Страница 68 из 70
Sama się tego domyśliłam, dziękuję bardzo.
Andy spytał, czy może nagrać moją wypowiedź. Gdy udzieliłam zgody, włączył mały dyktafon i położył go na poduszce blisko moich ust. Wymamrotałam opowieść o wieczornych zdarzeniach, nie pomijając żadnego szczegółu.
– Pan Compton nadal przebywa poza miastem? – spytał mnie na zakończenie.
– Jest w Nowym Orleanie – szepnęłam, ledwie zdolna mówić.
– Poszukamy w domu Rene strzelby, skoro wiemy, że jest twoja. Będziemy mieli dodatkowy dowód obciążający.
Do sali weszła piękna, młoda kobieta w bieli, przyjrzała mi się uważnie i oświadczyła detektywowi, że dalsze pytania musi zadać i
Policjant niezdarnie skinął mi głową, poklepał mnie po ręce i odszedł. W ostatniej chwili posłał lekarce przepełnione podziwem spojrzenie. Kobieta rzeczywiście była zachwycająca, niestety nosiła obrączkę. Więc Andy Bellefleur znów się spóźnił.
Lekarka zaś uważała, że detektyw jest zbyt poważny i ponury.
Och, nie chciałam słuchać jej myśli!
Nie miałam jednak dość energii, by zablokować ich napływ.
– Jak się pani czuje, pa
– Piekielnie – szemrałam.
– Mogę to sobie wyobrazić – przyznała. Przyglądając mi się, co rusz kiwała głową. Moim zdaniem nie mogła sobie wyobrazić mojego samopoczucia. Założyłabym się, że nigdy wielokrotny morderca nie pobił jej na cmentarzysku.
– Straciła pani również babcię, nieprawdaż? – zapytała ze współczuciem. Leciutko kiwnęłam głową. – Mój mąż zmarł mniej więcej sześć miesięcy temu – ciągnęła. – Wiem, co to smutek. Odwaga jest trudna, prawda? – „No, no, no”. Zrobiłam pytającą minę. – Miał raka – wyjaśniła. Usiłowałam przekazać jej moje kondolencje, nie sprawiając sobie bólu zbędnym ruchem. Było to prawie niemożliwe. – A więc – oświadczyła, prostując się i wracając do swego energicznego zachowania – na pewno będzie pani żyć, pa
Jakiś gość wsunął głowę w drzwi.
Lekarka obróciła się, blokując mi widok, i spytała:
– Tak?
– Pokój Sookie?
– Tak, właśnie skończyłam ją badać. Proszę wejść. – Lekarka (nazwiskiem So
– Jasne.
JB du Rone niemal podpłynął do krawędzi mojego łóżka. Wyglądał ślicznie, niczym z okładki romansu. Jego płowe włosy błyszczały pod świetlówkami, oczy miał dokładnie w tym samym kolorze, a podkoszulek bez rękawów podkreślał muskulaturę, która wydawała się wyrzeźbiona… eee… dłutem. JB patrzył na mnie z góry, w niego zaś wzrok wbijała doktor So
– Hej, Sookie, dobrze się czujesz? – spytał.
Delikatnie położył palec na moim policzku, po czym pocałował nieposiniaczone miejsce na czole.
– Dzięki – szepnęłam, – Nic mi nie będzie. Poznaj moją lekarkę.
Młodzieniec zwrócił duże oczy na doktor So
– Lekarze nie byli tak ładni, gdy dostawałem zastrzyki – zagaił szczerze i po prostu JB.
– Od czasu dzieciństwa nie chodzi pan do lekarza? – odpowiedziała pytaniem zdumiona doktor So
– Nigdy nie zachorowałem. – Uśmiechnął się do niej promie
„I masz mózg wołu” – dodałam w myślach, choć pewnie rozumu pięknej doktorki wystarczyłoby dla obojga.
Kobiecie najwyraźniej nie przyszedł do głowy żaden powód do zwłoki. Odchodząc, rzuciła nam przez ramię smutne spojrzenie.
JB nachylił się nade mną i spytał żarliwie:
– Mogę ci coś przynieść, Sookie? Nabsy albo coś?
Na myśl o próbie zjedzenia krakersa łzy stanęły mi w oczach.
– Nie, dzięki – sapnęłam. – A lekarka jest wdową.
W rozmowie z JB można nagle zmienić temat, a on na pewno nie będzie się doszukiwał przyczyn tej zmiany.
– Ho, ho, ho – wydyszał. Wyraźnie był pod wrażeniem. – Inteligentna i wolna. – Uniosłam znacząco brwi. – Myślisz, że powinienem się z nią umówić? – Spojrzał tak intensywnie zamyślony, jak to tylko było możliwe w jego przypadku. – Może to dobry pomysł. – Uśmiechnął się do mnie. – Skoro ty nie chcesz się ze mną umówić, Sookie. Ty zawsze jesteś dla mnie numerem jeden. Tylko kiwniesz palcem, a ja w te pędy przylecę.
Co za słodki facet. Ani przez minutę nie wierzyłam w jego oddanie, nie miałam jednak najmniejszych wątpliwości, że potrafi poprawić samopoczucie każdej kobiecie, nawet takiej, która – jak ja w tej chwili – doskonale wiedziała, że wygląda naprawdę koszmarnie. Czułam się zresztą także dość paskudnie.
Gdzie są te pigułki przeciwbólowe?!
Usiłowałam uśmiechnąć się do JB.
– Cierpisz – zauważył. – Ściągnę tu pielęgniarkę. – Och, to dobrze. Im mocniej próbowałam wyciągnąć, ręku ku małemu przyciskowi, tym bardziej on wydawał się ode mnie oddalać. JB znów mnie pocałował, po czym ruszył do drzwi. – Wytropię tę twoją doktorkę, Sookie – rzucił mi na odchodne. – Lepiej zadam jej kilka pytań w kwestii twojego stanu.
Kiedy pielęgniarka wstrzyknęła coś w moją kroplówkę, chciałam po prostu leżeć i nie czuć bólu. Niestety, drzwi znów się otworzyły.
Wszedł mój brat. Przez długi czas stał przy łóżku i gapił się na moją twarz.
– Zamieniłem kilka słów z twoją lekarką, zanim wyszła do bufetu z JB. Opowiedziała mi o wszystkich twoich bolączkach. – Odszedł od łóżka, przeszedł się po sali, wrócił i znowu przyjrzał mi się z uwagą. – Wyglądasz strasznie.
– Dziękuję – szepnęłam.
– No tak, masz zranione gardło. Zapomniałem. – Chciał mnie poklepać po ramieniu, lecz zrezygnował. – Słuchaj, siostrzyczko, muszę ci podziękować, ale dołuje mnie fakt, że zastąpiłaś mnie w walce. – Gdybym mogła, kopnęłabym go. „Zastąpiłam go, cholera jasna!”. – Jestem ci sporo winien, siostrzyczko. Strasznie byłem głupi, uważając Rene za dobrego przyjaciela.
Zdradzony. Jason czuł się zdradzony!
W tym momencie weszła Arlene, maksymalnie pogarszając sytuację.
Była w okropnym stanie. Rude włosy miała rozczochrane, nie nosiła makijażu, ubranie wybrała na chybił trafił. Nigdy jej nie widziałam bez stara
Popatrzyła na mnie tak, że… rany, cieszyłabym się, gdybym mogła wstać i uciec… Przez sekundę jej twarz była twarda jak granit, ale kiedy Arlene bacznie mi się przyjrzała, jej rysy zaczęły łagodnieć.
– Byłam na ciebie taka wściekła, nie wierzyłam w to wszystko, ale teraz gdy na ciebie patrzę i widzę, co ci zrobił… Och, Sookie, zdołasz mi kiedykolwiek wybaczyć? – Jezu, jakże pragnęłam, by się stąd wyniosła. Usiłowałam dać mojemu bratu znak i najwidoczniej mi się udało, ponieważ Jason otoczył Arlene ramieniem i wyprowadził. Zanim dotarła do drzwi, rozszlochała się. – Nie wiedziałam… – bełkotała. Ledwie ją rozumiałam. – Po prostu nie wiedziałam!
– Ani ja, cholera – dodał mój brat ciężko.
Po próbie przełknięcia jakiejś przepysznej zielonej galaretki zdrzemnęłam się.
Sporym przeżyciem tego popołudnia było dla mnie pójście do łazienki. Zrobiłam to mniej więcej samodzielnie.
Posiedziałam również na krześle z dziesięć minut, po których byłam bardziej niż gotowa wrócić do łóżka. Potem zerknęłam w lusterko ukryte w stoliczku na kółkach i strasznie tego pożałowałam.
Miałam lekką temperaturę, na tyle podwyższoną, że moim ciałem targały dreszcze, a skóra była wrażliwa na dotyk. Na sinoniebieskiej twarzy puszył się podwójnej wielkości, spuchnięty nos. Prawe oko miałam podpuchnięte i niemal całkowicie zamknięte. Zadrżałam i nawet ten nieznaczny ruch sprawił mi ból. Moje nogi… o cholera, nawet nie chciałam sprawdzać. Położyłam się bardzo ostrożnie i zapragnęłam, by ten dzień wreszcie się skończył. Prawdopodobnie za jakieś cztery dni będę się czuła wspaniale. Praca! Kiedy mogłabym wrócić do pracy?