Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 70 из 88

– Chciałam żyć. Kiedy zagrożone jest życie, człowiek jest zdolny do rzeczy niemożliwych.

Wykorzystała ostatni argument. Zaczęła płakać, jak gdyby moje pytanie obudziło straszne wspomnienie tamtej chwili, gdy otarła się o śmierć.

– Może pan usiąść, panie Roulet. Wysoki sądzie, nie mam więcej pytań do pani Campo.

Zająłem miejsce obok Rouleta. Miałem wrażenie, że przesłuchanie poszło nieźle. Moje brzytwy otworzyły mnóstwo ran. Oskarżenie krwawiło. Roulet nachylił się nad moim uchem i szepnął tylko jedno słowo.

– Fantastycznie!

Minton wrócił do pulpitu, by zadać pytania uzupełniające, ale przypominał tylko muchę krążącą nad otwartą raną. Nie mógł unieważnić odpowiedzi, jakich udzielił jego główny świadek, nie mógł też wymazać obrazów, jakie podsunąłem przysięgłym.

Kiedy po dziesięciu minutach skończył, zrezygnowałem z dodatkowych pytań, przekonany, że Minton niewiele wskórał i nie muszę już wkraczać do akcji. Sędzia spytała prokuratora, czy ma jeszcze i

W i

Sędzia zwolniła przysięgłych na lunch, dając im tylko godzinę zamiast zwyczajowych dziewięćdziesięciu minut. Nie zamierzała tracić ani chwili. Oznajmiła, że sesja popołudniowa rozpocznie się o trzynastej trzydzieści, i pospiesznie opuściła swoje miejsce. Zapewne miała ochotę na papierosa.

Spytałem Rouleta, czy jego matka może iść z nami na lunch, żebyśmy porozmawiali o jej zeznaniu, które – jak przypuszczałem – miała złożyć w sesji popołudniowej, a może nawet zaraz po przerwie. Roulet odrzekł, że to załatwi, i zaproponował francuską restaurację na Ventura Boulevard. Moim zdaniem mieliśmy na to za mało czasu i lepiej będzie, jeśli spotkamy się w „Four Greek Fields”. Nie miałem ochoty zapraszać ich do swojego azylu, ale mogliśmy tam zjeść szybko i zdążyć na czas wrócić do sądu. Jedzenie zapewne nie mogło się równać z daniami podawanymi we francuskim bistro, ale zbytnio się tym nie przejmowałem.

Gdy wstałem i odwróciłem się od stołu obrony, zobaczyłem puste ławy dla publiczności. Wszyscy wyszli już na lunch. Został tylko Minton, który czekał na mnie przy barierce.

– Możemy chwilę pogadać? – spytał.

– Jasne.

Czekaliśmy w milczeniu, aż Roulet wyjdzie przez bramkę i opuści salę. Wiedziałem, co usłyszę. Widząc nadciągające kłopoty, prokurator zazwyczaj proponował korzystniejszą ugodę. A Minton wiedział, że ma kłopoty. Zeznanie jego gwoździa programu zakończyło się w najlepszym razie remisem.

– O co chodzi? – spytałem.

– Zastanawiałem się nad tym, co mówiłeś o brzytwach.

– I?

– I… chcę ci złożyć ofertę.

– Jesteś nowy. Ugodę musi chyba zaakceptować ktoś z góry, prawda?

– Mam upoważnienie do pewnych ruchów.

– Zgoda, podaj ofertę, do jakiej masz upoważnienie.

– Zejdę do czy

– Czyli?

– Spuszczę do czterech.

Oferta oznaczała poważne zmniejszenie kary, ale gdyby Roulet ją przyjął, zostałby skazany na cztery lata. Największe ustępstwo polegało na tym, że czyn tracił znamiona przestępstwa seksualnego.

Roulet po wyjściu na wolność nie musiałby się rejestrować jako przestępca seksualny.

Spojrzałem na Mintona, jak gdyby właśnie obraził pamięć mojej matki.

– Chyba trochę za dużo, Ted, zwłaszcza jeżeli przypomnisz sobie występ swojego asa. Widziałeś tego przysięgłego, który zawsze ma przy sobie Biblię? Kiedy dziewczyna zeznawała, wyglądał, jakby za chwilę miał się zesrać w Dobrą Księgę.

Minton nie odpowiedział. Widocznie nawet nie zwrócił uwagi na przysięgłego z Biblią.

– Nie wiem – powiedziałem. – Mam obowiązek przekazać ofertę klientowi i zrobię to. Ale powiem mu też, że byłby idiotą, gdyby ją przyjął.

– Dobra, czego więc chcesz?

– W takiej sprawie może być tylko jeden wyrok, Ted. Poradzę mu, żeby zaczekał do końca. Mam wrażenie, że teraz wszystko pójdzie z górki.

Zostawiłem go przy bramce i ruszyłem środkowym przejściem między krzesłami dla publiczności, spodziewając się, że zawoła za mną i zaproponuje nową ofertę. Ale Minton wytrzymał.

– Oferta obowiązuje tylko do wpół do drugiej, Haller! – krzyknął. W jego głosie usłyszałem jakiś zagadkowy ton.

Uniosłem rękę i pomachałem do niego, nie oglądając się za siebie. Wychodząc z sali, nie miałem już wątpliwości – w jego głosie zabrzmiała nutka rozpaczy.

RozdziaŁ35

Po powrocie na salę z „Four Green Fields” celowo ignorowałem Mintona. Chciałem go jak najdłużej trzymać w niepewności.

Był to element planu, by go sprowokować do kroku, który miał zmienić obraz procesu. Kiedy zajęliśmy miejsca i czekaliśmy na sędzię, wreszcie na niego spojrzałem, zaczekałem, aż pochwyci mój wzrok, i lekko pokręciłem głową. Oferta odrzucona. Przytaknął, starając się okazać każdym gestem, że święcie wierzy w wygraną i nie rozumie decyzji mojego klienta. Gdy minutę później weszła sędzia i poleciła wprowadzić przysięgłych, Minton natychmiast zwinął żagle.

– Panie Minton, czy ma pan następnych świadków? – zapytała sędzia.

– Wysoki sądzie, oskarżenie zakończyło przedstawianie stanowiska.

Fullbright zawahała się na ułamek sekundy. Patrzyła na Mintona odrobinę dłużej, niż powi

– Panie Haller, jest pan gotów?

Według zwyczajowej procedury w tym momencie należało poprosić sędzię o zalecenie ławie wydania wyroku uniewi

Ale nie zrobiłem tego, obawiając się, że mogłoby dojść do niecodzie

Moim pierwszym świadkiem była Mary Alice Windsor. Do sali wprowadził ją Cecil Dobbs, który następnie zasiadł w pierwszym rzędzie ław dla publiczności. Windsor była ubrana w bladoniebieski kostium i szyfonową bluzkę. Mijając fotel sędziowski, szła w kierunku miejsca dla świadków dystyngowanym, królewskim krokiem. Nikt by się nie domyślił, że na lunch zjadła zapiekankę pasterską w irlandzkim pubie. Szybko uporałem się z rutynowymi pytaniami wstępnymi, ustalając, że z Louisem Rossem Rouletem łączą ją związki krwi oraz biznesu. Poprosiłem sędzię o pozwolenie okazania świadkowi noża, który oskarżenie włączyło do dowodów w sprawie.

Uzyskawszy zgodę, podszedłem do asystentki sędzi i wziąłem broń, nadal opakowaną w torebkę z przezroczystego plastiku. Nóż był otwarty, można więc było zobaczyć inicjały na ostrzu. Zaniosłem go do miejsca dla świadka i położyłem przed Mary Windsor.

– Pani Windsor, czy poznaje pani ten nóż?

Wzięła torebkę z dowodem, próbując wygładzić folię, by znaleźć i odczytać inicjały na ostrzu.

– Tak, poznaję – oświadczyła. – To nóż mojego syna.

– Na jakiej podstawie twierdzi pani, że nóż jest własnością pani syna?

– Ponieważ kilka razy mi go pokazywał. Wiedziałam, że zawsze go ma przy sobie, a czasem nóż przydawał się w biurze, kiedy przywożono broszury i musieliśmy przeciąć taśmy opakowania. Był bardzo ostry.

– Od jak dawna syn miał ten nóż?

– Od czterech lat.

– Pamięta pani bardzo dokładnie.

– Owszem.

– Skąd taka pewność?

– Bo kupił go dla własnego bezpieczeństwa cztery lata temu.

Prawie dokładnie.

– Bezpieczeństwa? Co mu groziło, pani Windsor?

– W naszym zawodzie często pokazujemy domy nieznajomym osobom. Czasami jesteśmy z nimi w domu sami. Nieraz zdarzało się, że agent z biura nieruchomości został okradziony czy pobity… dochodziło nawet do morderstw i gwałtów.