Страница 11 из 56
Oglądała konferencję prasową.
– W oświadczeniu, które złożył Will Nebels, jest coś, w co wierzę – oświadczyła stanowczo – a mianowicie to, że włamał się do domu starszej pani Westerfield, aby ukraść pieniądze. Czy był tam tego wieczoru? To możliwe. Z jednej strony zastanawiam się, co mu dali, żeby opowiedział tę historię, a z drugiej myślę o tym, jak Paulie rozkleił się w szkole, kiedy ogłoszono, że Andrea nie żyje. Obserwowałam jego nauczycielkę, gdy zeznawała w sądzie. Nigdy nie widziałam bardziej niechętnego świadka. Było widać, że próbuje chronić Pauliego, choć musiała powiedzieć, że kiedy wybiegał z klasy, usłyszała, jak zawołał: „Nie sądziłem, że nie żyje!”.
– Co teraz robi Paulie Stroebel? – spytałam.
– Radzi sobie całkiem dobrze. Przez dziesięć czy dwanaście lat po procesie był strasznie małomówny. Zdawał sobie sprawę, że niektórzy ludzie uważają, iż zabił Andreę, i prawie go to zniszczyło. Zaczął pracować w delikatesach z matką i ojcem i z tego, co wiem, zamknął się w sobie. Ale od czasu, gdy zmarł jego ojciec, a on musiał coraz bardziej się usamodzielniać, zaczął rozkwitać. Mam nadzieję, że ta historia z Willem Nebelsem nie wytrąci go teraz z równowagi.
– Jeśli Rob Westerfield będzie miał nowy proces i zostanie uniewi
– Czy go aresztują i postawią przed sądem?
– Nie jestem prawnikiem, ale wątpię. Nowe zeznanie Willa Nebelsa może wystarczyć do wznowienia procesu Roba Westerfielda i uniewi
– Może tak, może nie. Dlatego właśnie jest to takie trudne. – Pani Hilmer zawahała się, a następnie podjęła: – Ellie, facet, który pisze książkę o tej sprawie, przyjechał zobaczyć się ze mną. Ktoś mu powiedział, że byłam blisko z twoją rodziną.
Wyczułam w jej słowach ostrzeżenie.
– Jaki jest?
– Uprzejmy. Zadawał mnóstwo pytań. Uważałam na każde słowo, lecz teraz ci powiem, że Bern ma swój punkt widzenia i zamierza dopasować do niego fakty. Chciał wiedzieć, czy twój ojciec dlatego był taki surowy dla Andrei, że spotykała się potajemnie z wieloma różnymi chłopcami.
– To kłamstwo.
– Zamierza przedstawić to tak, jakby to była prawda.
– Owszem, durzyła się w Robie Westerfieldzie, pod koniec jednak również się go bała. – Było to coś, czego nie zamierzałam mówić, lecz kiedy już to zrobiłam, uświadomiłam sobie, że tak myślę. – A ja bałam się o nią – szepnęłam. – Był na nią taki wściekły z powodu Pauliego.
– Ellie, byłam w waszym domu. Byłam w sądzie, kiedy zeznawałaś. Nigdy nie mówiłaś, że ty lub Andrea bałyście się Roba Westerfielda.
Czy sugerowała, że mogę tworzyć fałszywe wspomnienia, by usprawiedliwić moje dziecięce zeznanie? Ale potem dodała:
– Ellie, bądź ostrożna. Ten pisarz dawał mi do zrozumienia, że byłaś dzieckiem niezrównoważonym emocjonalnie. Zamierza to napisać w swojej książce.
A więc tak to ma wyglądać w jego ujęciu, pomyślałam: Andrea puszczała się z kim popadnie, ja byłam emocjonalnie niezrównoważona, a Paulie Stroebel to morderca. Jeśli wcześniej nie czułam się tego pewna, to teraz wiedziałam, że mam zadanie do wykonania.
– Rob Westerfield może wyjść z więzienia, pani Hilmer – oświadczyłam z mocą – ale kiedy skończę dochodzenie i opiszę jego wstrętne życie ze wszystkimi szczegółami, nikt nie będzie chciał spacerować z nim po ulicy, w dzień czy w nocy. A jeśli będzie miał drugi proces, żadna ława przysięgłych go nie uniewi
14
O dziesiątej rano w poniedziałek miałam spotkanie w Albany z Martinem Brandem, członkiem komisji do spraw zwolnień warunkowych. Był mniej więcej sześćdziesięcioletnim mężczyzną o zmęczonym wyglądzie, z zapuchniętymi oczami i gęstą szopą siwych włosów, które od dawna dopominały się o fryzjera. Rozpiął kołnierzyk koszuli i poluzował węzeł krawata. Jego rumiana cera sugerowała, że ma problem z nadciśnieniem. W minionych latach z pewnością czytał liczne wersje mojego protestu tysiące razy.
– Pa
– Jest recydywistą.
– Nie ma pani żadnej pewności.
– A pan nie ma żadnej pewności, że nie jest.
– Proponowano mu zwolnienie warunkowe dwa lata temu, jeśli przyzna się do zamordowania pani siostry; przyjmie odpowiedzialność za zbrodnię i wyrazi skruchę. Odmówił.
– Och, bądźmy poważni, panie Brand. Miał zbyt wiele do stracenia, gdyby wyznał prawdę. Wiedział, że nie możecie trzymać go dłużej.
Wzruszył ramionami.
– Zapomniałem, że jest pani reporterką od spraw kryminalnych.
– Jestem również siostrą piętnastoletniej dziewczyny, która nie miała szansy doczekać szesnastych urodzin.
Wyraz śmiertelnego znużenia zniknął na chwilę z jego oczu.
– Pa
Z przyjemnością bym się dowiedziała, cóż to za incydenty, ale byłam pewna, że Martin Brand nie zamierza mi o nich opowiadać.
– I jeszcze jedno – podjął. – Nawet jeśli jest wi
– Są również ludzie, którzy rodzą się bez sumienia, i kiedy wypuszcza się ich na wolność, stają się chodzącymi bombami zegarowymi.
Odepchnęłam krzesło i wstałam. Brand również wstał.
– Pa
– To dobra rada, panie Brand, i prawdopodobnie zastosuję się do niej któregoś dnia – odparłam. – Choć jeszcze nie teraz.
15
Trzy lata temu, kiedy napisałam cykl artykułów o Jasonie Lambercie, seryjnym mordercy z Atlanty, odebrałam telefon od Maggie Reynolds, wydawcy z Nowego Jorku, którą spotkałam podczas panelu na temat przestępczości. Zaproponowała opublikowanie moich artykułów w formie książki.
Lambert był mordercą w typie Teda Bundy’ego. Włóczył się po miasteczkach uniwersyteckich, podając się za studenta, i zwabiał młode kobiety do swego samochodu. Podobnie jak ofiary Bundy’ego, te dziewczyny po prostu znikały. Na szczęście został schwytany, zanim zdążył się pozbyć ciała ostatniej ofiary. Obecnie przebywał w więzieniu w Georgii, do odsiedzenia pozostało mu jeszcze sto czterdzieści dziewięć lat i nie miał najmniejszej szansy na zwolnienie warunkowe.
Książka rozchodziła się zaskakująco dobrze i nawet utrzymała się przez kilka tygodni na czele listy bestsellerów „The New York Timesa”. Zatelefonowałam do Maggie, kiedy wyszłam z gabinetu Branda, przedstawiłam sprawę i trop, którym zamierzałam pójść w swoim śledztwie, a ona bez wahania zgodziła się podpisać ze mną kontrakt na książkę o zamordowaniu Andrei. W pracy tej, jak obiecałam, udowodnię ponad wszelką wątpliwość winę Roba Westerfielda.
– Jest mnóstwo wrzawy wokół historii, którą pisze Jake Bern – poinformowała mnie Maggie. – Zamierzam tak samo nagłośnić twoją. Bern zerwał z nami kontrakt, chociaż wydaliśmy fortunę na reklamę jego ostatniej publikacji.
Wyobrażałam sobie, że całe przedsięwzięcie zabierze mi około trzech miesięcy intensywnych poszukiwań i pisania, a potem, jeśli Rob Westerfield zdoła doprowadzić do wznowienia procesu, jeszcze kilka miesięcy. Gospoda była zbyt krępująca i zbyt droga, bym mogła zatrzymać się w niej na dłużej, zapytałam więc panią Hilmer, czy nie wie o jakichś mieszkaniach do wynajęcia w okolicy. Z miejsca odrzuciła mój pomysł i uparła się, bym zamieszkała w apartamencie gości