Страница 51 из 53
Polonistyka uniwersytecka woli je tępić niż badać.
Szkoła i redaktor tym bardziej.
Za to jak najobficiej korzystają z nich twórcy i mistrzowie polszczyzny: od Norwida po Białoszewskiego i stu i
To samo dzieje się w tym przekładzie i w formach jego zapisu. Tak ma być.
W mojej wersji R przekładu Mechanicznej pomarańczy najważniejsze są efekty wydobywane ze składni i słowotwórstwa, ponieważ jest to mocna strona języków słowiańskich, jakby ich przyrodzone bogactwo. Ewolucja ku wersji R musi aktywizować język w tym kierunku wspólnym dla polskiego i rosyjskiego.
Za to w wersji A najważniejsze są formacje przejściowe zmierzające ku analityczności.
Chociaż i tu (śpieszę dodać) nie posuwam się w nich dalej niż do punktu, jaki to przeobrażenie, dla integralności języka mające wymiar kataklizmu, osiągnąć może na przestrzeni kilku pokoleń. Jak uprzednio już podkreśliłem, proces ten (przeciwnie niż w przypadku rusyfikacji) musiałby przebiegać bardzo powoli; albo drastycznie; albo jedno i drugie.
Co prawda w Anglii po normańskim podboju w 1066 roku przeobrażenie takie dokonało się błyskawicznie i w ciągu paru pokoleń język staroangielski, równie (albo i bardziej) fleksyjny jak polski, zginął wyparty przez średnioangielski o strukturze mało różniącej się od dzisiejszego. U nas jednak nie mogłoby się to dokonać tak szybko ze względu na powszechność pisma i druku, co utrwala istniejące formy języka i hamuje przeobrażenia. Dlatego (jak już podkreśliłem) nieodzownym warunkiem byłoby tu stadium daleko posuniętej niepiśmie
Jednak alienacja pewnych grup społecznych, na przykład młodzieżowych i przestępczych; właściwa im hermetyczność ekskluzywnego żargonu i język potoczny, mówiony, nie liczący się z regułami pisanego; a na gruncie zawodowym powszechność komputerów i uproszczonego systemu porozumiewania się z nimi; mogą ten proces zaskakująco przyśpieszyć.
Nie posuwam się aż tak daleko.
Starając się zarówno w wersji A jak R uniknąć dowolności, zmyśleń i pełnej fantastyki, poprzestaję skromnie na języku tak zanglicyzowanym, jakiego możemy się jeszcze doczekać. I tu również nie brak już realnych pierwowzorów: od częściej ośmieszanej niż rejestrowanej i badanej gwary Polaków amerykańskich po samorzutną twórczość językową młodzieży w kraju, snobującej się na styl amerykański.
Znajomość języków rosyjskiego i angielskiego jest u nas, w skali społecznej, podobnie mizerna i prawie żadna. Rosyjskiego nie chcą znać, angielskiego zaś nie potrafią. Mimo to rosyjski dociera na co dzień i nasącza młodych Polaków nawet bez udziału ich świadomości; angielski zaś, choć tak łapczywie wychwytywany, ze względu na swoją szczególną trudność i na przeważający prymityw jego amatorów oraz dostępnych im źródeł (głównie przez nagrania źle artykułowanych i mętnie, piąte przez dziesiąte, rozumianych piosenek) dla większości pozostaje niemal chińszczyzną. Z biegiem czasu jedno i drugie może się trochę zmienić: ale co jest istotne, to fakt, że w sumie to się z grubsza wyrównuje. Mimo całkiem różnej motywacji tak rosyjski, jak i angielski są u nas językami bliżej i szerzej nieznanymi, lecz wywierającymi ogromny wpływ na poziomie (przynajmniej obecnie) i w formach dość prymitywnych.
W subkulturze.
Tacy modlą się do angielszczyzny, lecz nie starcza im napędu i mózgu, żeby się jej nauczyć.
Zakładam jednak, że gdyby angielszczyzna miała się u Polaków naprawdę zakorzenić, to wzrośnie najpierw jej prawdziwa znajomość, a potem wpływ na formowanie języka.
Do typowych dla angielszczyzny formacji analitycznych, już zalęgających się i z wolna szerzących w dzisiejszej polszczyźnie, należą nie od wczoraj choćby wykrzykniki ekspresywne, które Klemensiewicz nazywał czasownikami wykrzyknikowymi, a Jodłowski określał jako czasowniki niefleksyjne osobowe: na przykład lu, hop i czmychu, przy czym warto podkreślić, że choćby tu przytoczone są nie dźwiękonaśladowcze, tylko znaczące. Ciekawostka: w języku sundajskim (choć nie w i
W polskim ostatnio rozwinęły się tak samo nieodmie
Wszystko to są wyrazy nieodmie
Na pozór są to marginesy języka.
Ale są: i to najważniejsze. A do myślenia daje fakt, że ich obfitość i udział rosną w języku ekspresywnym, potocznym i nie pisanym: czyli tam, gdzie koncentrują się zjawiska decydujące o zasadniczych przeobrażeniach języka.
Już dziś stało się możliwe coś w tym rodzaju: No i Bibi chap za ten but lila róż i w Zizi, co z tego, że po pijaku i na oślep, kiedy i tak w sam łeb, no i ta Zizi bach i lulu, jakby nigdy nic. Opowiadanko to jest oczywiście nieco sztuczne, brzydkie i niekulturalne: nie sposób jednak uważać go za niezrozumiałe, nie polskie lub nie mieszczące się w regułach pewnego stylu. Jeśli to sobie uświadomić, czeka nas szok: bo składa się ono w całości z wyrazów prawie lub wcale nieodmie
Nie twierdzę, że to nastąpi.
Ale gdyby się decydujące czy
Omówione wyżej derywaty i konstrukcje analityczne wprowadzam obficiej, niż istnieją, szczególnie w wersji A. Lecz podkreślam, że jest to nie fantazja, tylko projekcja zjawisk już dziś istniejących w naszym języku.
20
Zatrważająca realność tego przyszłościowego modelu potwierdzała się wielokrotnie już w trakcie wymyślania go. Nie tylko dlatego, że dobry neologizm odnajduje się często, już istniejący, w i
Także z autentycznymi wyrazami zdarzały się wątpliwości: czy wszyscy pamiętają, że gablota i maraset znaczą samochód i narkotyk? Co z nich wprowadzać do słowniczka, decydowałem wedle subiektywnego domysłu: co wie lub domyśli się każdy, a czego wielu nie zrozumie i nie będzie miało gdzie sprawdzić.
Taka jest i będzie rzeczywistość.
Ale nie zabraknie, rzecz jasna, głupców i ślepców, którzy widząc ten model bliskiej przyszłości rzucą się na mnie z krzykiem, że to moja ohyda i moja wina. Tym bardziej nie zabraknie (jak zwykle) prywatnych lub z premedytacją sterowanych obelg i oszczerstw. Niektóre instytucje i nazwiska mógłbym z góry wymienić. Trudno! na wojnie jak na wojnie.