Страница 62 из 70
Żałowałam, że nie zatrzymałam tej informacji dla siebie.
Teraz musiałam więc wyjaśnić wszystko Andy’emu, który nagle podskoczył na kuche
– Powinieneś trochę odpocząć – oświadczyłam łagodnie. Było w nim coś smutnego i coś onieśmielającego.
– Chodzi o te morderstwa – odparł. Z wyczerpania drżał mu głos. – O te biedne kobiety. Były w pewnym sensie bardzo do siebie podobne.
– Niewykształcone pracownice barów, które lubiły od czasu do czasu przespać się z wampirem? – Kiwnął głową. Znowu opadały mu powieki. – Inaczej mówiąc, kobiety takie jak ja.
Otworzył oczy. Dopiero teraz zrozumiał swój błąd.
– Sookie…
– Rozumiem, Andy – zapewniłam go. – Pod pewnymi względami wszystkie jesteśmy do siebie podobne, a jeśli uznasz, że zamiast mojej babci morderca chciał zaatakować mnie, wtedy można mnie nazwać jedyną osobą, która przeżyła. – Zastanowiłam się, kto pozostał zabójcy. Czy spośród żywych dziewcząt tylko ja jedna pasuję do jego kryteriów? Była to najbardziej przerażająca myśl, jaka przemknęła mi przez głowę tego dnia. Andy roztropnie pokiwał głową nad kubkiem z kawą. – Może pójdziesz do drugiej sypialni i się tam położysz? – zasugerowałam cicho. – Musisz się trochę przespać. W takim stanie nie możesz prowadzić. Nie byłoby to mądre.
– Uprzejmie z twojej strony – odparł detektyw se
– Obiecuję, że cię obudzę – zapewniłam go. Nie chciałam, by Andy spał w moim domu, ale naprawdę się bałam, że w drodze może zasnąć i mieć wypadek. Stara pani Bellefleur nigdy by mi nie wybaczyła. Prawdopodobnie Portia także. – Chodź, zdrzemniesz się przez chwilę. – Zaprowadziłam go do mojej starej sypialni. Pojedyncze łóżko było stara
Pies powlókł się za mną z powrotem.
– Idź się w końcu ubrać! – poleciłam mu natychmiast zupełnie i
Andy wystawił głowę z drzwi sypialni.
– Sookie, z kim rozmawiasz?
– Z psem – odparłam natychmiast. – Codzie
– Dlaczego w ogóle ją zdejmujesz?
– Brzęczy w nocy i nie pozwala spać. Odpoczywaj, Andy.
– Dobrze, już dobrze.
Wyglądał na usatysfakcjonowanego wytłumaczeniem. Zamknął drzwi.
Wyjęłam z szafy ubranie Jasona, położyłam je na kanapie przed psem i usiadłam, odwracając się plecami. Od razu jednak zrozumiałam, że widzę go w lustrze nad obramowaniem kominka.
Wokół owczarka zamgliło się powietrze. Odniosłam wrażenie, że szumi i wibruje od energii. Później w tej koncentracji energii ciało psa zaczęło się zmieniać, a gdy mgła opadła, na podłodze znów klęczał Sam, goły jak go Pan Bóg stworzył. Och, ależ miał pośladki! Musiałam się zmusić do zamknięcia oczu, pocieszając się wielokrotnie, że przecież nie zdradzam Billa. Dodałam stanowczo w myślach, że Bill również ma zgrabny tyłek.
– Jestem gotów – oświadczył Sam tak blisko za mną, że aż odskoczyłam. Wstałam szybko, obróciłam się i znalazłam jego twarz nawet nie piętnaście centymetrów od swojej. – Sookie – powiedział z nadzieją w głosie. Jego ręka wylądowała na moim ramieniu, które pocierał i pieścił.
Poczułam gniew, ponieważ jakąś częścią siebie także pragnęłam go pieścić.
– Posłuchaj no, kolego, mogłeś powiedzieć mi o sobie w każdej chwili podczas ostatnich kilku lat. Znamy się ile… cztery lata? Może nawet dłużej! A jednak, Samie, mimo iż widuję cię prawie codzie
Mój szef wycofał się. Na szczęście.
– Nie wiedziałem, czego pragnę, póki nie odkryłem, że mogę to stracić – odparł spokojnie.
Nie znalazłam riposty.
– Czas wracać do domu – powiedziałam mu jedynie. – I lepiej odeślijmy cię tam tak, by nikt cię nie zobaczył. Mówię poważnie.
Ryzykowałam. Jeśli ktoś tak złośliwy jak Rene zobaczy Sama w moim samochodzie wcześnie rano, na pewno wyciągnie niewłaściwe wnioski. I bez wątpienia przekaże je Billowi.
Wyjechaliśmy. Mój szef garbił się na tylnym siedzeniu. Ostrożnie zaparkowałam za „Merlotte’em”. Stał tam pikap: czarny z niebieskawo-zielonymi i różowymi płomieniami po bokach. Auto Jasona!
– Jasne – mruknęłam.
– Co takiego? – Głos Sama wydobył się stłumiony przez niewygodną pozycję mężczyzny.
– Pozwól, że pójdę i się rozejrzę – powiedziałam. Zaczynałam się niepokoić. Po co Jason stanął tutaj na parkingu dla pracowników? Wydało mi się, że widzę na siedzeniu jakiś ruch.
Otworzyłam drzwiczki i poczekałam chwilę, sprawdzając, czy odgłos zaalarmuje osobę w pikapie. Oczekiwałam potwierdzenia tego ruchu. Gdy nic się nie zdarzyło, ruszyłam przez żwir. Nigdy wcześniej w biały dzień nie byłam taka przestraszona.
Dotarłszy bliżej okna, zauważyłam w środku mojego brata. Siedział za kierownicą. Dostrzegłam, że koszulę ma poplamioną, jego podbródek spoczywa na piersi, ręce leżą bezwładnie na siedzeniu po bokach, twarz pełna jest czerwonych zadrapań. Na tablicy rozdzielczej spoczywała kaseta wideo bez nalepek.
– Sam – wrzasnęłam, nienawidząc strachu w moim głosie. – Proszę, przyjdź tutaj. – Szybciej, niż mogłabym sądzić, mój szef znalazł się przy mnie. Wyciągnął rękę i otworzył drzwiczki pikapa. Ponieważ auto stało tu prawdopodobnie od kilku godzin (na masce była rosa) z zamkniętymi oknami, a było wczesne lato, ze środka uderzył nas silny zapach; składał się przynajmniej z trzech elementów: krwi, seksu i alkoholu. – Zadzwoń po ambulans! – poleciłam szybko, gdy Sam sięgnął do wnętrza, chcąc sprawdzić puls Jasona. Szef popatrzył na mnie z powątpiewaniem. – Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? – spytał.
– Oczywiście! Jest nieprzytomny!
– Zaczekaj, Sookie. Zastanów się.
Może rozważyłabym wszystkie za i przeciw, lecz w tym momencie poobijanym niebieskim fordem nadjechała Arlene. Sam westchnął i poszedł do przyczepy zadzwonić na pogotowie.
Jakaż byłam naiwna! Oto, jaką nagrodę dostają praworządne obywatelki.
Pojechałam z Jasonem do małego lokalnego szpitala, obojętna na policjantów oglądających bardzo uważnie ciężarówkę mojego brata, ślepa na samochód patrolowy jadący za ambulansem. Całkowicie zaufałam lekarzowi pogotowia, który odesłał mnie do domu z zapewnieniem, że zadzwoni natychmiast, gdy Jason odzyska przytomność. Doktor oznajmił też, przypatrując mi się z ciekawością, że mój brat najwyraźniej odsypia skutki zbyt dużej ilości alkoholu bądź narkotyków. Jason jednak nigdy przedtem aż tyle nie pił, a narkotyków w ogóle nie brał. Wystarczy, że nasza kuzynka Hadley nisko upadła i żyła na ulicy. Jej los zrobił na nas obojgu wielkie wrażenie. Powiedziałam to wszystko doktorowi, ten zaś mnie wysłuchał, a następnie przegonił.
Nie wiedząc, co myśleć, wróciłam do domu. Andy’ego Bellefleura nie było. Obudził go jego pager. Detektyw zostawił mi kartkę z tą informacją, nie pisząc nic więcej. Później się dowiedziałam, że przebywał w szpitalu w tym samym czasie, co ja. Przez wzgląd na mnie poczekał, aż wyjdę, i dopiero wtedy przykuł Jasona kajdankami do łóżka.