Страница 67 из 87
Jesteśmy na stanowisku i zaczynamy obserwację dwóch nadpływających statków mniej więcej czterdzieści pięć mil morskich na wschód od Long Beach. Odbiór.
– Przyjąłem, „Icarus". Cieszymy się, że mamy wasze oczy w powietrzu. Trzy nasze jednostki już weszły do akcji. Czekamy na meldunek. Bez odbioru.
– Oczy w powietrzu – mruknął Giordino. – Wolałbym mieć brzuch na kanapie.
Ciekawe, czy ktoś zapakował im lunch.
„Odyssey" przez całą noc płynęła na zachód, zbliżając się wolno do wybrzeża Kalifornii, skąd wyruszyła zaledwie kilka dni wcześniej. Po rozstrzygnięciu sporu o pozycję wystrzelenia rakiety Tongju wrócił na platformę i przespał kilka godzin w kajucie kapitańskiej. Wstał godzinę przed świtem i patrzył z mostka, jak „Odyssey" płynie w kilwaterze „Koguryo". Na prawo od dziobu dostrzegł w oddali zarys dużej wyspy. Sucha, wietrzna San Nicholas, należąca do marynarki woje
– Zbliżamy się do punktu wyznaczonego przez ukraińskich inżynierów. Przygotujcie się do zastopowania silników. Zajmiemy pozycję na południowy wschód od was. Będziemy w pogotowiu, żeby na wasz sygnał rozpocząć odliczanie.
– Przyjąłem – odrzekł Tongju. – Zajmiemy pozycję i zbalastujemy platformę. Róbcie swoje.
Odwrócił się i skinął głową jednemu z zakonspirowanych ludzi Kanga, który prowadził „Odyssey". Sternik cofnął przepustnice i włączył system samoczy
– Kontrola pozycji włączona – zameldował sternik. – Zaczynam balastowanie. – Wcisnął szereg przycisków na podświetlonej konsoli.
Sześćdziesiąt metrów pod sterownią otworzyły się automatycznie zawory w dwóch pływakach i pół tuzina pomp balastowych zaczęło napełniać wodą puste stalowe kadłuby. Na mostku Tongju obserwował proces na kolorowym monitorze, który wyświetlał trójwymiarowy obraz „Odyssey". Kadłuby katamarana i podpory kolumnowe stopniowo przybierały niebieską barwę, gdy wypełniała je woda morska. Konstrukcja powoli zanurzała się w falach. Ludziom w sterowni przypominało to zjazd windą w dół, który nie tyle się czuje, ile obserwuje. Po godzinie platforma obniżyła się o czternaście metrów i dna jej dwóch kadłubów znalazły się dwadzieścia jeden metrów pod powierzchnią morza. „Odyssey" już wcześniej przestała się kołysać. Po zanurzeniu się pływaków i częściowo kolumn stała się stabilną platformą, z której można było wystrzelić rakietę o ciężarze czterystu pięćdziesięciu czterech ton.
Kiedy „Odyssey" osiągnęła wyznaczoną głębokość i niebieska woda na monitorze dotarła do poziomej czerwonej linii, rozległ się brzęczyk. Sternik wcisnął kilka przycisków i cofnął się od konsoli.
– Zalewanie zakończone – zameldował. – Platforma ustabilizowana do wystrzelenia.
– Zabezpieczyć mostek – powiedział Tongju i wskazał głową Filipińczyka przy radarze.
Wartownik w drzwiach wyprowadził członka załogi na zewnątrz. Tongju wszedł do małej windy za sterownią i zjechał do hangaru. Wielką rakietę otaczało około tuzina inżynierów. Obserwowali monitory komputerów połączonych z zenitem. Tongju podszedł do szefa zespołu, mężczyzny nazwiskiem Ling. Nim zdążył się odezwać, Ling złożył mu raport:
– Przeprowadziliśmy ostatnie testy ładunku. Rakieta jest zabezpieczona, wszystkie systemy elektromechaniczne są sprawne.
– Dobrze. Platforma jest na wyznaczonej pozycji i ustabilizowana do wystrzelenia. Czy zenit jest gotowy do umieszczenia w wyrzutni?
Ling energicznie skinął głową.
– Czekamy tylko na polecenie przemieszczenia i podniesienia rakiety.
– Nie ma powodu zwlekać. Zaczynajcie. Niech pan mnie zawiadomi, kiedy będziecie gotowi do ewakuacji z platformy.
– Oczywiście – odrzekł Ling.
Podszedł do grupy inżynierów i wydał im kilka poleceń. Rozbiegli się na stanowiska. Tongju cofnął się i obserwował.
Otwarto masywne wrota hangaru. Ukazały się szyny biegnące do wyrzutni na przeciwległym końcu platformy. Włączono kilka silników elektrycznych i hangar wypełnił się hałasem. Tongju podszedł do konsoli, stanął za plecami Linga i patrzył nad jego ramieniem, jak manipuluje przyrządami na tablicy rozdzielczej. Błysnął rząd zielonych kontrolek i Ling pokazał i
Rakieta zaczęła sunąć wolno w kierunku wrót hangaru. Najpierw na światło dzie
Ling rozmawiał nerwowo chwilę przez radio z centrum kontroli startów na „Koguryo", a potem podszedł do Tongju.
– Są drobne nieprawidłowości – zameldował – ale ogólny stan techniczny rakiety odpowiada parametrom przedstartowym.
Tongju spojrzał na stojącego pionowo zenita z ładunkiem zabójczego wirusa, który miał uśmiercić miliony niewi
– Zaczynajcie odliczanie – rozkazał.
49
Załoga „Deep Endeavora" szybko się przekonała, że służba patrolowa jest bardzo monoto
– Dostaliśmy wezwanie z „Narwhala" – zameldował Delgado. – Przeszukują jakiś kontenerowiec i proszą, żebyśmy potwierdzili identyfikację statku na zachód od Cataliny i byli gotowi do ewentualnej rekwizycji.
– Nasze podniebne oko jeszcze go nie zidentyfikowało? – spytał Dirk.
– Wasz ojciec i Al wystartowali dziś rano. Będą w naszym kwadracie dopiero za kilka godzin.
Summer spojrzała przez szybę sterowni. „Narwhal" kołysał się na falach przy burcie wielkiego kontenerowca. W oddali dostrzegła czerwony punkt. „Deep Endeavor" już płynął w jego stronę.
– To ten? – spytała Summer, wskazując odległy statek.
– Tak – potwierdził Delgado. – „Narwhal" wydał mu przez radio polecenie, żeby się zatrzymał, więc przechwycimy go, gdy zwolni. Zidentyfikował się jako „Mara Santo" z Osaki.
Godzinę później „Deep Endeavor" dotarł do wielozadaniowego frachtowca. „Mara Santo" był mały jak na statek pokonujący Pacyfik. Drużyna Aimesa, Summer, Dahlgren i trzej i