Страница 9 из 135
— Monasterium sine libris —zacytował opat, pogrążony w myślach — est sicut civitas sine opibus, castrum sine numeris, coquina sine suppellectili. mensa sine cibis, hortus sine herbis, pratum sine floribus, arbor sine foliis [18] …I nasz zakon, wzrastając wokół dwoistego przykazania pracy i modlitwy, był światłem dla całego znanego świata, złożem wiedzy, ocaleniem dla starożytnej nauki, której groziło zniknięcie w czasie pożarów, grabieży i trzęsień ziemi, kuźnią nowych pism i przyrostem liczby starych… Och, wiesz dobrze, żyjemy w czasach mrocznych i rumienię się mówiąc ci, że niewiele lat temu sobór w Vie
— I tak niechaj będzie —rzekł Wilhelm nabożnie. —Ale jak to wiąże się z zakazem odwiedzania biblioteki?
— Widzisz, bracie Wilhelmie —powiedział opat —żeby dokonać ogromnego i świętego dzieła, które stanowi bogactwo tych murów —i wskazał na bryłę Gmachu widoczną z okien celi, górującą nawet nad kościołem opackim —pobożni ludzie wieki całe pracowali, przestrzegając żelaznej reguły. Biblioteka powstała według planu, który w ciągu wieków pozostał wszystkim nie znany i do którego poznania nie jest powołany żaden z mnichów. Jedynie bibliotekarz poznał sekret z ust poprzedniego bibliotekarza i przekazuje go za swego życia pomocnikowi bibliotecznemu, by śmierć nie zaskoczyła go, pozbawiając tej wiedzy wspólnotę. A wargi obydwu są zapieczętowane tajemnicą. Tylko bibliotekarz, poza tym, że wie, ma prawo poruszać się w labiryncie ksiąg, on tylko potrafi je znaleźć i odłożyć na miejsce, on tylko odpowiedzialny jest za utrzymanie ich w dobrym stanie. I
— Są więc w bibliotece także księgi zawierające kłamstwa?
— Potwory istnieją, gdyż są cząstką Boskiego planu, i w odrażających postaciach potworów ujawnia się siła Stwórcy. Tak też istnieją z Boskiego zamysłu księgi magów, żydowskie kabały, bajki pogańskich poetów, kłamstwa niewiernych. Ci, którzy zakładali i w ciągu wieków utrzymywali to opactwo, żywili stanowcze i święte przekonanie, że nawet przez księgi kłamliwe może przezierać, dostępne dla oczu mądrego czytelnika, blade światło Boskiej wiedzy. Dlatego biblioteka jest również skarbcem takich ksiąg. Ale właśnie dlatego, sam to rozumiesz, nie może do niej wchodzić byle kto. A poza tym —dodał opat, prawie przepraszając za marność tej ostatniej racji —księga jest tworem kruchym, cierpi wskutek działania czasu, obawia się gryzoni, odmian pogody, niezgrabnych dłoni. Gdyby przez setki lat każdy mógł dotykać swobodnie naszych kodeksów, większości z nich już by nie było. Bibliotekarz broni ich więc nie tylko przed ludźmi, lecz również przed naturą, i całe swoje życie poświęca tej wojnie prowadzonej przeciwko siłom zapomnienia, wrogom prawdy.
— Tak więc nikt poza dwoma osobami nie wchodzi na najwyższe piętro Gmachu…
Opat uśmiechnął się.
— Nikt nie powinien. Nikt nie może. Nikomu nie udałoby się, gdyby nawet zechciał. Biblioteka broni się sama, jest niezgłębiona jak prawda, która w niej gości, zwodnicza jak kłamstwa, które są jej powierzone. Labirynt duchowy, ale również labirynt ziemski. Mógłbyś wejść do niej, a nie wyjść. I to powiedziawszy, chciałbym, byś zastosował się do reguły obowiązującej w opactwie.
— Ale nie wykluczasz, że Adelmus mógł być wyrzucony z okna biblioteki. I jakże mogę rozumować w sprawie jego śmierci, skoro nie widziałem miejsca, w którym mogła mieć początek historia tej śmierci?
— Bracie Wilhelmie —powiedział opat pojednawczym tonem —człowiek, który opisał mojego konia Brunellusa, nie widząc go, i śmierć Adelmusa, nie wiedząc o niej prawie nic, nie będzie miał trudności z myśleniem o tym miejscu, chociaż nigdy w nim nie był.
Wilhelm pochylił się w ukłonie.
— Jesteś mądry także, kiedy jesteś surowy. Będzie, jak chcesz.
— Jeśli jestem mądry, to tylko dlatego, że umiem być surowy —odparł opat.
— Ostatnia sprawa —rzekł Wilhelm. —Hubertyn?
— Jest tutaj. Oczekuje ciebie. Znajdziesz go w kościele.
— Kiedy?
— Zawsze —uśmiechnął się opat. —Wiesz sam, że choć to człek bardzo mądry, nie ceni biblioteki. Uważa ją za złudzenie doczesne… Większość czasu spędza w kościele na medytacji, na modlitwie…
— Jest stary? —spytał Wilhelm z wahaniem.
— Jak długo go nie widziałeś?
— Wiele lat.
— Jest zmęczony. Bardzo oderwany od spraw tego świata. Ma sześćdziesiąt osiem lat. Ale wydaje mi się, że zachował ducha swojej młodości.
— Pójdę do niego zaraz. Dziękuję ci.
Opat zapytał, czy nie zechciałby dołączyć do wspólnoty zako
Już wychodził z celi, kiedy z dziedzińca dobiegł rozdzierający ryk jakby kogoś śmiertelnie zranionego, po czym nastąpiły dalsze jęki, równie okropne.
— Co to? —zapytał Wilhelm osłupiały.
— To nic —odparł opat z uśmiechem. —O tej porze roku zabija się wieprze. To robota dla świniarza. Nie tą krwią masz się zająć.
Wyszedł i uchybił swojej sławie człeka roztropnego. Gdyż następnego ranka… Lecz hamuj swoją niecierpliwość, mój zarozumiały języku. Bowiem w tym dniu, jeszcze przed nadejściem nocy, zdarzyło się wiele rzeczy, o których dobrze będzie opowiedzieć.
18
Monasterium sine libris… —Opactwo bez ksiąg […] jest jak państwo bez potęgi, zamek bez załogi, kuchnia bez sprzętów, stół bez potraw, ogród bez ziół, łąka bez kwiatów, drzewo bez liści.
19
Mundus senescit —Świat się starzeje.