Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 3 из 76

- Naprawdę? - zainteresowała się Pauline.

- No - cmoknął Norman, podziwiając jej sylwetkę. - Jak człowiek, to człowiek.

- Ciekawe, czy… - zaczęła brunetka, lecz nie skończyła, widząc kolejnego reklamowego natręta.

- Won! - Harry podjął nieskuteczną próbę odpędzenia automatu.

Z rezygnacją patrzyliśmy jak rozwija się trójwymiarowy ekran. Próba uniknięcia prezentacji mogła się skończyć potrąceniem i

Po co harować, odkładać z trudem zarobione pieniądze na porządny wóz, kiedy w Realium 2 masz go na dzień dobry?

Ujrzeliśmy świat sensoryczny będący piękną utopią: megamiasto zanurzone w morzu zieleni, podobne do Nowego Tokyo czy Miami. Błyskawiczny najazd na jeden z milionów tarasów mieszkaniowych. Uśmiechnięty gracz obejmuje kobietę, stoją na platformie naprzeciwko wiszącego w powietrzu, lśniącego nowością gravillaca sigma, samochodu, na który było mnie stać tylko raz w życiu (tyle, że zamiast niego kupiłem życie i mieszkanie A

Po co kupować meble, działkę, dom, nawet gravillę, kiedy niewielkim wirtualnym wysiłkiem możesz to wszystko mieć w grze?

Ci sami gracze przeciągają się na przeziernych poduchach grawitacyjnych leżaków. Dookoła piękny ogród: srebrne i złote świerki, himalajskie sosny, kwitnące magnolie, krzewy róż, jałowce różnych kształtów, puchate kule lawendy, stożki szmaragdowych żywotników, ukwiecone głogi i miniaturowe dęby. W tle unosi się letnia rezydencja. Za nią gigantyczne maszty sekwoi i sędziwe korpusy baobabów ozdobionych naturalnym wzorem czerwonych, pomarańczowych i żółtych grzybów.

Grając wraz z partnerem oficjalnymi skinami, możesz przeżyć dziewięćdziesiąt procent życia w świecie sensorycznym, w realium robiąc jedynie to, na co zasługuje: zalewając je moczem i defekując na jego „twarde zasady”!

Animacja ukazała wnętrze łazienki. Szczęście, że bez dosłownych przedstawień.

Nie doznasz zaników mięśniowych, bo łoże zrobi ci stymulację, nie utyjesz, bo zasobniki najlepiej wiedzą, jak regulować przemianę materii, będziesz żyć dłużej, bo bez stresów…

Kobieta i mężczyzna wstają z łóż i podziwiają umięśnione sylwetki przed lustrem. Ze śmiechem padają sobie w ramiona i się całują. No, tutaj przesadzili. Każdy wie, że po kilku dniach spędzonych w sieci lepiej tego nie robić. Chyba, że wprowadzili jakiś nowy kosmetyk.

Czasy się zmieniły! Zmień się i ty! Realium 2! Gra dla nowej generacji! Gra dla wirtualnych ludzi!

No właśnie. Realium 2. Nie widziałem tej gry Nie nadążam za zmianami? Animacja zwinęła się i wessała do projektora. Droid odleciał. Przez chwilę patrzyliśmy za nim skonsternowani.

- Pewnie śledził poprzedniego - skomentował Norman. - Zobaczył, że jesteśmy indoktrynowani przez konkurencję, więc wykonał kontrofensywę.

- Zacznę nosić pistolet. - Poruszałem ramionami, raptem mi zdrętwiały. - Będę do skurczybyków strzelać.

- Swoją drogą - Pauline rozglądała się za rampą dla spacerowców - ciekawe, jaka część społeczeństwa żyje w grach.

- Dużo - zawyrokował Harry. - Wystarczy, że cię stać na łoże, kupujesz gamepill…

- Niektórzy nie używają prochów - przerwała A

- Błe - Pauline skrzywiła się z obrzydzeniem.





Stanęliśmy na rampie. Podpływała do niej antygrawitacyjna łódź. Na tle kremowych, złotych i śnieżnych wież Warsaw City, odcinających się od burzowych chmur, wyglądała jak bajkowy okręt, który za chwilę zabierze nas w sam środek fantastycznej historii, gdzie młodzieńcy wymachują miedzianymi bułatami, a śliczne dziewice pobrzękuj ą bransoletkami.

- Z gównem między nogami. - Z rozmarzenia wyrwał mnie dziwnie chrapliwy głos gamedekini. - Dziękuję. - Podeszła zdecydowanym krokiem do automatu i skasowała kartę za cztery osoby. - Pewnie mają puste, śmierdzące mieszkania. Żyją z datku dla bezrobotnych, a w grach udają bossów!

- Do tego są gry… - skwitowałem filozoficznie, ładując się na pokład powietrznej dżonki. Wpasowałem się w zamszowy puchaty fotel i przymknąłem oczy Pokład delikatnie zadrgał, jak skóra delfina, gdy głaszczesz go po boku. Generatory anty-g cichutko mlasnęły, dźwięk ten z trudem utorował sobie drogę wśród miękkiego szumu miasta. Oparcie siedziska ugniotło mnie w lędźwie. I uniosłem się w anielskie przestrzenie: miałem wrażenie, że mijam warstwy chmur, z których życzliwie zerkają cheruby i, rzecz jasna, cherubinie. To tu zagubił się ślad ich skrzydeł - za zasłoną powiek. Wziąłem głęboki wdech przekonany, że wciągam w płuca zapach ambrozji. Spędziłem tak kilka cudownych chwil, po czym przywołałem się do teraźniejszości i mężnie otworzyłem oczy.

Nasz pojazd kierował się do centrum sieciowego w Wieży Słonia, najwyższej budowli w śródmieściu i jednej z najpotężniejszych w mieście, jeśli nie liczyć podmiejskich linowców, które teoretycznie mogły sięgać do stratosfery Centrum sieciowe mieściło setki łóż, z których korzystali przygodni gracze. Postanowiliśmy wejść w wirtualia w jednym pomieszczeniu, a nie jak dotychczas z własnych mieszkań, bo mieliśmy uczestniczyć tylko w pierwszej części przyjęcia. Potem Konon chciał spędzić czas z przyjaciółmi. Wcale mu się nie dziwiłem. W tym wieku dzieci nie przepadają za towarzystwem opiekunów. Po powrocie z Brahmy planowaliśmy holokino lub i

- Wysiadamy - zakomenderowałem, gdy cumowała przy pomoście białawej baszty.

- Dlaczego centrum sieciowe nazywa się „kawiarenka”? - zdziwiła się A

- Dawne czasy - odparła Pauline, ruszając z miejsca. - Gdy nie było łóż, gracze używali do zabawy holomonitorów…

- Poważnie? - Sokolovsky roześmiała się.

Z przyjemnością słuchałem perlistego dźwięku. Rozbrzmiewała w nim beztroska najbardziej niewi

- …wtedy - kontynuowała gamedekini - w podobnych centrach stały setki stanowisk, przy których ludzie mogli się napić kawy.

- Ciekawe - skwitowała diginetka, rozglądając się po wnętrzu.

Dotarło do mnie, że ludzie, którzy podczas spaceru dziwnie nam się przyglądali, w istocie obserwowali tylko ją - stalowego motomba. Tańsze modele, jak Oscar, Neo czy Digit, widywało się od czasu do czasu, ale luksusowe Doomy zdarzały się niezwykle rzadko. Zdaje się, że sama zupełnie zapomniała o swoim rzeczywistym imidżu, podobnie zresztą jak my.

Pauline podeszła do konsoli, żeby opłacić łoża.

- A

- Och, mam tu wtyczkę.

Cichutko syknęło. Dziwnie się poczułem widząc, jak z jej biodra wysuwa się elektrozłączka.

- Podłączam ją w miejsce kasku. Operatywę mam wirtualną - zająknęła się. - To znaczy wy jej nie widzicie. Wykonuję ją na ekranach, które postrzegam tylko ja. Oczywiście w tym czasie się nie ruszam.

Taak. Niby wszystko logiczne i zrozumiałe, a mimo to czasem gubię się w tych operacjach. Ania „wychodzi” z siebie i wykonuje czy