Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 37 из 76

–Jak masz zamiar to zrobić? Pójdziesz ze swoimi przeczuciami do komendanta? – zapytała Edyta.

Była świadoma, że dla osób postro

–Wywali mnie na zbity pysk. Muszę mieć coś solidnego. – Michał z trudem panował nad złością, czuł się taki bezsilny.

–Na przykład? – zapytała Lidka.

–Na przykład logiczne wyjaśnienie, skąd się wzięła na drodze. Szukali śladów z psem, ale zwierzak stracił trop. Przeglądałem mapę okolicy. Poza lasami nic tam nie ma – mówił. – Dziewczyna miała poranione stopy. Musiała biec. Uciekała. Tylko skąd?

–Nie przebiegła całego lasu. To kilkanaście kilometrów.

–Na pewno nie w tym stanie – dopowiedział Michał.

–Czyli miejsce, z którego uciekała, musi być gdzieś w pobliżu drogi – zastanawiała się dalej Edyta.

Wolała skoncentrować się na poszukiwaniu odpowiedzi na nurtujące ich pytania, niż zadręczać śmiercią dziewczyny i jej dziecka. Nie mogła cofnąć czasu. Tym dwojgu nie mogła już pomóc, ale jeśli uratuje i

–Jeśli dobrze rozumiem – wtrąciła się Lidka – mówiąc o miejscu, macie na myśli to, że była gdzieś przetrzymywana. Nie wiemy, czy tak było.

–Nie wiemy, ale to równie dobry pomysł jak każdy i

4.

–Jak sobie radzisz? – Michał zatrzymał się u szczytu schodów, patrząc bacznie na Edytę. Stała przy oknie i spoglądała na odjeżdżającą Lidkę. Odwróciła się z westchnieniem.

–Kiepsko – przyznała.

133

Podszedł do niej i nie mając pewności, czy go nie odepchnie, objął ją i wtulił twarz w jej włosy, pachnące migdałami. Przez mgnienie oka wyczuwał jej wahanie, ale zaraz oparła głowę na jego piersi, a ich dłonie się splotły.

Trwali tak przez kilka minut, obserwując ludzi na rynku. Dolatywały śmiechy stamtąd i gwar rozmów, przeplatane okrzykami wesołości i zachwytu.

–Muszę ci coś powiedzieć. – Edyta uwolniła się delikatnie z jego objęć. Nie patrząc na niego, podeszła do wiszącego na ścianie obrazu. Gdy go odchyliła, pod spodem ukazał się metalowy sejf. Wyjęła stamtąd plik kartek i kasetę.

–Nigdy o tym nie rozmawiałam, ale wypadek Bartkowiaka… – Zamilkła i przygryzła wargę. Widział, że się zawahała. Czekał. – Moja matka zginęła dokładnie w ten sam sposób – oświadczyła, po czym zamilkła ponownie.

–Uważasz, że śmierć twojej mamy mogła mieć jakiś związek z tym, co się tu dzieje? – przerwał milczenie.





–Do tej pory tak nie myślałam, ale teraz tak właśnie sądzę. – Spojrzała na niego pociemniałymi z bólu oczami. – Kiedy siostra Jana opisała mi jego śmierć… To było tak, jakbym cofnęła się w czasie. Prawie słyszałam policjanta, który mi mówił, że mama z nieznanych przyczyn zjechała na sąsiedni pas jezdni.

–To może być przypadkowa zbieżność – powiedział niepewnie Michał, nie chcąc jej urazić. Przypuszczał, że to wcześniejsze tragiczne przeżycia sprawiły, że Edyta widzi coś, czego tak naprawdę nie ma. – Nasza teoria zakłada, że Bartkowiaka zabił ten sam człowiek, który zabija dziewczyny, ale to tylko teoria. Równie dobrze Janek mógł zasłabnąć za kierownicą.

–Przestań! – zirytowała się Edyta. – Teraz sam nie wierzysz w to, co mówisz.

–Może i nie – przyznał. – Jaki związek mogła mieć twoja mama z tym, co dzieje się tu teraz? Wyjaśnij mi. Poza zbieżnością sytuacji niczego więcej nie ma.

–Może i nie – zgodziła się, ale na jej twarzy odbiła się irytacja przemieszana ze złośliwością, gdy użyła dokładnie tych samych słów, co on przed chwilą.

–Dobra. – W oczach Michała pojawił się błysk rozbawienia. – Przekonaj mnie.

Edyta zawahała się, nadal niepewna, czy może mu zaufać, ale uznała, że już za późno, by się wycofać. Postanowiła opowiedzieć mu wszystko.

134

–Wyjechałam stąd zaraz po maturze. – Dostrzegła zdumienie Nawrockiego, gdy nagle tak daleko cofnęła się w czasie. – Zerwałam kontakt z matką na ponad dziesięć lat.

–Rozumiem, że w takiej sytuacji możesz czuć się wi

–Nie czuję się wi

Michał westchnął, ale słuchał uważnie.

–Miałam już za sobą egzaminy na studia, dostałam miejsce w akademiku. Chciałam wyjechać z końcem lata. Wtedy znalazłam pewne kasety. Kasety, na których… – Edyta zamknęła oczy i z wysiłkiem mówiła dalej – mama uprawiała seks z różnymi mężczyznami. Kilku z nich znałam. Nie wiedziałam, co o tym myśleć, zaczęłam przeszukiwać jej pokój i znalazłam notes… Ona ich szantażowała. Daty, nazwiska, kwoty, przysługi. Wszystko. Rzuciłam jej to w twarz, a ona mnie wyśmiała – ciągnęła z goryczą. – Nie jestem do niej podobna. Bardziej do ojca. Odziedziczyłam po niej tylko karnację i oczy. Mama miała ciemne lśniące włosy, jak gorzka czekolada. Była piękna, ale nie w taki sposób jak te modelki. Miała w sobie coś, co sprawiało, że nikt nie mógł jej minąć obojętnie. Nie było osoby, która by się za nią nie obejrzała. Bez względu na wiek, na płeć. Zawsze napawało mnie to dumą, że mam najpiękniejszą mamę na świecie. – Uśmiechnęła się ze smutkiem. – Chociaż czułam się przy niej jak brzydkie kaczątko. I potem te taśmy… Ale wszystko to nie poruszyło mnie tak, jak jej reakcja. Byłam tak zszokowana, że nic nie czułam. Nic. Dopiero potem… Roześmiała się szyderczo. Powiedziała, że, niestety, wdałam się w ojca i jestem bezużyteczna. Nie czuła się wi

Michał słuchał jej uważnie, choć jak dotąd nie znalazł niczego, co miałoby związek z ich sprawą.

–A potem nagle to… – Włożyła kasetę do małego magnetofonu. – Posłuchaj.

135

–Edyto, odbierz, jeśli tam jesteś. To ważne… Posłuchaj… Ja wiem… Stało się coś strasznego. Nie miałam pojęcia, że są zdolni… że oni… Nie mam prawa cię o to prosić, ale musisz mi pomóc. Musisz mi zaufać. Tu chodzi nie tylko o mnie. Musimy wyjechać. Obie. Przyjadę do ciebie… Wszystko ci wyjaśnię.

Nawrocki wsłuchiwał się uważnie nie tylko w treść, ale i w to, jak mówiła tamta kobieta. Miała piękny głos, z lekką chrypką, ale zarazem niezwykle melodyjny. Lekko przeciągała sylaby.

–Nigdy nie słyszałam, żeby tak się zachowywała. Zawsze wydawała się taka pewna siebie, niemal arogancka. Nic nie było w stanie wytrącić jej z równowagi. A wtedy… Wtedy robiła wrażenie przerażonej.

–Nie spotkałyście się… – stwierdził.

–Nie. Czekałam na nią… nie rozumiałam, co się dzieje, ale to musiało być coś… Sama nie wiem… Zadzwonił telefon. Policjant powiadomił mnie o wypadku. Pojechałam na miejsce i patrzyłam, jak rozcinają samochód. Nie było czego zbierać. Zawsze jeździła za szybko – wykrzywiła się – ale nigdy nie miała stłuczki. Nawet pędząc sto sześćdziesiąt na godzinę, była tak samo arogancka, spokojna i pewna siebie. Nie traciła opanowania. Zginęła na miejscu. Byłam na nią wściekła – wyznała nieoczekiwanie. – Po tylu latach śmiała zburzyć mój uporządkowany świat, a ja nawet nie wiedziałam, dlaczego.