Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 5 из 84



Na każdą żonę przychodzi ta chwila. Po dwudziestu pięciu nie­naga

Wielki czarny samochód z piskiem opon zatrzymał się przy ko­szach. Młody mężczyzna w ciemnych okularach zgrabnie wyśliznął się z wnętrza wprost w strugi deszczu, trzymając w ręku przedmiot podobny do przenośnego wózka dla niemowląt i kocim krokiem skierował się do wejścia.

Mr Young wyjął fajkę z ust.

— Nie zapomniał pan o światłach? - powiedział uprzejmie.

Mężczyzna spojrzał na niego pustym wzrokiem człowieka, dla którego nie zgaszone światła są ostatnim powodem zmartwienia i niedbale machnął ręką w stronę bentleya. Światła zgasły.

— Zmyślne - powiedział Mr Young. - Na pewno podczerwień.

Był nieco zaskoczony, że tamten wcale nie zmókł, a także tym, że nosidełko nie było puste.

— Zaczęło się? - zapytał mężczyzna.

Nie bez dumy Mr Young stwierdził, że już na pierwszy rzut oka rozpoznano w nim przyszłego ojca.

— Tak. Kazali mi wyjść - dodał z wdzięcznością w głosie.

—Już? A ile mamy do końca?

My - pomyślał Mr Young. Pewnie znowu jakiś doktorek-propa-gator koncepcji wspólnych porodów.

— Chyba już niedługo. Idzie dobrze - odpowiedział Mr Young.

— W którym pokoju? - pośpiesznie zapytał tamten.

— Numer 3 - odparł i pogładził ręką kieszeń, w której w pognie­cionym pudełku, zgodnie z tradycją, spoczywały cygara.

— A może doznamy wspólnie radosnego uczucia zaciągnięcia się cygarem urodzinowym?

Mężczyzna zniknął.

Mr Young wsunął pudełko z powrotem do kieszeni. Ach, ci le­karze. Stale zapędzeni. Każdą chwilę daną od Najwyższego wypeł­niają pracą.

* * *

Jest taka stara sztuczka z trzema kubkami i ziarenkiem piachu. Ziarenko wędruje z jednego do drugiego tak szybko, że nawet najbystrzejsze oko nie dostrzega kiedy i którędy.

Podobna sztuczka z nieoczekiwaną zamianą miejsc zostanie przedstawiona za chwilę, z tym, że przemieszczający się obiekt jest znacznie większy od ziarenka grochu.

Teraz zwolnimy nieco tempo narracji, by wreszcie choć raz przyjrzeć się dokładnie rzekomej sztuczce.

Pani Deirdre Young właśnie rodzi w sali porodowej nr 3. Na świat przychodzi złotowłose niemowlę płci męskiej, które oznaczy­my: Niemowlę A.

Małżonka attache kulturalnego ambasady USA, pani Hariet Do-wling, rodzi w sali nr 4. Także złotowłose niemowlę płci męskiej, któ­re oznaczymy: Niemowlę B.

Siostra Mary Złotousta wiernie służy Szatanowi od urodzenia. W szkółce sabatowej wyróżniała się w kaligrafii i przyrządzaniu wą­tróbki na gorąco. Kiedy nakazano jej wstąpić do zakonu trajkoczące­go, uczyniła to posłusznie, w pełni świadoma swoich przyrodzonych zdolności w tej materii, jak też i tego, że nareszcie trafi do swoich. Być może w sprzyjających okolicznościach odkryłaby także i

Proszę o skupienie. Zaczynamy pokaz.

— Czy to on? Myślałam, że będzie miał jakieś śmieszne oczy. Czerwone albo zielone kopyciąteczka. I ogonek — mówiąc to, sio­stra Mary oglądała niemowlę ze wszystkich stron. Rogów też nie zna­lazła. Potomek Szatana wyglądał zadziwiająco normalnie.



— Tak, to on - odparł Crowley.

— Proszę, proszę. Patrzcie państwo. Oto mam w rękach samego Antychrysta - trajkotała. — A zaraz wykąpiemy Antychryściątko. I po­liczymy paluszki.

Wpatrywała się w niemowlę i trajkotała, tak jakby była gdzie in­dziej i przemawiała do sobie tylko znanej istoty. Crowley przesunął ręką przed jej oczami.

— Siostro? Halo, siostro Mary! Siostro?!

— Najmocniej przepraszam. Jest taki słodki. Ciekawe, czy po­dobny do tatusia? Ależ na pewno. Jesteś podobny do swojego dziub-dziusia-tatusia, prawda?

— Nie — powiedział stanowczo Crowley. — A na miejscu siostry byłbym już dawno na porodówce.

— Jak pan myśli, czy będzie mnie pamiętał, gdy dorośnie? - za­pytała tęsknym głosem i odpłynęła korytarzem.

— Módl się, żeby nie - odparł Crowley i zniknął.

Siostra Mary z dumą niosła Wielkiego Adwersarza, Pogrom­cę Królów, Anioła Bezde

Zaczął gaworzyć. Połaskotała go delikatnie.

W uchylonych drzwiach pojawiła się głowa przełożonej i prze­mówiła:

— Co tu robisz, siostro Mary? Dzisiaj masz dyżur w sali numer 4.

— Pan Crowley powiedział...

— Zmykaj na miejsce, siostrzyczko. Nie widziałaś po drodze męża rodzącej? Nie ma go w poczekalni.

— Widziałam tylko pana Crowleya i powiedział mi, że...

— No pewno, że ci powiedział — odparła stanowczo siostra Gra­ce Złotousta. — Chyba najlepiej będzie, jak sama odszukam nie­grzecznego tatuśka. Wejdź tutaj i pilnuj jej. Jest trochę rozkojarzona, ale z dzieckiem wszystko w porządku. - Zrobiła znaczącą pauzę. - Dlaczego puszczasz do mnie oczka? Co to ma znaczyć? Jakiś tik?

— Przecież wiesz, matko przełożona - syknęła siostra Mary. -Niemowlęta. Zamiana...

— Ależ naturalnie. Wszystko w swoim czasie. Niech tylko ten tatuś sobie pójdzie. On nam raczej nie pomoże, a mógłby coś nie­chcący zobaczyć. Na razie siedź tu i pilnuj dziecka, złociutka.

To powiedziawszy, siostra Grace odpłynęła lśniącym koryta­rzem. Siostra Mary weszła do sali porodowej, popychając przed sobą wózek.

Pani Young była nie tylko rozkojarzona, ale spała w najlepsze jak ktoś, kto zrobił co do niego należało, a teraz uprzejmie zezwala pozostałym domownikom pilnować interesu. Zważone i wyką­pane Niemowlę A spało obok. Sprawująca opiekę siostra Mary zdjęła niemowlęciu identyfikator i zręcznie sporządziła duplikat, który natychmiast założyła niemowlęciu oddanemu jej pod opiekę.

Bobasy były bardzo podobne do siebie. Oba małe, pulchne, obsypane potówkami, o buziach Winstona Churchilla.

Siostra Mary pomyślała, że przydałaby się jej teraz filiżanka gorącej herbaty.

Większość zako

Tym, co być może pozwoli lepiej zrozumieć istotę poczynań ludzkości sensu largoniech będzie fakt, że wszystkie triumfy i kata­strofy tego świata ludzie powodują nie dlatego, że są z gruntu źli al­bo z gruntu dobrzy, lecz dlatego, że są z gruntu ludźmi.