Страница 67 из 70
Zostałam wessana w chore wnętrze Rene niczym gałązka wciągnięta w wir wodny. Aż się od tego wszystkiego zatoczyłam. Gdy „wróciłam do własnej głowy”, odkryłam, że Rene mnie dopadł. Uderzył mnie w twarz w całej siły, spodziewając się, że upadnę. Cios rozbił mi nos. Bolało tak paskudnie, że o mało nie zemdlałam, na szczęście nie załamałam się. Zamachnęłam się i oddałam mu, lecz z powodu braku doświadczenia moje uderzenie nie odniosło oczekiwanych skutków. Trafiłam mężczyznę w żebra, on zaś odchrząknął i w następnej chwili mi się odwzajemnił.
Jego pięść roztrzaskała mi obojczyk. Ale nie upadłam.
Nie wiedział, jaka jestem silna. W świetle księżyca dostrzegłam szok na jego twarzy, gdy walczyłam niczym lwica i dziękowałam za wampirzą krew, którą wypiłam. Myślałam o mojej dzielnej babci i waliłam w napastnika, szarpałam go za uszy, usiłując trzasnąć jego głową w granitową kolumnę. Rene wyrzucił ręce w górę i złapał moje przedramiona. Próbował mnie od siebie odciągnąć i zmusić do poluźnienia uścisku. W końcu mu się udało, choć, z jego spojrzenia wywnioskowałam, że jest zaskoczony i czujniejszy. Spróbowałam go kopnąć, uprzedził jednak mój ruch i zrobił unik. Gdy straciłam równowagę, pchnął mnie. Uderzyłam w ziemię ze straszliwym odgłosem.
Wtedy Rene usiadł na mnie okrakiem. Zauważył, że w ferworze walki upuścił sznur. Teraz trzymał moją szyję jedną ręką, drugą zaś usiłował wymacać sznur. Prawą dłoń miałam przyszpiloną, ale lewa była wolna, więc go nią trzasnęłam, a później dosłownie wczepiłam się w niego. Ignorował mnie, zmuszony szukać więzów, gdyż była to część jego rytuału. Ja natomiast namacałam ręką znajomy kształt.
Rene, nadal w ubraniu roboczym, miał przy pasie nóż. Jednym szarpnięciem odpięłam pochewkę i wyciągnęłam z niej ostrze. Mój napastnik myślał akurat: „Powinienem był go zdjąć…”, kiedy zatopiłam nóż w miękkim ciele jego talii i pociągnęłam w górę. A potem go wyszarpnęłam.
Zabójca wrzasnął.
Zatoczył się i skręcił tułów w bok, próbując obiema rękoma zatamować tryskającą z rany krew.
Zerwałam się i wstałam, usiłując znaleźć się w miarę daleko od człowieka, który okazał się jeszcze gorszym potworem niż wampiry.
– Ooo… Jezuuusie, kobieeeto! – wrzasnął Rene. – Co ty mi zrobiłaś?! Boże, jak mnie boli! – Głośny, prawdziwy krzyk. Teraz morderca naprawdę się bał, przestraszyło go odkrycie, jak kończą się jego gierki, jak kończy się jego zemsta. – Podobne tobie dziewuchy zasługują na śmierć – warknął. – Czuję cię w mojej głowie, wariatko!
– Które z nas jest wariatem? – syknęłam. – Zdychaj, gnojku.
Nie wiedziałam, że mam w sobie tyle gniewu. Kucałam przy nagrobku, nadal z okrwawionym nożem zaciśniętym kurczowo w ręku i czekałam na kolejny atak Rene.
Mężczyzna chwiał się i zataczał, ja natomiast obserwowałam go z kamie
Wyjęłam z kieszeni klucz Billa, prawie zdziwiona, że ciągle go mam.
Przekręciłam go jakoś w zamku, słaniając się, dotarłam do dużego salonu, wymacałam telefon. Moje palce dotknęły guzików, domyśliłam się, który jest dziewiątką. Wcisnęłam numer policji na tyle mocno, by usłyszeć brzęknięcie, po czym – zupełnie nieoczekiwanie – straciłam przytomność.
Wiedziałam, że jestem w szpitalu: otaczał mnie zapach czystej, szpitalnej pościeli. Następnie uświadomiłam sobie, że wszystko mnie boli.
Ktoś był też ze mną w pokoju. Nie bez wysiłku otworzyłam oczy.
Andy Bellefleur. Kwadratową twarz miał chyba jeszcze bardziej zmęczoną, niż gdy go widziałam ostatnim razem.
– Słyszysz mnie? – spytał.
Kiwnęłam głową. Choć ruch był nieznaczny, spowodował fale bólu.
– Dopadliśmy go – oświadczył, kiedy jednak zaczął mi podawać szczegóły, znowu zapadłam w sen.
Obudziłam się ponownie w świetle dzie
I tym razem ktoś znajdował się w pokoju.
– Kto tu jest? – spytałam. Mój głos zabrzmiał jak bolesny zgrzyt. Z krzesła w kącie podniósł się Kevin. Zwinął czasopismo z krzyżówkami i wetknął je do kieszeni munduru. – Gdzie jest Kenya? – szepnęłam.
Uśmiechnął się do mnie niespodziewanie.
– Siedziała przy tobie przez kilka godzin – wyjaśnił. – Wkrótce wróci. Wysłałem ją na lunch. – Jego szczupła twarz i ciało ułożyły się w jeden chudy symbol aprobaty. Jesteś twardą dziewczyną – dodał.
– Nie czuję się twarda – wydukałam.
– Bo jesteś ra
– Rene.
– Odkryliśmy go na cmentarzu – zapewnił mnie. – Całkiem nieźle sobie z nim poradziłaś. A jednak pozostawał przytomny. Przyznał się, że próbował cię zabić.
– To dobrze.
– Szczerze żałował, drań jeden, że nie dokończył roboty. Nie mogę uwierzyć, że powiedział coś takiego, ale gdy do niego dotarliśmy, wyraźnie był przerażony i czuł się zraniony nie tylko na ciele. Oświadczył, że wszystko stało się z twojej winy, bo nie leżałaś, umierając… tak jak i
– Również walczyła – szepnęłam.
Weszła masywna, niewzruszona Kenya. W ręku trzymała styropianowy kubek z parującą kawą.
– Obudziła się – poinformował partnerkę Kevin.
– To dobrze. – Kenya nie wydawała się tak uradowana jak on. – Mówi, co się zdarzyło? Może powi
– Tak, tak nam polecił. Tyle że położył się dopiero cztery godziny temu.
– Ale kazał zadzwonić!
Kevin wzruszył ramionami i podszedł do szafki przy łóżku, gdzie stał telefon. Podczas jego rozmowy zaczęłam drzemać, później jak przez mgłę słyszałam, że policjant cicho gawędzi z partnerką. Opowiadał o swoich psach myśliwskich, a Kenya, przypuszczam, słuchała.
Wszedł Andy, a ja natychmiast wyczułam jego myśli, wzorzec jego mózgu. W końcu ten solidny mężczyzna usiadł przy moim łóżku. Otworzyłam oczy, kiedy pochylił i przyjrzał mi się. Wymieniliśmy długie spojrzenie.
Kątem oka dostrzegłam dwie pary butów od munduru policyjnego. Funkcjonariusze wyszli na korytarz.
– Facet nadal żyje – oznajmił wtedy Andy. – I nie przestaje gadać. – Zrobiłam najkrótszy ruch głową, na jaki mnie było stać. Miałam nadzieję, że sugeruje on aprobatę. – Twierdzi, że wszystko zaczęło się od jego siostry, która spotykała się z wampirem. Podobno traciła tyle krwi, że Rene pomyślał, iż sama się stanie wampirzycą, chyba że on ją powstrzyma. Dał jej ultimatum… pewnego wieczoru w jej mieszkaniu. Odparła, że nie zrezygnuje z kochanka. W trakcie sprzeczki zawiązała sobie fartuszek, gotowa wyjść do pracy. Zerwał z niej ten fartuch, udusił ją… i zrobił jej coś jeszcze.
Detektyw wyglądał na mocno zdegustowanego.
– Wiem – szepnęłam.
– Wydaje mi się – podjął Andy – że Rene jakoś dał sobie prawo popełnienia tak okropnego czynu. Najprawdopodobniej wmówił sobie, że każda osoba w… sytuacji jego siostry zasłużyła na śmierć. W dodatku, morderstwa dokonane w okolicach Bon Temps bardzo przypominają dwie i