Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 80 из 88

Minton otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale sędzia nie dopuściła go do głosu.

– Nieważne, kto powinien to zrobić. Nie zrobiono tego porządnie i dopuszczenie do zeznań tego człowieka było moim zdaniem rażącym naruszeniem zasad przez prokuraturę.

– Wysoki sądzie – odburknął Minton. – Nie zrobiłem…

– Proszę zostawić tłumaczenia dla swojego szefa. To jego będzie pan musiał przekonywać. Jaka była ostatnia propozycja złożona przez oskarżenie panu Rouletowi?

Minton zamarł, niezdolny wykrztusić słowa. Odpowiedziałem za niego.

– Zwykła napaść, sześć miesięcy w okręgowym.

Sędzia zdziwiona uniosła brwi.

– I nie przyjął pan jej?

Pokręciłem głową.

– Mój klient nie zgadza się na żaden wyrok skazujący. Oznaczałby dla niego ruinę. Wybiera ryzyko i werdykt przysięgłych.

– Chce pan unieważnienia procesu? – spytała.

Zaśmiałem się, potrząsając głową.

– Nie, nie chcę unieważnienia procesu. Prokuratura zyskałaby czas, żeby wszystko naprawić, a potem znów nas zaatakować.

– W takim razie czego pan chce?

– Czego chcę? Mile widziane byłoby zalecenie wydania wyroku.

Ostateczne oddalenie zarzutów. W przeciwnym razie czekamy do końca.

Sędzia skinęła głową, kładąc na biurku splecione dłonie.

– Zalecenie wyroku to niedorzeczność, wysoki sądzie – powiedział Minton, odzyskując głos. – Zresztą i tak proces się kończy.

Równie dobrze możemy poczekać na werdykt ławy. Przysięgłym się to po prostu należy. Przez jeden błąd oskarżenia nie ma powodu zrywać całego procesu.

– Niech się pan nie wygłupia, panie Minton – ucięła sędzia.

– Nie chodzi o to, co się należy przysięgłym. Moim zdaniem błąd, który pan popełnił, w zupełności wystarczy. Nie mam ochoty, żeby sprawa trafiła do mnie rykoszetem z sądu drugiej instancji, do czego z pewnością by doszło. Miałabym na głowie pańskie naruszenie zasad…

– Nie znałem przeszłości Corlissa! – kategorycznie oświadczył Minton. – Przysięgam na Boga, że nie znałem.

Po tych stanowczych słowach w gabinecie na chwilę zapadła cisza. Szybko ją jednak przerwałem.

– Tak samo jak nic nie wiedziałeś o nożu, Ted?

Fullbright spojrzała na Mintona, potem na mnie i znów na Mintona.

– Jakim nożu? – spytała.

Minton milczał.

– Powiedz.

Pokręcił głową.

– Nie wiem, o czym mówi – rzekł.

– Wobec tego niech pan mi powie – zwróciła się do mnie sędzia.

– Gdybym chciał czekać na wszystkie dowody aż do ujawnienia, równie dobrze mógłbym od razu dać sobie spokój – powiedziałem.

– Świadkowie znikają, zeznania się zmieniają – jeżeli człowiek siedzi i czeka, sprawę ma przegraną.

– Dobrze, ale co z nożem?

– Musiałem zacząć pracę nad sprawą. Poprosiłem więc swojego detektywa, żeby wykorzystał swoje kontakty i zdobył raporty. To uczciwe. Ale już na niego czyhali i podłożyli mu fałszywy raport z analizy broni, więc nic nie wiedziałem o inicjałach. Dowiedziałem się dopiero po formalnym ujawnieniu dowodów.

Sędzia zacisnęła wargi w wąską kreskę.

– To zrobiła policja, nie prokuratura – wtrącił pospiesznie Minton.

– Pół minuty temu twierdził pan, że nie wie, o co chodzi – powiedziała Fullbright. – I nagle pan sobie przypomniał. Nie obchodzi mnie, kto to zrobił. Chce pan powiedzieć, że naprawdę doszło do czegoś takiego?

Minton niechętnie skinął głową.

– Tak, wysoki sądzie, ale przysięgam…

– Wie pan, co z tego wynika? – przerwała mu sędzia. – Że od początku do końca tej sprawy prokuratura nie grała fair. Nieważne, kto co zrobił ani czy detektyw pana Hallera postąpił niewłaściwie.

Oskarżenie musi być wolne od takich podejrzeń. A dziś na sali rozpraw okazało się, że jest wręcz przeciwnie.

– Wysoki sądzie, to nie tak…

– Ani słowa więcej, panie Minton. Chyba już dość usłyszałam.

Proszę teraz opuścić mój gabinet. Za pół godziny wejdę na salę i ogłoszę swoją decyzję. Nie wiem jeszcze, jaka będzie, ale z pewnością się panu nie spodoba, panie Minton. Polecam też panu zaprosić na salę swojego szefa, pana Smithsona, aby wysłuchał orzeczenia.

Wstałem. Minton ani drgnął. Siedział jak wrośnięty w krzesło.

– Powiedziałam, że mogą panowie wyjść! – warknęła sędzia.

Rozdział 42

Poszedłem za Mintonem na salę rozpraw. Była pusta, jeśli nie liczyć Meehana siedzącego za swoim biurkiem. Wziąłem ze stołu teczkę i ruszyłem w stronę bramki.

– Hej, Haller, zaczekaj – powiedział Minton, zbierając akta ze stołu prokuratorskiego.

Przystanąłem przy barierce, oglądając się przez ramię.

– Co?

Minton podszedł do mnie, wskazując tylne drzwi.

– Wyjdźmy tędy.

– Na korytarzu czeka na mnie klient.

– Chodź.

Ruszył do drzwi i podążyłem za nim. W westybulu, gdzie dwa dni wcześniej miałem przeprawę z Rouletem, Minton zatrzymał się i odwrócił, szykując się do przeprawy ze mną. Ale się nie odzywał.

Szukał słów. Postanowiłem go jeszcze bardziej pognębić.

– Kiedy pójdziesz po Smithsona, wstąpię chyba do biura „Timesa” na drugim i powiem reporterowi, że za pół godziny będziemy mieli pokaz fajerwerków.

– Słuchaj – wyrzucił z siebie Minton. – Musimy to jakoś załatwić.

– Musimy?

– Zaczekaj z tym „Timesem”, zgoda? Daj mi numer swojej komórki i dziesięć minut.

– Po co?

– Pójdę do prokuratury i zobaczę, co się da zrobić.

– Nie ufam ci, Minton.

– Jeżeli zamiast na tandetnych nagłówkach w gazetach bardziej zależy ci na dobru klienta, to musisz mi na dziesięć minut zaufać.

Odwróciłem wzrok, jak gdybym się zastanawiał nad propozycją.

W końcu spojrzałem na niego.

– Wiesz co, Minton, mogłem znosić cały kit, który mi wciskałeś.

Nóż, arogancję i tak dalej. Jestem zawodowcem i co dzień muszę żyć z tym gównem, jakim obrzucają mnie prokuratorzy. Ale kiedy próbowałeś zwalić Corlissa na Maggie McPherson, postanowiłem nie mieć już dla ciebie żadnej litości.

– Słuchaj, nie zrobiłem nic, żeby umyślnie…

– Minton, rozejrzyj się. Jesteśmy tu sami. Nie ma kamer, podsłuchu, świadków. Chcesz mi wmawiać, że usłyszałeś o Corlissie dopiero na wczorajszym zebraniu?

Ze złością wycelował palec w moją twarz.

– A ty chcesz mi wmówić, że usłyszałeś o nim dopiero dzisiaj rano?

Przez dłuższą chwilę mierzyliśmy się wzrokiem.

– Może i jestem żółtodziobem, ale nie idiotą – powiedział. – Cała twoja strategia polegała na tym, żeby mnie zmusić do wystawienia Corlissa. Od początku wiedziałeś, co możesz z nim zrobić. I pewnie sprzedała ci go twoja była.

– Jeżeli możesz to udowodnić, spróbuj – odrzekłem.

– Och, nie martw się. Mógłbym… gdybym miał czas. Ale mam tylko pół godziny.

Wolno uniosłem rękę i spojrzałem na zegarek.

– Raczej dwadzieścia sześć minut.

– Daj mi numer komórki.

Kiedy podałem mu numer, poszedł. Stałem w westybulu jeszcze piętnaście sekund, po czym wyszedłem na korytarz. Roulet stał przy przeszklonej ścianie wychodzącej na dziedziniec. Jego matka i CC. Dobbs siedzieli na ławce pod przeciwległą ścianą. W głębi korytarza zobaczyłem detektyw Sobel.

Roulet zobaczył mnie i szybkim krokiem ruszył w moją stronę.

Pospieszyli za nim jego matka i Dobbs.

– Co się dzieje? – pierwszy spytał Roulet.

Zaczekałem, aż cała trójka zgromadzi się wokół mnie, po czym odparłem:

– Chyba wszystko zaraz wybuchnie.

– Co to znaczy? – spytał Dobbs.

– Sędzia zastanawia się nad zaleceniem ławie wyroku. Wkrótce się dowiemy.

– Co to jest zalecenie wyroku? – wtrąciła Mary Windsor.

– Sędzia przejmuje od przysięgłych prawo decyzji i wydaje wyrok uniewi

– Naprawdę może to zrobić? Uniewi

– Jest sędzią. Zrobi, co zechce.

– O Boże!

Windsor zakryła usta dłonią i wyglądała, jak gdyby zaraz miała wybuchnąć płaczem.