Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 62 из 87



– To już za dziesięć dni – powiedział Gu

– Więc musimy przewidzieć jego następny krok – odezwał się spokojnie Pitt. – Wiemy, że prowadzi wielkie przedsiębiorstwo żeglugowe, a zatem zna amerykańskie porty. Pewnie będzie próbował dostarczyć broń frachtowcem, najprawdopodobniej na Zachodnie Wybrzeże.

– To dużo łatwiejsze niż transport samolotem – zgodził się Giordino. – Możliwe, że wyśle ją statkiem pod japońską banderą.

– Albo nieuchwytnym „Baekje" – dodał Dirk.

– Yaeger sprawdził, jakich komponentów trzeba szukać w wypadku broni biologicznej i jak może być zmagazynowana – powiedział Gu

– Taka kontrola może nic nie dać – odparł Pitt. – Tamci mogą uwolnić substancję u wejścia do portu i skazić całą okolicę, zanim przycumują. Pomyśl choćby o Zatoce San Francisco.

– Przy sprzyjającym wietrze mogliby to zrobić daleko przed portem – powiedział Dirk. – Na Aleutach wystrzelili broń ze statku u wybrzeży Yunaski, więc bardzo możliwe, że w ogóle nie będą wpływać do portu.

– Straż Przybrzeżna zatrzymuje i kontroluje wszystkie przypływające statki handlowe na krótko przed ich zawinięciem do portu – rzekł Webster.

– Także statki, które nie kierują się do portu? – zapytał Dirk. – Wątpię, żeby miała na to wystarczające środki. Ochrona całego Zachodniego Wybrzeża z pewnością wykracza poza jej możliwości.

– A co z marynarką woje

– Dobre pytanie z nieprzyjemną odpowiedzią – odparł Gu

– Jest i

– To byłoby znaczne wzmocnienie sił – powiedział Webster. – Straż Przybrzeżna na pewno byłaby wdzięczna za wsparcie.



– Nazwijmy to czasową pożyczką – odrzekł Pitt. – Przynajmniej dopóki Rudi nie znajdzie sposobu na zwrot kosztów.

Gu

– Na pewno wymyślimy jakąś rekompensatę za nasze wsparcie w czasie stanu alarmowego.

– Więc załatwione. Flota NUMA na Zachodnim Wybrzeżu natychmiast zacznie ćwiczyć wykrywanie bomb na morzu. Ale jest jedna sprawa – powiedział Pitt do Webstera. – Kang już zatopił jeden z moich statków i nie chcę stracić następnych. W pobliżu cały czas muszą być kutry patrolowe.

– Dobrze. Ich załogi będą gotowe do użycia broni.

– W porządku. Skoordynujemy działania ze Strażą Przybrzeżną w tamtym rejonie. Rudi, będziesz musiał ruszyć się z centrali. Polecisz do San Francisco i przydzielisz „Blue Gilla" do eskadry Straży Przybrzeżnej, a potem zrobisz to samo z „Pacific Explorerem" w rejonie Seattle-Vancouver. Dirk i Summer, wróćcie na „Deep Endeavora" w San Diego i pomóżcie w kontrolowaniu statków u wybrzeży południowej Kalifornii.

– A co ze mną, szefie? – zapytał Giordino z udawanym rozczarowaniem. – Nie dostanę plakietki inspektora?

– O, nie – odrzekł Pitt z szatańskim uśmiechem. – Dla ciebie mam znacznie wyższe stanowisko.

44

Nie było fanfar, kiedy dwa holowniki zaczęły wypychać morską platformę startową „Odyssey" z basenu portowego. Z biegiem lat podniecenie towarzyszące wystrzeleniu nowej rakiety osłabło do tego stopnia, że załogę żegnała tylko garstka krewnych, przyjaciół i szefów firmy. Żegnających było niewielu również z tego powodu, że w morze wychodziła tylko czterdziestodwuosobowa załoga, o dwadzieścia osób mniejsza niż zwykle. Dyrektor Stamp zostawił na brzegu wielu inżynierów, żeby pomogli przy naprawie statku wsparcia po pożarze. Kapitan Christiano patrzył z mostka „Sea Launch Commandera", jak platforma z rakietą oddala się od nabrzeża. Pożegnał załogę długim sygnałem syreny okrętowej. Kilka pokładów pod nim armia elektryków i techników komputerowych pracowała gorączkowo przez całą dobę przy wymianie spalonej instalacji, w nadziei, że statek wyruszy za platformą za trzy lub cztery dni.

W odpowiedzi na pozdrowienie kapitana zabrzmiała syrena okrętowa „Odyssey". Wydawało się, że dźwięk dochodzi z chmur, bo główny pokład platformy wznosił się niemal trzydzieści metrów nad wodą. „Odyssey" miała własny napęd, ale z portu musiały ją wyprowadzić holowniki. Choć była bardzo zwrotna, sternik nie widział z wysoka wszystkich małych statków i przeszkód na swojej drodze.

„Odyssey" minęła wolno falochron u wejścia do portu. Wyglądała jak gigantyczna pełznąca tarantula. Przebudowana platforma wiertnicza z Morza Północnego spoczywała na dziesięciu grubych podporach kolumnowych uszeregowanych w dwóch rzędach wzdłuż jej boków. Podpory stały na dwóch wielkich pływakach długości ponad stu dwudziestu metrów. Na końcu kadłuba każdego pływaka obracały się dwie czterołopatowe śruby. Niezgrabna konstrukcja mogła płynąć z szybkością dwunastu węzłów i miała wyporność ponad trzydziestu tysięcy ton. Była największym i najbardziej imponującym samobieżnym katamaranem na świecie. Dwie mile od wyjścia z portu w Long Beach holowniki się zatrzymały.

– Przygotować się do wciągnięcia lin holowniczych – rozkazał dowódca „Odyssey", były kapitan tankowca nazwiskiem He

Holowniki odczepiły liny i załoga platformy szybko nawinęła je na bębny wciągarek. Na „Odyssey" uruchomiono cztery silniki elektryczne o łącznej mocy dwunastu tysięcy koni mechanicznych i holowniki odpłynęły. Platforma ruszyła naprzód o własnych siłach. Załoga na wysokim pokładzie kołysała się wolno tam i z powrotem jak w wieżowcu podczas wichury. Potężna rakieta Zenit tkwiła nieruchomo w pozycji poziomej. Rozpoczęła się podróż do punktu wystrzelenia. He

Tysiąc pięćset mil morskich na zachód „Koguryo" pędził przez Pacyfik jak chart ścigający królika. Tempo podróży z Inczhon spowolnił tylko krótki postój na wyspach Ogasawara-Gunto, żeby zabrać Tongju. Po ominięciu sztormu na zachód od Midway statek napotkał spokojne wody i silny wiatr w rufę, co pozwoliło mu płynąć na wschód z maksymalną prędkością. Bez kilometrów ciężkiego kabla w ładowni i urządzenia do jego układania „Koguryo" miał zanurzenie prawie trzy metry mniejsze niż zwykle. Cztery diesle pchały go naprzód z prędkością dwudziestu jeden węzłów. Odciążony statek pokonywał dzie

Podczas rejsu zespół inżynierów i techników przygotowywał się do wystrzelenia rakiety Zenit. Na dolnym pokładzie skonstruowano centrum kontroli startów. Było niemal wierną kopią takiego samego pomieszczenia na „Sea Launch Commanderze". Panował tam ciągły ruch. Z Inczhon dotarła ostatnia część oprogramowania startowego i informatycy przygotowali dla obsługi wyrzutni różne symulacje wystrzeleń. Operatorzy ćwiczyli je całymi dniami i po tygodniu wszystko szło bezbłędnie. Powiedziano im tylko tyle, że wyślą w kosmos satelitę Kanga. Nie mieli pojęcia, w czym naprawdę biorą udział, i nie mogli się doczekać odpalenia rakiety.