Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 64 из 75



– Według naszego złotowłosego amanta wszystko miało być legalne! – Eve prychnęła pogardliwie.

– Nikt nie może być aż tak naiwny.

– Czy ja wiem? – odezwała się nieśmiało Peabody. – Ma świra na punkcie Fitzgerald. Wydaje mi się, że mogła go przekonać co do legalności całego przedsięwzięcia, wmówić mu, że chodzi o uruchomienie produkcji kosmetyków firmowanych jej nazwiskiem.

– Wystarczyło tylko usunąć Pandorę. – Casto się uśmiechnął. – Pieniądze od razu popłynęłyby szerokim strumieniem do ich kieszeni.

– Wszystkiemu wi

– Czyli można go oskarżyć o zamiar dystrybucji nielegalnych substancji – zauważył Whitney.

– Young będzie miał podstawę, by pójść na ugodę. Ale do postawienia zarzutu zabójstwa jeszcze daleka droga. Jak na razie jego zeznanie nie wystarczy. Jest przekonany, że Redford załatwił Pandorę. Podał nam motyw. Możemy udowodnić, że Redford rzeczywiście miał dość czasu, by to zrobić. Ale nie mamy dowodów ani świadków. – Wstał. – Dallas, zmuś ich, żeby się przyznali. Prokuratura siedzi mi na karku. W poniedziałek wycofują zarzuty przeciw Mavis Freestone. Jeśli nie będą mieli dla mediów nowych informacji, wszyscy wyjdziemy na durniów. Gdy Whitney zniknął za drzwiami, Casto wyjął scyzoryk z nożyczkami i zaczął niespiesznie obcinać paznokcie.

– No jasne, nie możemy dopuścić, by jaśnie pan prokurator wyszedł na durnia. Cholera, wszystko trzeba im podać na tacy. – Podniósł oczy na Eve.

– Redford nie przyzna się do zabójstwa. Można go będzie posadzić za produkcję narkotyków, nic więcej. W dzisiejszych czasach to prawie modne. Ale za nic nie przyzna się do czterech morderstw. Chyba że…

– Co? – spytała Peabody.

– Że nie zrobił tego w pojedynkę. Jeśli złamiemy jego wspólnika, złamiemy i Redforda. Stawiam, że Fitzgerald pęknie pierwsza.

– No to ty weźmiesz ją w obroty. – Eve odetchnęła głęboko. – Ja zajmę się Redfordem. Peabody, chcę, żebyś wzięła jego zdjęcie i pojechała do klubu i do domów, w których mieszkali Boomer, Karaluch i Moppett. Pokaż to cholerstwo wszystkim, którzy się napatoczą. Może ktoś go rozpozna, do licha.

Usłyszawszy dźwięk łącza, zmarszczyła brwi.

– Dallas. Jestem zajęta.

– Jak miło usłyszeć twój ciepły głos – odparł spokojnie Roarke.

– Jestem na ważnym spotkaniu.

– Ja też. Za pół godziny odlatuję na FreeStar.

– Opuszczasz Ziemię? Ale… cóż, przyjemnej podróży.

– Nie mogę się wykręcić. Za trzy dni powinienem być z powrotem. Wiesz, jak mnie złapać.

– Tak, wiem. – Miała ochotę mówić głupstwa, słodkie, czułe głupstwa. – Sama będę przez jakiś czas bardzo zajęta – wykrztusiła w końcu. – Zobaczymy się po twoim powrocie.

– Powi

Eve starała się nie zwracać uwagi na chichot Casto.

– Mam i

– Jak my wszyscy. Znajdź dla niego chwilę czasu, kochanie. Zrób to dla mnie. Pozbądźmy się wreszcie tych wszystkich ludzi kręcących się po naszym domu.

– Już dawno chciałam ich wywalić na kopach. Wydawało mi się, że lubisz ich towarzystwo.

– A ja myślałem, że on jest twoim bratem – mruknął Roarke.

– Co?



– Stary dowcip. Nie, Eve, ja już nie mogę wytrzymać z tymi ludźmi. To po prostu maniacy. Przed chwilą znalazłem Galahada. Biedaczysko schował się pod łóżkiem. Ktoś ustroił go w koraliki i małe czerwone kokardki. Obydwaj jesteśmy głęboko wstrząśnięci.

Ugryzła się w język, usiłując opanować śmiech. Roarke jednak wcale nie miał wesołej miny.

– Teraz, kiedy już wiem, że oni cię wkurzają, jest mi lżej na sercu. Niedługo ich wyrzucimy.

– Doskonale. Aha, jeszcze jedno. Obawiam się, że pod moją nieobecność musisz załatwić parę spraw w związku z przyszłą sobotą. Summerset ma to wszystko zapisane. Przepraszam, ale transporter już na mnie czeka. – Roarke machnął ręką na kogoś i spojrzał Eve w oczy. – Do zobaczenia za parę dni, pani porucznik.

– Na razie. – Ekran zgasł. – Bon voyage, do diabła.

– Wiesz, Eve, jeśli musisz skoczyć do swojego krawca albo zaprowadzić kota do psychoterapeuty, to ja i Peabody jakoś sobie poradzimy. Co to dla nas jakieś morderstwo.

Usta Eve skrzywiły się w jadowitym uśmiechu.

– Pocałuj mnie w dupę, Casto.

Choć Casto potrafił być niezwykle irytujący, trzeba przyznać, że miał niezawodny instynkt. Nie zanosiło się na to, by Redford zamierzał w najbliższym czasie pęknąć. Eve na wszelkie sposoby starała się przyprzeć go do muru, ale producent przyznawał się tylko do posiadania narkotyków.

– Nie jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam. – Wstała. Musiała rozprostować nogi. Nalała sobie kawy. – To Pandora powiedziała panu o Nieśmiertelności. Kiedy to było?

– Jak już mówiłem, około półtora roku temu, może nieco wcześniej. – Był spokojny, panował nad sytuacją. Oskarżenie o posiadanie nielegalnych substancji wydawało mu się niezbyt groźne, zwłaszcza przy przyjętej linii obrony. – Złożyła mi propozycję współpracy, tak to przynajmniej ujęła. Twierdziła, że ma dostęp do wzoru chemicznego substancji, która zrewolucjonizowałaby przemysł kosmetyczny.

– Kosmetyki, co? Nie powiedziała panu, czym grozi ich stosowanie?

– W owym czasie nie. Potrzebowała wsparcia finansowego, by uruchomić produkcję. Zamierzała wypuścić na rynek kolekcję kosmetyków firmowaną swoim imieniem.

– Czy pokazała panu ten wzór?

– Nie. Jak już wspominałem, wodziła mnie za nos, składała mnóstwo obietnic. Przyznaję, że nie wykazałem się rozsądkiem. Miałem obsesję na jej punkcie, a ona bezlitośnie to wykorzystywała. Poza tym, wydawało mi się, że jej pomysł nie jest zły. Ona sama przyjmowała tę substancję w pigułkach i efekty były zdumiewające. Pandora z dnia na dzień wyglądała coraz młodziej, stawała się bardziej sprawna. Ten środek pomnażał jej siły, wzmagał ochotę na seks. Odpowiednio rozreklamowany, przyniósłby ogromne zyski, a ja potrzebowałem pieniędzy na pewne dość ryzykowne przedsięwzięcia.

– Potrzebował pan pieniędzy, więc płacił Pandorze, nie otrzymując w zamian żadnych konkretnych informacji.

– Przez pewien czas. W końcu straciłem cierpliwość i zażądałem wyjaśnień. Pandora łudziła mnie kolejnymi obietnicami. Zacząłem podejrzewać, że zamierzała sama wypromować ten produkt albo nawiązała z kimś współpracę za moimi plecami. Dlatego wziąłem sobie próbkę tej substancji.

– Wziął pan próbkę?

Przez chwilę milczał, jakby usiłował dobrać odpowiednie słowa na wyrażenie tego, co chciał powiedzieć.

– Kiedy spała, zabrałem jej klucz i otworzyłem szkatułkę, w której trzymała tabletki. Kilka z nich dałem do analizy. Musiałem się upewnić, czy zainwestowane przeze mnie pieniądze nie poszły na marne.

– Kiedy ukradł pan jej ten narkotyk?

– Nie mówimy tu o kradzieży – wtrącił adwokat. -Mój klient w dobrej wierze zapłacił za ten produkt.

– Dobrze, sformułuję to pytanie inaczej. Kiedy postanowił pan bardziej aktywnie zainteresować się losem zainwestowanych pieniędzy?

– Około pół roku temu. Zaniosłem próbki znajomemu pracującego w laboratorium i zleciłem mu przygotowanie raportu.

– I dowiedział się pan… Redford wbił wzrok w dłonie.

– Dowiedziałem się, że Pandora nie kłamała, mówiąc o niezwykłych właściwościach tego środka. Jednak był on uzależniający, co automatycznie czyniło go nielegalnym. Ponadto długotrwałe stosowanie mogło zakończyć się śmiercią.

– Dlatego też pan, jako człowiek z zasadami, wycofał się ze współpracy z Pandorą.