Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 83 из 87



Pitt zastanawiał się chwilę.

– Nie. Zostańmy na tym kursie. Musi być tego więcej.

Lata podwodnych badań wyostrzyły jego zmysły. Mógł niemal wywęszyć ukryte i zaginione. Czuł, że w pobliżu jest jeszcze mnóstwo części zenita.

Ale monitor sonaru pokazywał tylko puste dno i mężczyźni na mostku zaczęli mieć wątpliwości. Dopiero ćwierć mili dalej na ekranie pojawiło się kilka małych szczątków o poszarpanych krawędziach. Nagle cały monitor wypełnił duży prostokątny obiekt, który leżał prostopadle do i

Giordino uśmiechnął się.

– Chyba właśnie znalazłeś całą enchiladę, szefie.

Pitt przestudiował uważnie obraz i skinął głową.

– Sprawdźmy, jak smakuje.

Kilka minut później pędniki boczne ustawiły „Deep Endeavora" na pozycji. Za reling rufowy opuszczono mały zdalnie sterowany pojazd podwodny ROV. Gdy opadał na dno morza dwieście siedemdziesiąt pięć metrów pod powierzchnię, z dużego bębna wciągarki odwijał się jego kabel zasilający. W słabo oświetlonej kabinie pod sterownią Pitt siedział w fotelu kapitańskim i obsługiwał pędniki bezzałogowej łodzi dwoma joystickami. Przed sobą miał rząd monitorów, które pokazywały obraz piaszczystego dna z sześciu cyfrowych kamer wideo ROV-a.

Zatrzymał pojazd kilkadziesiąt centymetrów nad dnem, potem skierował go wolno w stronę dwóch ciemnych obiektów w pobliżu. Kamery pokazały po drodze dwa poszarpane kawałki białego metalu wystające z piasku. Wyglądały na fragmenty korpusu zenita. Pitt ominął szczątki i wysterował w kierunku wykrytych przez sonar celów. Na dnie leżały dwie części rakiety nośnej.

Kiedy ROV zbliżył się do nich, Pitt i Giordino zobaczyli, że pierwsza ma prawie pięć metrów długości i niemal taką samą średnicę, ale jest spłaszczona z jednej strony. Koziołkowała w powietrzu i uderzyła w wodę bokiem. Siła kolizji nadała jej niemal prostokątny kształt zidentyfikowany przez sonar. Pitt poprowadził pojazd do końca fragmentu rakiety. Kamery pokazały wielką dyszę wylotową, która wystawała z masy rur i komór.

– Silnik jednego z górnych członów? – zapytał Giordino.

– Prawdopodobnie trzeciego. Tego, który jest najwyżej i wynosi ładunek na orbitę.

Niezatankowana część zenita odłamała się od drugiego, niższego członu podczas eksplozji. Ale głowica umieszczona na szczycie oderwanej części również odpadła. Kilka metrów dalej ciągnął się w mrok długi biały obiekt.

– Wystarczy tych oględzin na odległość. Przyjrzyjmy się z bliska temu. – Giordino wskazał krawędź jednego z monitorów.

Pitt skierował ROV-a w stronę białego obiektu, który szybko wypełnił ekrany. Rozpoznali następną część rakiety. Była mniej uszkodzona niż trzeci stopień zenita. Pitt ocenił jej długość na jakieś sześć metrów i zauważył, że ma nieco większą średnicę. Bliższy koniec został wgnieciony do środka, jakby uderzył w niego kafar. Pitt ustawił ROV-a tak, żeby zajrzeć w głąb, ale zobaczył tylko zmiażdżony metal.

– To musi być głowica – stwierdził. – Uderzyła w wodę tym końcem.

– Może coś widać z drugiej strony – odrzekł Giordino.

Pitt doprowadził ROV-a wzdłuż poziomej części rakiety do jej przeciwległego krańca i zatoczył pojazdem szeroki łuk. Kiedy reflektory ROV-a oświetliły odsłonięty koniec obiektu, Pitt i Giordino przysunęli się do monitorów, żeby lepiej widzieć. Pitt zwrócił uwagę na pierścień wokół wewnętrznej krawędzi cylindra. Było oczywiste, że trzeci stopień rakiety, o mniejszej średnicy, był umocowany do tego końca. Pitt przysunął pojazd bliżej. Zobaczyli oderwany fragment osłony, który sterczał pionowo na całej długości górnej powierzchni obiektu. Pitt uniósł ROV-a i poprowadził wzdłuż otworu leżącej części rakiety, z kamerami skierowanymi do środka. Przyglądali się labiryntowi rur i plątaninie kabli. Nagle blask świateł pojazdu odbił się od płaskiej lśniącej płyty. Pitt zatrzymał ROV-a i uśmiechnął się szeroko.

– To chyba wysięgnik z bateriami słonecznymi.

Giordino skinął głową.

– Dobra robota, doktorze von Braun.

Kiedy pojazd ruszył dalej, zobaczyli następne wysięgniki i cylindryczny korpus fałszywego satelity. Choć stożek dziobowy rakiety został zgnieciony, satelita w jej głowicy zachował się nietknięty wraz z ładunkiem zabójczego wirusa w środku.

Obejrzeli dokładnie całą część głowicową zenita, potem Pitt skierował ROV-a z powrotem do „Deep Endeavora" i zarządził akcję wydobywczą. Choć statek NUMA był przede wszystkim jednostką badawczą, miał na pokładzie sprzęt do niewielkich operacji ratowniczych. Po zniszczeniu „Badgera" Pitt i Giordino musieli skorzystać z rezerwowego pojazdu głębinowego. Użyli go do założenia uprzęży wokół głowicy rakiety i unieśli ją wolno na powierzchnię za pomocą dużych worków powietrznych. Pod osłoną ciemności i z dala od wścibskich mediów fragment zenita wyłowiono z wody, przeniesiono na pokład „Deep Endeavora", unieruchomiono i przykryto brezentem.



– Chłopcy z wywiadu będą mieli co robić – powiedział Giordino.

– Na pewno dowiodą, że ataku nie przygotowała grupa terrorystów amatorów. Kiedy opinia publiczna dowie się, jaki ładunek był w rakiecie, pan Kang pożałuje, że się urodził.

Giordino machnął ręką w kierunku zamglonej łuny świateł na wschodzie.

– W każdym razie dobrzy ludzie w Los Angeles są nam wi

– Powi

– Szkoda, że dzieciaków tu nie ma i nie mogą zobaczyć, że to maleństwo jest już w naszych rękach.

– Nie odzywali się, odkąd zeszli na ląd.

– Pewnie robią to, co robiłby ich stary – uśmiechnął się Giordino. – Złożyli wywiadowi raport i pojechali na plażę posurfować.

Pitt roześmiał się i spojrzał na ciemne morze. Nie, pomyślał. Teraz nie ma na to czasu.

64

Trzynaście tysięcy metrów nad Pacyfikiem Dirk siedział w ciasnym fotelu rządowego odrzutowca lecącego do Korei Południowej. Próbował się zdrzemnąć, ale adrenalina nie pozwalała mu zasnąć. Minęły zaledwie godziny, odkąd on i Summer zeszli z pokładu „Deep Endeavora", żeby opowiedzieć agentom FBI i wywiadu Departamentu Obrony o spotkaniu z Kangiem i jego fortecy.

Dowiedzieli się, że Sandecker przekonał w końcu prezydenta i Biały Dom wydał rozkaz, żeby dobrać się do Kanga szybko i cicho bez informowania władz Korei Południowej. Ułożono plan operacji. Celem ataku było kilka obiektów należących do Kanga, łącznie ze stocznią w Inczhon. Tajemniczy przywódca nie pokazywał się publicznie od kilku dni, więc pierwsze miejsce na liście celów zajmowała jego rezydencja. Ponieważ niewielu ludzi z Zachodu miało okazję złożyć tam wizytę, informacje Dirka i Summer były bardzo ce

– Chętnie opiszemy wam całą posiadłość, łącznie z lokalizacją wejść i rozmieszczeniem posterunków ochrony – powiedział Dirk ku wielkiemu zadowoleniu agentów wywiadu. – Ale w zamian oczekuję biletu na przedstawienie.

Uśmiechnął się pod nosem, kiedy zbledli. Po kilku mrukliwych kontrargumentach i telefonach do Waszyngtonu zgodzili się. Wiedzieli, że Dirk bardzo się przyda na miejscu akcji. Summer uznała, że zwariował.

– Naprawdę chcesz tam wrócić? – zapytała z niedowierzaniem, gdy zostali sami.

– Jasne – odparł. – Muszę siedzieć w pierwszym rzędzie, kiedy będą mu zakładali pętlę na szyję.

– Mnie wystarczy jedna wizyta u Kanga. Dirk, proszę cię. Zostaw działanie zawodowcom – powiedziała z siostrzaną troską. – Dziś omal nie straciłam was obu, ciebie i ojca.

– Bez obaw. Będę się trzymał z tyłu ze schyloną głową – obiecał.

Po dwugodzi