. Pewności jednak nie mogła mieć, podświadomie

więc szykowała się na najdłuższe w życiu wakacje.

Zasłużyłam na odpoczynek – uznała, schodząc z poruszającego się wolnym tempem

chodnika. W pomieszczeniu terminalu za przezroczystą ścianą z plastali stało już ponad sto

osób. Mijając bramkę kontrolną, Ninadine przyglądała się odwróconym w jej stronę obcym twarzom. Nie znała nikogo z tych umęczonych, brudnych ludzi.

DWA

Ziemia, Sektor Alfa, 27.10.2354

Kanclerz Modo wysłuchała raportu wielkiego admirała. Powieka jej nawet nie drgnęła, gdy Farland podawał kolejne liczby i fakty. Rdzeniowiec wykonał skok w przestrzeń





międzysystemową, skąd natychmiast nadał komunikat. Dwie doby później pojawił się na

Trinity 44, skąd po odłączeniu habitatów z niemal dziewięćdziesięcioma tysiącami uratowanych kolonistów wyruszył w rejs do Systemów Centralnych.

– Proszę się nie obawiać. Zorganizowaliśmy sprzęt potrzebny do przejęcia tych ludzi –

poinformowała dowódcę trzeciej floty, mierząc chłodnym spojrzeniem towarzyszących mu

wyprężonych oficerów. Rutta wyglądał na potwornie zmęczonego, a stojący obok niego

Święcki miał spuszczoną głowę. – Polecimy także admiralicji pilne kontrasygnowanie

wniosków o awanse dla kapitana i pułkownika. Rada w uznaniu zasług zdecydowała także

o odznaczeniu wszystkich panów Złotym Krzyżem Federacji. Wasz wkład jest nieoceniony.

Dziękuję w imieniu nas wszystkich.

Farland, Rutta i Święcki zasalutowali i na tym zakończono połączenie ze sztabem trzeciej

floty.

Modo usiadła wygodniej, utrzymanie postawy wyprostowanej wciąż sprawiało jej ból,

a przy tak szczególnych okazjach ograniczała dozowanie środków uśmierzających, by poddani

– jak lubiła nazywać ludzi – którym udzielała audiencji, nie zauważyli jej rozkojarzenia.

– Pomysł ze zmyleniem Obcych transmisjami z niezamieszkanych systemów wydaje się

genialny w swojej prostocie – stwierdziła, czując błogie odrętwienie w miejscach, gdzie

dozowniki wstrzyknęły jej podwójną dawkę tronixu.

– Nie do końca rozumiem, jak miałoby to zadziałać – rzucił nieprzekonany Kaup.

– To proste jak budowa lasera, przyjacielu – odezwał się natychmiast Benadetto. – Jeśli

sondy Obcych działają na podobnej zasadzie jak nasze… a raporty Farlanda i Rutty wskazują

wyraźnie, że w dotychczasowych podbojach ma’lahn wykorzystywali natężenie emisji fal

radiowych… możemy ich łatwo zmylić i skierować w przyszłości tam, gdzie będziemy

chcieli, czyli prosto na kolonie-przykrywki. Nagramy emisje z najbardziej rozwiniętych

systemów w i

świetlnych za systemami minus drugiego i minus trzeciego pasa. Dzięki temu Obcy, analizując

zarejestrowany szum tła, polecą tam, gdzie będzie największy ruch w eterze.

– To się dopiero okaże. – Kaup nadal nie był przekonany.

Benadetto roześmiał się chrapliwie.

– Nie mam wątpliwości, że nasi wojskowi trafili na właściwe rozwiązanie. Niepokoi mnie

tylko jedno: czy nasz skromny wkład w uprawdopodobnienie tej zmyłki nie zostanie zbyt

wcześnie odkryty i mylnie zinterpretowany.

Modo spojrzała na niego uważniej.

– Do czego pijesz, Giancarlouis? – zapytała.

– Do naszego upadłego bohatera – rzucił kąśliwie.

– Ta menda za dużo wie – poparł go Kaup.

– Damiandreas nie puści pary z ust. – Machnęła lekceważąco ręką. – Ma zbyt wiele do

stracenia…

– I tu się mylisz – wpadł jej w słowo Benadetto. – Został przez nas upokorzony, a ludzie

jego pokroju nie poddają się tak łatwo. Nie martwiłbym się o Stachursky’ego. On z pewnością

jest dzisiaj bezpieczny, ale my… Rzucenie mediom kilku łakomych kąsków, z anonimowych

źródeł rzecz jasna, to coś, czego powi

planowania zemsty. Tego się obawiam, moja droga, jeśli chcesz znać moje zdanie.

– Przecież relokacja to był jego pomysł – żachnęła się Modo.

– Tego nie będziemy mogli mu udowodnić bez publikacji nagrań, które obciążają nas

wszystkich – skontrował celnie Benadetto.

– Myślę, że to najodpowiedniejszy moment, by nasz nieodżałowany przyjaciel raczył

popełnić spektakularne samobójstwo – zaproponował Kaup. – Stary weteran nie wytrzyma