Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 60 из 76



–Przepraszam, źle się pani czuje? – Norbert Mirecki zaniepokoił się, widząc, że Edyta nagle zrobiła się blada jak ściana i chwieje się na nogach. Kiedy jeszcze oparła się o samochód, uznał, że zasłabła, i zdecydował się podejść.

–Nie, nie… Wszystko w porządku – skłamała, nie odwracając głowy.

–Jest pani pewna? – Zastanawiał się, czy może ją tak zostawić.

–Tak, jestem pewna. Wszystko w porządku. – Opanowała się i spojrzała na niego chłodno. Szczupły szpakowaty mężczyzna około czterdziestki przyglądał się jej z troską.

–Przepraszam, nie zamierzałem… – Zmieszał się. – Pójdę już.

–Tak będzie najlepiej. – Wsiadła do samochodu i zatrzasnęła drzwi przed nosem mężczyzny.

2.

Zatrzymała się na podjeździe. Przyjechała tu pod wpływem impulsu, musiała z kimś porozmawiać. Nie miała i

–Cześć! – zawołała Lidka. – Ale niespodzianka!

–Nie będziesz miała kłopotów, że przyjechałam? – spytała ostrożnie.

215

–Nie ma go w domu – odpowiedziała przyjaciółka. Od razu zrozumiała, o co tamta pyta. – Wyszedł wczoraj w nocy i jeszcze nie wrócił – dodała, zapraszając ją do środka.

–I mówisz to tak spokojnie? – zdziwiła się Edyta.

–Lepiej się czuję, kiedy go nie ma. Nawet jeśli nie robi awantur, jego obecność jest jakaś taka… przytłaczająca – powiedziała Lidka. – Chodź do kuchni. Mam mrożoną herbatę…

–Wołałabym coś ciepłego, jeśli to nie kłopot – poprosiła Edyta, rozglądając się ciekawie dookoła. Musiała przyznać, że wnętrze wygląda wspaniale. Piotr był świetny w swoim fachu. Dwór nic nie stracił ze swojego charakteru, a jednocześnie czuło się powiew nowoczesności. Zachowanie dziewiętnastowiecznego stylu przy zastosowaniu nowoczesnych materiałów było istnym majstersztykiem. – Pięknie tu. – Szczery podziw w jej głosie wywołał uśmiech na twarzy Lidki.

–Wiem – odrzekła. – Piotr świetnie się spisał – przyznała.

–Nie jest lepiej, prawda? – Blada, przezroczysta twarz przyjaciółki wystarczyła jej za odpowiedź.

Lidka tylko pokręciła głową i otworzyła szafkę, gdzie w równym rzędzie stało kilka puszek.

–Chcesz herbaty z miodem? A może wolisz kakao? – spytała.

–Może być herbata. Będzie szybciej – zdecydowała Edyta.

–Kakao to nie kłopot – zapewniła ją Lidka. – I tak chcę zrobić dla siebie, więc…

–W takim razie kakao… – Przez chwilę patrzyła, jak przyjaciółka krząta się po kuchni. – Michał wyjechał bez słowa – odezwała się nagle.

–Jak to, wyjechał? – Zdumiona Lidka aż usiadła na krześle.

–Po prostu… – Edyta wzruszyła ramionami. – Nie mam z nim kontaktu od kilku dni. Bałam się, że coś mu się stało, a on po prostu dostał przeniesienie. Nawet nie zadzwonił – powiedziała ze smutkiem.

–Nie wierzę – szepnęła Lidka. – Nie mógłby…

–Mógłby czy nie… Co za różnica? Fakty mówią za siebie. Nie miał tyle odwagi, żeby chociaż zadzwonić.

–Ale przecież wy…

–Właściwie to nie. – Edyta zrozumiała, co przyjaciółka miała na myśli, mimo że Lidka nie dokończyła. – Widocznie tylko mi się zdawało…

–Nie sądzę. To było dziwne, ale patrząc na was, miałam takie wrażenie… Nie wiem, jak to powiedzieć, ale… Wiesz, normalnie jest tak, że pozna-

216

jesz faceta, spotykacie się, poznajecie, no i potem coś z tego jest albo nie, a przy was miałam wrażenie, jakby te etapy nie były ważne.

–Nie rozumiem ani słowa. Bredzisz. – Edyta się skrzywiła.





–Nie umiem się wysłowić – pożaliła się Lidka. – To było tak, jakby wasze dusze znały się od zawsze, a teraz po prostu się spotkały.

–Pięknie, reinkarnacja. Mam nadzieję, że w kolejnym życiu będzie karaluchem – zadrwiła, starając się zapanować nad łzami.

–Mleko! – krzyknęła Lidka, słysząc syczenie na kuchence.

–Zostaw! – Edyta zerwała się pierwsza i wyłączyła palnik.

–Mocno się przypaliło? – Lidka usiłowała zajrzeć jej przez ramię.

–Mleko albo jest przypalone, albo nie. – Edyta przewróciła oczami, słysząc jej pytanie.

–Mnie przypalone nie przeszkadza – powiedziała Lidka, siadając z powrotem na krześle. Patrzyła, jak Edyta stara

–Mnie właściwie też nie. – Nasypała kakao do kubków i zalała mlekiem.

–Chodźmy do biblioteki – zaproponowała Lidka. – Są tam wygodne fotele. Będziemy mogły porozmawiać…

–Och… – Edyta westchnęła z zachwytem na widok ścian z wysokimi po sufit regałami. W równo ułożonych rzędach stały na nich książki.

–No… Mnie też powaliło, jak pierwszy raz to zobaczyłam. Ktoś powinien je skatalogować. Wiesz, że nadal nie mam pojęcia, co tu jest? – mówiła Lidka, siadając wygodnie w swoim ulubionym fotelu.

–Mogłabym ci to zrobić za darmo. A nawet dopłacić… – Wciąż podziwiając książki, usiadła naprzeciwko przyjaciółki.

–Skąd wiesz, że Michał został przeniesiony? – Lidka, popijając kakao, wróciła do tematu.

–Byłam na posterunku. Rany, jak mi wstyd… – wyznała Edyta. – Facet ma mnie gdzieś, a ja, jak ostatnia idiotka, jeszcze go szukam…

–My, kobiety, tak mamy… – Przyjaciółka próbowała żartować.

–Nie mówmy o tym, dobrze? – poprosiła Edyta. – Jak wrócę do domu, będę pewnie ryczeć w poduszkę, ale teraz wolałabym pogadać o czymś i

–Dobra, byle nie o mnie. Też nie bardzo mam ochotę – stwierdziła Lidka. – Masz jakiś temat?

–No jasne, że mam. – Edyta klepnęła się w czoło. – Jestem głupia! Byłam wczoraj u naszego proboszcza i…

–Myślałam, że nie chodzisz do kościoła?

217

–Bo nie chodzę. Pamiętasz ten notes, który znalazłaś na strychu?

–Notes? – Na twarzy Lidki malowało się zdziwienie.

–Ten z łacińskim tekstem.

–Zupełnie o nim zapomniałam! Chwila, chwila, dałaś to waszemu proboszczowi do przetłumaczenia? – spytała zaskoczona.

–A znasz kogoś, kto znałby lepiej łacinę? – Zaczęła Lidce powtarzać, co powiedział jej ksiądz Adam.

3.

–Odmawiam przyjęcia nowego zadania i proszę o urlop do odwołania. Jeśli nie otrzymam zgody, odejdę – powtórzył uparcie Nawrocki. Nie zamierzał ustępować.

–Od nas nie można tak po prostu odejść! To nie przedszkole! – Szef uderzył pięścią w stół.

–Jestem tego całkowicie świadomy, panie inspektorze – odparł spokojnie Michał. – Nie zamierzam jednak zmieniać zdania.

–Nie wolno ci odmówić wykonania polecenia służbowego! Za coś takiego możesz wylecieć! I to dyscyplinarnie! Chcesz zaprzepaścić swoją karierę?!

–Nigdy nie zależało mi na karierze, panie inspektorze. Jestem gotów zaryzykować. – Komisarz patrzył twardo na szefa.

–Michał – inspektor Traczyk starał się powściągnąć emocje – znamy się od lat. Od wielu lat. Nikomu nie ufam tak jak tobie. Nie pozwolę ci zaprzepaścić tego, na co długo pracowałeś. Rozumiem, że nie jesteś przyzwyczajony do niepowodzeń. Ale w naszym fachu liczy się prawda. Nikt nie ma do ciebie pretensji, że nic nie znalazłeś. Może po prostu nie było nic do odkrycia? Przecież nie chodzi o tworzenie fałszywych dowodów, do cholery! – Rozluźnił uwierający go kołnierz munduru.

–Panie inspektorze, nie chodzi o niepowodzenie. Czuję, że tam coś nie gra, i wiem, że mogę to udowodnić. Potrzebuję tylko czasu…