Страница 2 из 67
Sprawdziłem pocztę. Jane przekazała adres bramy i numer swojego konta bankowego. Wszedłem na stronę DPW i zalogowałem się. Poproszony o uiszczenie opłaty, podałem numer pa
Niedaleko kamie
–Standard? – spojrzała rozczarowana. – Sądzi, że taki obieżyświat jak pan dorobił się jakichś artefaktów.
Uśmiechnąłem się półgębkiem. Postanowiłem nie odpowiadać na zaczepkę.
–Gdzie jest ta świątynia?
–Poprowadzę pana.
Szedłem za nią i powoli zaczynałem żałować, że nie jestem piękny i bogaty Zaprosiłbym wówczas pa
–Nie widzę i
–Mało ich – przyznała. – Przenieśli się na wschód i polują na smoki. Tutaj nie ma już dzikich zwierząt. Weszliśmy z Henrym, by trochę odetchnąć od realium. Potem zamierzaliśmy wyruszyć na łowy. I gdyby nie ta diabelska świątynia, już od dwóch dni bawilibyśmy się wraz z i
Henry był głupcem, włażąc do jakiegoś budynku, kiedy obok miał taką świątynię rozkoszy, pomyślałem. Za niewielkim wzgórzem, porośniętym przez skrzypy i widłaki, rozpościerała się kolorowa dolina okryta kobiercem wysokich, słodko pachnących kwiatów. W jej centrum przycupnęła okrągła kaplica. Zatrzymałem się i odetchnąłem. Od tej chwili każdy szczegół mógł mieć znaczenie. Otworzyłem menu screenshotów i uwieczniłem obraz całej niecki. Potem ruszyłem w ślad za przewodniczką. Wraz ze zbliżaniem się do budowli monumentalne tony ustąpiły miejsca melodii dziwnie nostalgicznej, granej na zwielokrotnionych smykach, punktowanej głębokimi uderzeniami bębna i miękkimi odciskami basów. Układ łąki zdawał się być pozbawiony wzoru. Kamie
–Pozwoli pani – odezwałem się – że najpierw sam obejrzę obiekt, a potem, jeśli uznam to za stosowne, zadam kilka pytań.
–Zgoda.
Dziewczyna usiadła na pobliskim kamieniu. Otworzyła okno podglądu i
Uruchomiłem notatnik i włączyłem nagrywanie. Dla wygody zwiększyłem jaskrawość krawędzi obiektywu i kontrast obrazu.
–Deep Past World, dzień zero, godzina… – włączyłem chronometr – czternasta czasu lokalnego. Sektor… – zerknąłem na mapę. – F 45 łamane na D 334. Narzeczony klientki, Henry… Jak pani narzeczony ma na nazwisko?
–Wallace! – odkrzyknęła Jane.
–A więc Henry Wallace uwięziony został w tym obiekcie dwie doby temu…
Okrążyłem strukturę, poszukując wystających elementów, kamieni i
–Okay – mruknąłem do siebie – skończyliśmy oglądanie, przechodzimy do osłuchiwania…
Nie zauważyłem, że od dłuższej chwili obserwuje mnie zleceniodawczyni. Wydawała się zdegustowana.
–Przez tyle czasu nic pan nie znalazł? – zapytała, nie kryjąc rozdrażnienia.
Wyłączyłem nagrywarkę.
–Szanowna pa
To nie była przenośnia. Wyjście z gry bez procedury oznaczało dla mózgu szok porównywalny do serii potężnych elektrycznych wyładowań w obrębie całej kory mózgowej. W najlepszym wypadku kończyło się to bólem głowy. Częściej występowała amnezja i halucynacje – pozostałości ze świata. Zdarzały się, choć rzadziej, długo trwające stany paranoidalne, majaczeniowe, a w końcu – sporadycznie – przypadki utraty osobowości, a nawet śmierci.
Dziewczyna umilkła. Poprawiła się na prowizorycznym siedzisku i zacięła usta. Przybliżyłem ucho do drzwi. Cisza. Osłuchiwanie murów również nie przyniosło rezultatów. Potem przyszła kolej na obmacywanie i opukiwanie. Gdy zapadał zmierzch, miałem za sobą pełny zestaw badań, który absolutnie niczego nie ujawnił.
Nieopodal dostrzegłem kamie
–Jest pani kleryczką? – rzuciłem. Skinęła głową.
–Niech pani rozpali ogień. Robi się zimno. Otworzyła menu czarów: w powietrzu przed nią zawisła księga. Wybrała zaklęcie zapalające i wycelowała w palenisko. W powietrze strzelił wesoły płomień.
Usiedliśmy na trawie. Przestrzeń dookoła wypełniona była graniem cykad, pohukiwaniami puchaczy i szumem drzew. Gwiazdy błyszczały jak brylanty. Gdzieś daleko na wschodzie żarzyła się łuna. Być może to łowcy świętowali ubicie kolejnego smoka. Albo odwrotnie. Po raz nie wiem który zdumiałem się nad fenomenem gier: człowiek nie odczuwał se
–Teraz nadszedł czas… – powiedziałem i przestraszyłem się własnego głosu; kilka godzin milczenia zrobiło swoje -…żebym zadał kilka pytań.
–Myślałam, że się nie doczekam – patrzyła nieruchomo w ogień. – Nawet pan nie wie, jak nudne jest obserwowanie pańskiej pracy.
:- Nie denerwuje się pani losem narzeczonego?
Żachnęła się.
Henry to dżentelmen. Dopóki działa jego łoże gamepill, nie będzie panikował. Znam go. Poza tym wie, że w razie czego zmienię mu zasobnik i podam następną dawkę prochu.
Zmarszczyłem czoło w niemym podziwie.
–Przejdźmy do interesujących mnie kwestii – ponowiłem. – Niech pani opowie ze wszystkimi szczegółami, jak się tutaj znaleźliście i jak Henry wszedł do świątyni.
Skrzywiła się.
–Niewiele mam do powiedzenia. Weszliśmy dwie i pół doby temu. Tą samą bramą, którą wszedł pan. Trochę pobiegaliśmy i cieszyliśmy się otoczeniem. Potem Henry dostrzegł tę kaplicę i zaproponował, byśmy się razem pomodlili. Za dwa miesiące mamy ślub. To miała być medytacja za nasze szczęście. Zgodziłam się. On wszedł pierwszy, a ja jeszcze przez chwilę patrzyłam na świat. Wie pan – uśmiechnęła się niewi