Страница 18 из 76
– Nigdy się z nimi nie rozstanę. Pozbywam się jedynie wizualnej części. Dochody zasilą konto fundacji, która w tej chwili jest dla mnie najważniejsza.
– Ochrona i utrzymanie tych kostiumów pochłaniają majątek – wtrąciła Mi
– Jestem przekonana, że jako była księgowa, pod koniec dnia zgodzisz się, że inwestycja była tego warta.
– Bezsprzecznie. – Carlton, nie odrywając się od kaczki skinął głową. – Już same tylko podatki…
– Och, Carlton, błagam, tylko nie podatki – jęknęła Magda. – Nie podczas tak cudownej kolacji. Na samą myśl dostaje niestrawności. Roarke, wino jest warte grzechu. To twoje?
– Mhm. Montcart, rocznik 2049. Wyjątkowo subtelne. – Roarke rozhuśtał wino w kieliszku i spojrzał pod światło. – Wspaniale klasyczne, pełne wdzięku i ducha. Pomyślałem, że będzie ci smakować.
Magda była wniebowzięta.
– Eve, muszę coś pani wyznać – wymruczała. – Jestem do szaleństwa zakochana w pani mężu. Mam nadzieję, że mnie pani nie aresztuje.
– Gdyby to było karalne, trzy czwarte kobiecej populacji Nowego Jorku siedziałoby za kratkami.
– Kochanie – Roarke popatrzył jej głęboko w oczy- pochlebiasz mi.
– Nic podobnego.
Liza chichotała, jak gdyby nic lepszego nie przychodziło jej do głowy.
– Trudno nie być zazdrosnym, kiedy mąż jest przystojny i ma władzę. – Ścisnęła znacząco ramię Vince’a. – Kiedy kobiety tak patrzą na mojego Vinciego, mam ochotę wydrapać im oczy.
– Tak?- Eve upiła łyk klasycznego rocznika 2049, próbując doszukać się wspomnianego wdzięku i ducha.- Ja po prostu walę w nos.
Kiedy Liza zastanawiała się, czy powi
– Z tego co zauważyłem, Roarke przestał kolekcjonować kobiety. Znalazł swój skarb, drogoce
– Pewnie mógłby pan opowiedzieć niejedną historię. – Magda delikatnie pogładziła dłoń Micka. – Roarke jest taki tajemniczy, milczy na temat swoich podbojów, a to tylko podsyca ciekawość.
– Mam opowieści na pęczki. A nawet więcej. Była taka rudowłosa piękna córka milionera z Paryża, która odwiedziła Dublin. Pewna drobna brunetka dwa razy w tygodniu piekła dla niego maślane bułeczki, jeśli dobrze pamiętam miała na imię Bridgett. Roarke, chyba niczego nie pokręciłem?
– Tak było. Poślubiła Toma Farrela, syna piekarza. Zdaje się, że wyszło wszystkim na dobre. – Roarke pamiętał to tak samo dokładnie, jak to że kiedy on uwodził rudą paryżankę- jak ona miała na imię?- w tym czasie Mick obrabiał jej przepastną torebkę do samego dna. Ostatecznie wszyscy byli zadowoleni z rezultatów.
– To były czasy – Mick westchnął. – Jako przyjaciel i gentelman nie mogę zdradzić więcej szczegółów. Roarke nie kolekcjonuje już kobiet, ale zawsze był z niego nie lada zbieracz. Plotka głosi, że masz imponującą kolekcję broni.
– Owszem, przez te lata wpadło mi w ręce kilka ciekawych sztuk.
– Pistolety? – zainteresował się Vince, na co jego matka przewróciła tylko oczami.
– Broń zawsze fascynowała mojego syna. Doprowadzał do szału całą ekipę, kiedy podczas zdjęć pojawiał się na planie.
– Mam w zbiorach sporo pistoletów. Może chcesz zobaczyć?
– Bardzo chętnie.
W tym pomieszczeniu przemoc unosiła się w powietrzu, a najważniejszym elementem wystroju wnętrza były narzędzie, które ludzie wynaleźli przeciwko ludziom. Piki, lance, muszkiety, colty zwane „obrońcami pokoju” i ręczne miotacze, które za sprawą niskiej ceny zdobyły popularność w czasie wojen miejskich.
Spadający sufit i lśniące szyby nie odwracały uwagi od gablot ani nie kryły odwiecznej fascynacji człowieka sztuką zniszczenia.
– Mój Boże. – Vince krążył po salonie. – Coś podobnego widziałem tylko w muzeum Smithsonian. Stworzenie takiej kolekcji musiało trwać lata.
– I to kilka. – Roarke zauważył zainteresowanie jakie w gościuu wzbudziła para XIX wiecznych pistoletów. Dotknął tabliczki z czytnikiem linii papilarnych i zwolnił blokadę. Kiedy szyba się podniosła wyjął z futerału jeden z pistoletów i podał Vince’owi.
– Piękny.
– Och. – Liza zadrżała, ale uwagi Eve nie uszedł błysk pożądania w jej oczach. – Czy jest niebezpieczny?
– Już nie.- Roarke uśmiechnął się do niej i wskazał i
– Dobry Boże.- Liza zatrzepotała długimi rzęsami, okalającymi jej fiołkowe oczy. – Zastrzeliła psa?
– Tak mówią.
– To były zupełnie i
– Zawsze uważałam,że to bardziej idiotyczne niż niesamowite.
– Nie popiera pani prawa do noszenia broni, pani porucznik?- zapytał Vince, obracając w dłoni pistolet do pojedynkowania się. Wyobrażał sobie, że wygląda na człowieka z fantazją.
Eve wskazała głową mały automat.
– Pistolet nigdy nie służył do obrony, ale do zabijania.
– Mimo tego ludzie jakoś docierają do źródeł broni. – Z żalem odłożył pistolet do futerału i podszedł do Eve i Micka. – Inaczej byłaby pani bez pracy.
– Vincent, jesteś niegrzeczny – wtrąciła Liza.
– Nie, ma rację. – Eve pokiwała głową. – Ludzie zawsze znajdą sposób. Na szczęście od kilku lat nie zdarzają się masakry w szkołach, dzieci nie strzelają do siebie na korytarzach i boiskach, a na wpół śpiący małżonkowie nie zabijają swoich partnerów, którzy potknęli się idąc do łazienki. Przestali ginąć niewi
– Zgadzam się – rzekł Mick. – Nigdy nie przepadałem za tymi paskudnymi hałaśliwymi zabawkami. Dobra kosa to jest to.- Odsunął się o krok, by wszyscy mogli zobaczyć jego nóż.- Zanim cię ktoś tym poczęstuje, musi podejść na tyle blisko, że przynajmniej spojrzy ci w oczy. Nóż wymaga odwagi. Łatwiej strzelić do człowieka z bezpiecznej odległości, niż stanąć z nim twarzą w twarz. Osobiście używam pięści. – Uśmiechnął się szeroko. – Uczciwa walka, w której człowiek się porządnie spoci, rozwiązuje większość problemów, a po wszystkim zawsze można pójść na piwo. – Odwrócił się do Roarke’a. – Rozwaliło się kilka nosów, co, Roarke?
– Pewnie więcej niż się należało. – Roarke zamknął gablotę. – Kawy? – gładko zmienił temat.