Страница 2 из 61
Przy wszystkich dzielących nas różnicach i bez względu na to, ile było rzeczy, o których nie chcieliśmy rozmawiać, łączyły nas bardzo bliskie rodzi
Chociaż trwał właśnie kryzys gospodarczy, wszystkim najwyraźniej udawało się wcześniej czy później znaleźć pracę. Kiedy poszedłem do szkoły, mój brat, starszy ode mnie o czternaście lat, zatrudnił się w biurze maklerskim na Wall Street, w dziale obsługi klienta, wykonując pracę, do której, jak się rychło okazało, niezbyt się nadawał z powodu skromnych manier, nieagresywnej natury oraz poczucia, że stale jest coś komuś winien. Siostra, po ukończeniu szkoły średniej i kilku zaskakująco nieudanych próbach znalezienia zajęcia przez biura pośrednictwa, wylądowała w końcu w domu towarowym R. H. Macy'ego, gdzie przepracowała jakieś czterdzieści lat. A ja w wieku szesnastu lat wkładałem po lekcjach elegancki ąuasi-wojskowy mundur khaki i jako półetatowy posłaniec Western Union dostarczałem telegramy w dni powszednie do biurowców na Manhattanie, a w weekendy, na rowerze, w dzielnicach mieszkaniowych Brooklynu, traktując na ogół swoje obowiązki jako ciekawą i radosną przygodę. Matka, która przed ślubem była szwaczką i kimś w rodzaju krawcowej, szyła w domu, naprawiając ubrania sąsiadom i wykonując poprawki w nowych sukniach dla swojej kuzynki, Sadie Pacon, która miała sklep odzieżowy niedaleko nas, przy Gravesend Neck Road w dolnym Flatbush. Znalazła także stałą pracę w pralni i przeszywała w domu postrzępione kołnierzyki męskich koszul, tak że z zewnątrz i przynajmniej przy szyi wyglądały całkiem jak nowe. W weekendy, głównie w sobotnie wieczory, mój brat dorabiał sobie czasem w lokalach podczas bankietów; ubierał się elegancko, by pełnić funkcję grzecznego szatniarza bądź też kelnera, który wita gości i kieruje ich na salę. Kręcący się przed kamienicą sąsiedzi, widząc, jak wychodzi z domu w smokingu bądź równie szykownej dwurzędowej sportowej marynarce, mogli dojść do wniosku, że wybiera się na oficjalną randkę. Ale ja wiedziałem, że idzie do pracy.
Matka lubiła czytać. W Europie dorastała w rodzinie introligatorów. Z biblioteki publicznej na Coney Island przynosiłem jej przełożone na jidysz powieści. Podobał jej się Tołstoj, zwłaszcza jego „A
Widząc nadgniłe jabłko, matka czym prędzej robiła pudding z kluskami, żeby je wykorzystać i nie wyrzucać do śmieci. Za pomocą nożyczek i maszyny do szycia zamieniała wytarte narzuty na okie
Chodząc do szkoły średniej, siostra ubierała się, jak pamięta, głównie w ubrania starszej kuzynki, która pracowała już w firmie swojego ojca i preferowała w związku z tym stroje ciemnego koloru. Moja matka przerabiała je, żeby pasowały. Siostra pamięta również, że nie najlepiej się w nich czuła, były to bowiem przeważnie sukienki, a nie spódnice i bluzki lub swetry, modne wśród dziewcząt. Dwukrotnie owdowiała, cieszy się szacunkiem pasierbicy z pierwszego małżeństwa oraz trojga dzieci z drugiego, które są teraz wszystkie dorosłe.
Przez krótki okres, grubo przed szesnastym rokiem życia, bardziej z gorliwości niż potrzeby, handlowałem wczesnym wieczorem gazetami, które miały się ukazać następnego ranka, krzycząc „»Merican«,»News«i»Mirror«, pora
Pewne wydarzenie wryło mi się głęboko w pamięć; taki cud zdarzył się tylko raz. Siedzący samotnie w irlandzkim barze przy deptaku chudy facet machnął na mnie któregoś wieczoru i poprosił o jedną z gazet. Stanąłem przy nim i czekałem w napięciu, on zaś otworzył ją na ostatniej stronicy, studiował przez kilka chwil wyniki gonitw i oddał z powrotem. A potem dał mi dziesięć centów, nie biorąc w ogóle gazety. Wychodząc na dwór byłem wniebowzięty; miałem wrażenie, że frunę w powietrzu. Kochałem świat, który zamieszkują tacy ludzie.
Z osobistego doświadczenia wiem, że niewiele przyjemności tak bardzo podnosi na duchu jak otrzymanie nieoczekiwanej sumy pieniędzy. Niedawno zdziwiłem się, gdy przekazano mi pocztą, bez żadnej uprzedniej zapowiedzi, czek od mojego literackiego agenta, opiewający na osiemnaście tysięcy dolarów i stanowiący skumulowane honorarium za publikację we wschodnich Niemczech jednej z moich powieści. Zdążyłem już dawno zapomnieć, że wydano tam moją książkę, i w ciągu następnej godziny kilkakrotnie złapałem się na tym, że szczerzę zęby i nucę wesołe melodyjki. Ale poważnie wątpię, by poczucie błogości, jakiego doznałem w związku z tym relatywnie obfitym zarobkiem, przewyższyło radość z powodu dziesięciocentowego napiwku, który otrzymałem niegdyś jako gazeciarz. Odnoszę teraz wrażenie, że ta dycha miała dla mnie ogromne znaczenie, i tak zapewne było.
Każda z tych miłych niespodzianek wprawiała mnie w upojenie, którego ktoś, kto urodził się bogaty, najprawdopodobniej nie jest w stanie nigdy doznać. Istnieją przyjemności, których nie kupi się za pieniądze.
Nasze ulice wydawały się bezpieczne, odizolowane i spokojne. Dla dziecka były rodzajem etnicznej twierdzy. Prawie wszyscy nasi rodzice byli imigrantami, w większości ze wschodniej Europy. Nic i nikt nam fizycznie nie zagrażał.
Tak naprawdę nie wiedziałem, kto to jest Hitler. Starsi wiedzieli, lecz wątpię, by nawet oni, czy ktokolwiek i