Страница 60 из 70
– To jest naprawdę dobry wampir, kochany piesku, wampir, który chroni dom. Chodźmy do środka. – Chwilę namawiałam owczarka do wejścia. Kiedy znaleźliśmy się w środku, od razu zamknęłam za nami drzwi.
Pies obiegł salon, obwąchując wszystko i popatrując na boki. Dobrą minutę obserwowałam go, w końcu nabrałam pewności, że niczego nie pogryzie ani nie obsika, poszłam więc do kuchni poszukać mu czegoś do zjedzenia.
Napełniłam dużą miskę wodą, po czym wzięłam drugą, plastikową, w której babcia trzymała sałatę i nasypałam tam resztki kociego żarcia Tiny oraz mięso z meksykańskiego taco. Uznałam, że jeśli pies naprawdę głodował, zadowoli się tym posiłkiem. Owczarek wpadł do kuchni chwilę później i skierował się do misek. Obwąchał jedzenie, po czym podniósł głowę i posłał mi długie spojrzenie.
– Przykro mi. Nie mam psiego jedzenia. Te odpadki to najlepsze, co udało mi się znaleźć. Jeżeli ze mną zostaniesz, kupię ci trochę Kibbles ‘N Bits. – Collie gapił się na mnie jeszcze kilka sekund, potem pochylił głowę nad miską. Zjadł nieco mięsa, popił wodą i popatrzył na mnie wyczekująco. – Mogę cię nazywać Rex? – Krótko warknął. – Może Dean? – spytałam. – Dean to miłe imię. – Miał tak na imię pewien uprzejmy mężczyzna, który pomagał mi w księgarni w Shreveport. Facet miał oczy podobne do psich, usłużne i inteligentne. Wydało mi się, że nieco się różnił od i
Zdjęłam koszulę i podkoszulek, odłożyłam je, po czym zsunęłam majtki i rozpięłam biustonosz. Pies przyglądał mi się z wielką uwagą, kiedy wyjmowałam czystą koszulę nocną i szłam do łazienki wziąć prysznic.
Wyszłam czystsza i znacznie spokojniejsza.
Dean siedział w progu, zadarłszy głowę na bok.
– Aby się umyć, ludzie z przyjemnością wchodzą pod prysznic – wyjaśniłam mu. – Wiem, że psy tego nie robią. Jest to chyba wyłącznie ludzka rzecz. – Wyczyściłam zęby i włożyłam koszulę nocną. – Przygotowałeś się do snu, Dean? – W odpowiedzi pies wskoczył na łóżko, zakręcił się w kółko i umościł. – Hej! Zaczekaj chwilę! – Nie mogłam na to pozwolić. Babcia dostałaby szału, gdyby wiedziała, że w jej łóżku leży pies. Uważała, że świetnie mieć zwierzęta, o ile spędzają one noce na dworze. Ludzie wewnątrz, zwierzęta na zewnątrz – tak brzmiała jej zasada. No cóż, teraz miałam wampira na zewnątrz i owczarka szkockiego w swoim łóżku. – Schodzisz! – krzyknęłam i wskazałam przygotowany pled. Owczarek powoli, niechętnie, zeskoczył z łóżka. Usiadł na pledzie i przypatrzył mi się z wyrzutem. – Zostajesz tam – oświadczyłam surowo i położyłam się do łóżka.
Byłam bardzo zmęczona, ale dzięki psu moja nerwowość niemal ustąpiła. Chociaż nie wiem, jakiej pomocy oczekiwałam w razie wizyty intruza; nie mogłam przecież być pewna lojalności prawie obcego zwierzęcia. Tym niemniej jego obecność sprawiła, że poczułam ulgę i zaczęłam się relaksować. Już niemal zasypiałam, gdy odkryłam, że łóżko ugięło się pod ciężarem owczarka. Zwierzę polizało mi policzek długim językiem, po czym przytuliło się do mnie. Odwróciłam się i pogłaskałam go. Przyjemnie było mieć towarzysza.
Obudziłam się o świcie. Usłyszałam nerwowe ćwierkanie ptaków i pomyślałam, że pewnie zbliża się burza. Cudownie było leżeć w łóżku. Od przytulonego do mnie psa biło ciepło, które przenikało przez moją nocną koszulę. W nocy chyba zrobiło mi się za ciepło, bo odrzuciłam kołdrę. Se
Pies otoczył mnie ramieniem?!
Wyskoczyłam z łóżka i wrzasnęłam.
Leżący w moim łóżku Sam podparł się na łokciach i popatrzył na mnie z niejakim rozbawieniem.
– O mój Boże! Sam, skąd się tu wziąłeś? Co robisz w moim domu? Gdzie jest Dean? – Zakryłam twarz dłońmi i odwróciłam się plecami, ale oczywiście natychmiast zaczęłam podejrzewać prawdę.
– Hau – odparł mój szef w całkowicie ludzki sposób. Musiałam zaakceptować sytuację.
Odwróciłam się, by stawić mu czoło. Okropnie się gniewałam. Zaczęłam się obawiać, że zaraz wybuchnę.
– Oglądałeś, jak się rozbierałam ubiegłej nocy, ty… ty… przeklęty psie!
– Sookie – odparł poważnym tonem. – Posłuchaj mnie.
W tym momencie uderzyła mnie i
– Och, Sam. Bill cię zabije. – Usiadłam w fotelu przy drzwiach do łazienki, postawiłam łokcie na kolanach i zwiesiłam głowę. – Och, nie – powiedziałam – Nie, nie, nie.
Mój szef klęknął przede mną. Miał takie same sztywne, czerwonozłote włosy na piersi jak na głowie. Od piersi ciągnęły się przez brzuch i w dół, ku… Znów zamknęłam oczy.
– Sookie, zmartwiła mnie informacja Arlene, że zostałaś zupełnie sama – zaczął.
– Nie wspomniała ci o Bubbie?
– O Bubbie?
– To wampir, którego Bill zostawił, by doglądał domu.
– Ach tak, coś mówiła. Chyba przypominał jej jakiegoś piosenkarza.
– No cóż, ma na imię Bubba. Sprawia mu przyjemność wysysanie krwi ze zwierząt.
Poczułam satysfakcję, widząc (przez palce), że Sam blednie.
– Niedobrze więc, że mnie wpuściłaś – bąknął w końcu.
Nagłe przypomniałam sobie jego „przebranie” z ubiegłej nocy.
– Kim jesteś, Sam? – spytałam.
– Cóż, potrafię zmieniać kształt. Myślę, że powi
– Musiałeś mnie powiadomić właśnie w taki sposób?
– Faktycznie – przyznał, nieco zakłopotany. – Planowałem, że zanim otworzysz oczy, obudzę się i zniknę. Zaspałem niestety. Bieganie na czworakach strasznie męczy.
– Sądziłam, że człowiek może się zmienić jedynie w wilka.
– Nie ja. Ja potrafię zmienić się w cokolwiek.
Tak mnie zainteresował, że opuściłam ręce i spojrzałam na niego. Starałam się jednak patrzeć wyłącznie na jego twarz.
– Jak często? – spytałam. – Muszą być spełnione jakieś warunki?
– Tak, pełnia księżyca – wyjaśnił. – To znaczy, wtedy zmieniam się bez wysiłku. I
– Więc mógłbyś zostać ptakiem?
– Tak, chociaż latanie jest bardzo trudne. Zawsze się boję, że się usmażę na linii wysokiego napięcia albo trzasnę w jakieś okno.
– Dlaczego? To znaczy… Dlaczego chciałeś, abym wiedziała?
– Zauważyłem, że nieźle przyjęłaś fakt, iż Bill jest wampirem. W sumie… chyba nawet znajdujesz przyjemność w jego i
– Jednak twojego problemu – wtrąciłam, nieco odbiegając od tematu – nie można wyjaśnić wirusem! Chcę powiedzieć, że całkowicie się zmieniasz! – Milczał, patrząc na mnie bez słowa. Oczy miał teraz niebieskie, ale równie bystre i spostrzegawcze. – Umiejętność całkowitej zmiany kształtu jest zdecydowanie nadprzyrodzona. Jeśli coś takiego istnieje, może również legendy o i
Rzuciłam się do łazienki i zwymiotowałam. Na szczęście trafiłam do muszli klozetowej.
– Tak – powiedział z progu smutnym głosem Sam.
– Przepraszam, Sookie. Niestety Bill nie ma żadnego wirusa. Jest naprawdę, naprawdę martwy.