Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 56 из 78

– Dziękujemy, doktorze. Bardzo nam pan pomógł, jak zawsze.

Odprowadził geologa do drzwi, poklepał po plecach i jeszcze raz podziękował. Potem wrócił do pozostałych.

– Mam nadzieję, że was nic uraziłem, wzywając go tutaj. Chciałem usłyszeć opinię z niezależnego źródła.

– To, co powiedział – odrzekł Gu

– Klucz do zagadki znajduje się na statku “Ataman Explorer” – odezwał się Austin.

– A więc musimy się dostać na jego pokład – dodał Sandecker.

28

Rocky Point, Maine

Przed uderzeniem wielkiej fali Rocky Point było typowym miasteczkiem na skalistym wybrzeżu Maine. Jego malowniczy port i drewniane domki kryte gontem można było podziwiać na zdjęciach w wielu kalendarzach. Zadbana Main Street wyglądała jak ulica z filmu Franka Capry.

Teraz jednak zniknęły nadmorskie restauracyjki, serwujące homary, nie było portu rybackiego. Zostały po nich tylko pale. Sterczały z wody jak zepsute zęby. Na morzu unosiły się kuliste boje ostrzegające przed wrakami. Na brzegu dźwigi przenosiły szczątki łodzi. W kilwaterze “Kestrela” wirowały różne śmiecie.

Gdyby Austin miał większe zacięcie poetyckie, powiedziałby, że wielka fala ukradła miastu duszę. Ale zdobył się tylko na stwierdzenie:

– Co za bajzel.

– Mogło być gorzej – odparł szeryf Charlie Howes, stojący obok niego na rufie kutra Jenkinsa.

Austin pokręcił głową.

– Jasne, gdyby walnęła tu bomba atomowa.

Poznali się kilka godzin wcześniej. Austin, Trout i Jenkins przylecieli firmowym odrzutowcem NUMA do Portland. Jenkins uprzedził szeryfa. Howes odebrał ich z lotniska i przywiózł radiowozem do Rocky Point.

Po spotkaniu u Sandeckera Austin wrócił do swojego gabinetu ze zdjęciami satelitarnymi “Atamana Explorera”. Obejrzał je pod silnym szkłem powiększającym. Fotografie zrobiono z wysokości tysięcy metrów, ale były ostre i wyraźne. Mógł bez trudu odczytać nazwę statku na kadłubie i zobaczyć ludzi na pokładzie.

Natychmiast uderzyło go podobieństwo statku do “Glomara Explorera”, jednostki ratowniczej o długości stu osiemdziesięciu trzech metrów, zbudowanej przez Howarda Hughesa w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku na tajne zlecenia CIA do wydobycia zatopionego radzieckiego okrętu podwodnego. Wysokie dźwigi i bomy przeładunkowe przypominały pływające platformy wiertnicze.

Austin obejrzał statek od dziobu do rufy. Szczególną uwagę zwrócił na pokład w okolicy dźwigów. Zrobił na kartce kilka szkiców i uśmiechnął się zadowolony. Znalazł sposób wejścia na statek. Wszystko zależało od tego, jak blisko uda mu się podejść do “Atamana Explorera”. Jednostka mogła uciec na widok statku NUMA. Austin zastanawiał się nad tym problemem przez kilka minut. Przypominał sobie swoje doświadczenia z Morza Czarnego, gdy popłynął z kapitanem Kemalem. Potem podniósł słuchawkę telefonu, zadzwonił do Yaegera i zapytał, gdzie jest Jenkins.

– Reed zafundował Jenkinsowi zwiedzanie NUMA dla VIP-ów. Zaproponował mu nawet nocleg przed jutrzejszym powrotem do Maine.

– Spróbuj ich znaleźć i oddzwoń do mnie.

Telefon Austina zadzwonił po kilku minutach. Austin nakreślił Jenkinsowi swój plan. Nie ukrywał, że jest ryzykowny. Jenkins nie wahał się ani chwili.

– Zrobię wszystko, żeby dopaść tych skurwieli, którzy zniszczyli moje miasteczko -powiedział po wysłuchaniu Austina.

Austin życzył mu miłego zwiedzania i zadzwonił do działu transportu NUMA, żeby załatwić szybki środek lokomocji. Potem zatelefonował do miejskiego domu Troutów w Georgetown. Gamay zostawiła wcześniej wiadomość, że wrócili z Paulem ze Stambułu i są do dyspozycji. Austin zastał Paula i wprowadził go w szczegóły.

W tym samym czasie Jenkins zaczął wydzwaniać do miejscowych rybaków, którzy mieli kutry na chodzie. Pytał, czy chcieliby się na coś przydać, zgodnie z sugestią Austina mówił im, że NUMA potrzebuje ich kutrów do badań fauny głębokowodnej. W zamian za to mieli dostać bez zbędnej biurokracji pokaźną sumę na odbudowę portu.

Nie miał problemu z rekrutacją. Kiedy o świcie “Kestrel” wychodził z portu, płynęło za nim gęsiego sześć traulerów i kutrów do połowu homarów. Charlie Howes nalegał, żeby go zabrać. Jenkins chętnie się zgodził. Przed wstąpieniem do policji szeryf zawodowo łowił homary i poznał dobrze morze.





Flotylla rybacka minęła skalisty cypel, od którego pochodziła nazwa miasteczka, i wydostała się na otwarty ocean. Morze miało jasnozielony, butelkowy kolor. Na błękitnym niebie wisiało tylko kilka pierzastych obłoków. Wiała lekka zachodnia bryza. Kutry wzięły kurs na wschód, a potem na południe. Ich kadłuby wspinały się na fale i łagodnie opadały w dół. Gamay co chwila dzwoniła z centrali NUMA, podając aktualną pozycję “Atamana Explorera”, śledzonego przez satelitę.

Austin nanosił współrzędne na mapę zatoki Maine, rozległego obszaru wodnego pomiędzy długim wybrzeżem stanu i wygiętym półwyspem Cape Cod. Statek zataczał szeroki krąg. Pewnie na coś czekał. Gamay używała prostego kodu, żeby każdy podsłuchujący myślał, że to pogawędka rybaków, a Jenkins i Howes łaskawie ignorowali jej nieudolną imitację miejscowego dialektu.

Nagle Jenkins z podnieceniem wskazał duży punkt na ekranie radaru.

– Mamy go!

Austin pochylił się nad jego ramieniem i spojrzał na cel na południowym wschodzie.

– Za nim – powiedział.

Jenkins pchnął przepustnicę i kuter nabrał szybkości. I

– Nadciąga sztorm – uprzedził.

– Słyszałem w radiu prognozę pogody – odrzekł Austin.

– Nie potrzebuję radia, żeby wiedzieć, na co się zanosi – uśmiechnął się Jenkins.

Od wyjścia z portu przyglądał się niebu i morzu. Zauważył, że chmur przybywa i gęstnieją, a woda zmienia kolor na szary. Wiatr skręcił nieco na wschód.

– Jeśli uwiniemy się z robotą, zdążymy wrócić do portu przed sztormem. Wyciąganie sieci na dużej fali może być niebezpieczne.

– Rozumiem – odrzekł Austin. – Zaraz przygotujemy się z Paulem.

– Najwyższy czas – powiedział szeryf Howes dziwnie napiętym głosem. – Mamy towarzystwo.

Wskazał wielki ciemny kształt, wyłaniający się z gęstniejącej mgły. Kiedy zbliżył się, przestał przypominać widmo. Zamazane przez mgłę linie wyostrzyły się, ukazując sylwetkę dużego statku. Był cały czarny. Z wysokiej nadbudowy wystawał pojedynczy komin. Dźwigi i bomy sterczały z pokładu niczym kolce jeżozwierza. Matowa czarna farba nadawała mu złowrogi wygląd. Nie uszło to uwadze i

W radiu odezwały się podniecone głosy.

– Jezu, Roy, co to jest? – zapytał jeden z szyprów. – Pływający karawan?

– Karawan? – zdziwił się drugi. – To cały cholerny zakład pogrzebowy!

Austin uśmiechnął się. Nikt nie mógł mieć wątpliwości, że rozmowa jest spontaniczna. Jenkins uprzedził kolegów, żeby dobrze uważali i nie dali się staranować. Nie musiał im mówić, żeby z daleka ominęli monstrualny statek. Austin ocenił szybkość kolosa na mniej więcej dziesięć węzłów.

Wydawało się, że “Ataman Explorer” zwolnił w pobliżu kutrów. Od pokładu oderwał się jakiś punkt. Rósł brzęcząc jak szerszeń wypłoszony z gniazda. Po chwili tuż nad flotyllą rybacką przeleciał czarny helikopter. Jenkins i Howes pomachali mu rękoma. Maszyna okrążyła kutry kilka razy i wróciła na statek.

Austin i Trout wkładali w sterówce skafandry płetwonurków. Austin spokojnie popatrzył przez szybę na odlatujący helikopter.

– Zdaje się, że inspekcję mamy już za sobą.

– Tym razem zachowali się uprzejmiej niż w Noworosyjsku, kiedy węszyliśmy z Gamay wokół terenów Atamana.

– Możesz podziękować za to Jenkinsowi. To on wpadł na pomysł, żeby zabrać ze sobą tylu świadków.