Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 100 из 123

Nie mówiąc o tym, że także bezrobotnym.

Spodziewał się, że ktoś do niego zadzwoni i nie zawiódł się. Zadzwoniła Gill Templer.

– Ty głupi kretynie! – zaczęła.

– Cześć, Gill.

– Nie mogłeś trzymać gęby na kłódkę?

– Pewnie mogłem.

– Zawsze szlachetny kozioł ofiarny, co? – W jej głosie była złość, zmęczenie i napięcie. Potrafił sobie wyobrazić przyczyny wszystkich trzech.

– Powiedziałem tylko prawdę.

– Chyba pierwszy raz w życiu. Tyle że ci nic a nic nie wierzę.

– Nie?

– Daj spokój, John. Przecież Wylie miała na czole wypisane: „To ja”.

– I myślisz, że chciałem ją specjalnie kryć?

– Akurat nie mam cię za wcielenie sir Galahada. Musiałeś w tym mieć jakiś swój interes. Choćby tylko to, żeby wkurzyć Carswella. Przecież wiesz, że cię serdecznie nienawidzi.

Rebus nie miał ochoty przyznawać jej racji.

– A co poza tym? – zapytał.

Złość jej trochę zelżała.

– Na biuro prasowe runęła lawina pytań. Muszę się sama w to włączać.

Rebus nie miał wątpliwości, że nie próżnuje. Wszystkie pozostałe gazety i i

– A u ciebie?

– Co u mnie?

– Co masz zamiar zrobić?

– Jeszcze się nie zastanowiłem.

– No cóż…

– Nie chcę ci zabierać czasu, Gill. Dzięki za telefon.

– Na razie, John.

Ledwo odłożył słuchawkę, telefon znów zadzwonił. Grant Hood.

– Chciałem tylko podziękować, że nas pan wszystkich wyratował.

– Nie byłeś niczym zagrożony, Grant.

– Właśnie, że byłem, proszę mi wierzyć.

– Słyszałem, że masz dużo roboty.

– Skąd…? – Grant zrobił przerwę. – Ach, dzwoniła do pana komisarz Templer.

– Czy ona ci pomaga, czy cię wyręcza?

– Właściwie to trudno powiedzieć.

– Nie ma jej tam obok ciebie?

– Nie, jest u siebie. Kiedy wychodziliśmy z tego spotkania z zastępcą komendanta… wyglądało tak, jakby z nas wszystkich jej najbardziej ulżyło.

– Może dlatego, że ona z was wszystkich ma najwięcej do utracenia. Możesz tego w tej chwili nie dostrzegać, ale taka jest prawda.

– Ma pan na pewno rację – powiedział Grant, choć nie bardzo mógł się pogodzić z tym, że to nie jego kariera była w tym wszystkim najważniejsza.

– Leć do roboty Grant i dzięki, że znalazłeś chwilę, by zadzwonić.

– Do zobaczenia. Mam nadzieję, że wkrótce.

– Nigdy nic nie wiadomo…

Rebus odłożył słuchawkę i przez chwilę wpatrywał się w telefon, jednak ten już nie zadzwonił. Poszedł do kuchni, by zrobić sobie herbatę, i stwierdził, że skończyły mu się zarówno torebki z herbatą, jak i mleko. Nie wkładając nawet marynarki, zbiegł po schodach do miejscowego sklepiku, gdzie zakupy uzupełnił jeszcze paroma plasterkami szynki, bułkami i musztardą. Po powrocie do domu zastał pod drzwiami kogoś, kto jednocześnie naciskał dzwonek i mówił do kratki domofonu.

– No dalej, nie udawaj, wiem, że tam jesteś…

– Cześć, Siobhan.

Gwałtownie odwróciła się w jego stronę.

– Chryste, ale mnie prze… – Chwyciła się za gardło.

Rebus wyciągnął rękę i kluczem otworzył drzwi.

– Dlatego, że cię zaszedłem od tyłu, czy dlatego, że już myślałaś, że siedzę na górze z podciętymi żyłami? – Przytrzymał jej drzwi.

– Co? Nie, wcale tak nie myślałam. – Ale widać było, jak rumieniec wykwita jej na policzkach.

– Więc, żebyś się więcej nie martwiła, to ci powiem, że jeśli kiedykolwiek zdecyduję się z sobą skończyć, to zrobię to za pomocą morza gorzały i garści tabletek. A dla mnie „morze” to sesja co najmniej dwu – albo trzydniowa, więc będziesz miała kupę czasu, żeby zadziałać. – Wyprzedził ją na schodach i otworzył drzwi do mieszkania. – To twój szczęśliwy dzień – powiedział. – Nie tylko nie leżę martwy, ale mogę cię jeszcze poczęstować bułką z szynką i musztardą.

– Tylko herbatę, dzięki – rzekła, odzyskując wreszcie równowagę. – Słuchaj, ten hol wygląda teraz rewelacyjnie!

– Rozejrzyj się po całym mieszkaniu. Muszę zacząć przyzwyczajać się do oglądaczy.





– Chcesz powiedzieć, że mieszkanie jest już oferowane do sprzedaży.

– Będzie od przyszłego tygodnia.

Otworzyła drzwi do sypialni i wsadziła głowę do środka.

– No proszę, wyłącznik z przyciemniaczem – zauważyła i wypróbowała, jak działa.

Rebus przeszedł do kuchni, nastawił czajnik i wyciągnął z szafki dwa czyste kubki. Na jednym z nich widniał napis: NAJLEPSZY TATUŚ NA ŚWIECIE. Nie należał do niego, pewnie musiał go tu zapomnieć któryś z elektryków. Uznał, że dla Siobhan będzie akurat. Dla siebie wybrał kubek nieco wyższy z wyszczerbioną krawędzią i obrazkiem przedstawiającym maki.

– Nie dałeś pomalować salonu – powiedziała, wchodząc do kuchni.

– Był nie tak dawno malowany.

Kiwnęła głową. Czuła, że nie mówi jej całej prawdy, ale nie miała zamiaru z niego wyciągać.

– Ty i Grant wciąż ze sobą kręcicie? – zapytał.

– Nigdy nie kręciliśmy. I ten temat jest zamknięty.

Wyjął z lodówki mleko.

– Musisz uważać, bo inaczej możesz trafić na jakiegoś frajera.

– Słucham?

– Kogoś niegodnego ciebie. Już jeden taki mnie dziś sztyletował wzrokiem.

– Mój Boże, Derek Linford. – Zamyśliła się. – Ależ on dziś okropnie wyglądał, co?

– A bywa inaczej? – Rebus umieścił po torebce herbaty w obu kubkach. – To jak, przyszłaś tu na przeszpiegi, czy żeby mi podziękować za nadstawienie karku?

– Za to ci na pewno nie podziękuję. Mogłeś trzymać język zębami i sam wiesz o tym najlepiej. Wpakowałeś się w to wyłącznie na własne życzenie. – Zamilkła.

– No i? – powiedział, zachęcając ją do dalszego ciągu.

– No i to znaczy, że masz w tym jakiś zamysł.

– Właściwie, to nie… nic konkretnego.

– To dlaczego to zrobiłeś?

– Bo tak było najszybciej i najprościej. Gdyby mi się chciało przez chwilę pomyśleć, to może trzymałbym język za zębami.

Dolał do kubków wrzątku i zimnego mleka i podał jeden Siobhan. Spojrzała na pływającą po wierzchu torebkę z herbatą. – Wyciągnij ją sobie jak będzie dość mocna – zaproponował.

– Pychota.

– Na pewno nie masz ochoty na bułkę z szynką?

Potrząsnęła głową.

– Ale mną się nie krępuj – dodała.

– Może trochę później – powiedział i poszedł pierwszy do pokoju. – W robocie spokój?

– Mów sobie, co chcesz, ale Carswell potrafi nieźle trafić do ludzi. Wszyscy są przeświadczeni, że to dzięki jego przemówieniu ruszyło cię sumienie i postanowiłeś się przyznać.

– A sami się teraz jeszcze bardziej starają niż dotąd, tak? Odczekał aż przytaknęła. – Drużyna szczęśliwych ogrodników i żadnych wstrętnych kretów, które by im psuły robotę.

Siobhan uśmiechnęła się.

– Trochę to prostackie, nie uważasz? – Rozejrzała się po pokoju. – To gdzie się stąd wyniesiesz, jak to sprzedasz?

– A masz może wolny pokój gości

– Zależy na jak długo.

– Żartuję, Siobhan. Dam sobie radę. – Pociągnął łyk herbaty. – A właściwie, co cię tu sprowadza?

– Poza przeszpiegami, tak?

– Domyślam się, że musi być coś poza.

Wyciągnęła rękę i postawiła kubek na podłodze.

– Dostałam następną wiadomość.

– Od Quizmastera? – spytał, a gdy kiwnęła głową, dodał – A co dokładnie?

Wyciągnęła z kieszeni kilka kartek i mu podała. Biorąc je, końcami palców dotknął jej dłoni. Na pierwszej był jej e-mail do Quizmastera:

Wciąż czekam na Rygory.

– Wysłałam to dziś z samego rana – wyjaśniła. – Pomyślałam sobie, że może jeszcze nic nie wie.

Na drugiej kartce była odpowiedź od Quizmastera.

Rozczarowałaś mnie, Siobhan. Zabieram zabawki i idę do domu.

Potem wiadomość od Siobhan: Nie wierz we wszystko co piszą. Nadal chcę grać.

Quizmaster: Po to, żeby donosić wszystko szefom?

Siobhan: Tym razem tylko ty i ja. Obiecuję.

Ouizmaster: Jak mogę ci ufać?

Siobhan: Ja ci zaufałam, prawda? I wiesz, gdzie możesz mnie znaleźć. A ja wciąż nic o tobie nie wiem.