Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 44 из 49



ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY ÓSMY

Henry jechał do kamieniołomu i już prawie tam dotarł, kiedy postanowił zawrócić do centrum Wallingford. Nabrał nieodpartej ochoty na filiżankę mocnej kawy, ale najbardziej zależało mu na tym, żeby wpaść do księgarni i zobaczyć się z żoną. Kiedy media dowiedzą się o rozwoju wypadków, będzie gorąco, zwłaszcza że ostatnia ofiara pochodzi z ich środowiska. Czyżby mieli z Rosie pożegnać się ze spokojną emeryturą w tej okolicy?

Jechał bocznymi drogami, przez obrzeża miasta. Jechał powoli, wdychał świeże powietrze przez otwarte okno, żeby zlikwidować ten bolesny ucisk w klatce piersiowej. To za karę. Ma za swoje, skoro nie bierze regularnie tabletek na nadciśnienie. Czyżby jedenastego września uniknął losu kolegów tylko po to, żeby paść na zawał podczas jazdy przez Co

Mijając cmentarz św. Franciszka położony wokół wzgórza, spostrzegł mężczyznę, który szybko czmychnął za wysoką płytę nagrobną. Początkowo pomyślał, że mu się zdawało. Może jednak ma atak serca. Ale przecież atak serca raczej nie wywołuje halucynacji.

Podjechał do bramy cmentarnej i zatrzymał wóz. Żeby widzieć płytę nagrobną z tego miejsca, musiałby wysiąść. Siedział i dumał, i znowu nie był pewien, czy sobie czegoś nie uroił. W końcu co w tym złego, że ktoś jest na cmentarzu. Ludziom wolno tam chodzić, kiedy chcą, przynosić kwiaty na groby. Ano właśnie, zatem nie ma powodu, żeby się ukrywać.

Cofnął trochę wóz i wyjechał na drogę. Rosie go wyśmieje, to znaczy wyśmieje te duchy, które mu się zwidziały, bo na pewno nie to, że zapomniał połknąć lekarstwo na nadciśnienie. Podniósł wzrok i spojrzał we wsteczne lusterko. Wjechał na kolejny zakręt. Gdy cmentarz zaczął znikać z oczu, znowu zobaczył tego człowieka. Tym razem Henry przystanął na poboczu, ponieważ był tu niewidoczny z cmentarza.

Zostawił samochód i poszedł rowem, żeby nikt go nie zobaczył. Cmentarz był tyłem zwrócony ku lasowi. Henry dostrzegł półciężarówkę zaparkowaną między drzewami, gdzie, jak wiedział, nie było żadnej drogi.

Wspiął się po stromej pochyłości, licząc na to, że go zasłoni, aż dotrze do lasu. Błoto i kamienie wyślizgiwały się spod butów, bał się, że mężczyzna go usłyszy. Parawan drzew iglastych pozwolił mu dokładniej przyjrzeć się nieznajomemu.

Stał plecami do Henry’ego, trzymał w ręce łopatę i kopał. Aha, więc to grabarz. To dlaczego chowa się przed przejeżdżającym samochodem? No i czy nadal kopią groby ręcznie? Widział już na cmentarzu specjalistyczny sprzęt, taką miniaturową koparkę ze szczękami. Taa, teraz z całą pewnością tak to właśnie robią. Zresztą, zdaje się, Vargus i Hobbs mają umowy z kilkoma zakładami pogrzebowymi.

Podszedł bliżej, żeby lepiej widzieć. Wówczas zdał sobie sprawę, że nieznajomy wcale nie kopie nowego grobu, tylko rozkopuje stary. I wtedy mężczyzna odwrócił głowę na tyle, że Henry go poznał. To był Wally Hobbs, który skulił się za wysokim kamieniem nagrobnym, bo właśnie drogą przejeżdżał kolejny samochód.

ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY DZIEWIĄTY

Luc przez cały ranek nie opuszczał domu. Nie zabrał nawet gazety. Od wyjścia agentki O’Dell krążył niespokojnie od okna do okna, co jakiś czas rzucając okiem na włączony telewizor, i nie wypuszczał z ręki kija bejsbolowego. Scrapple już wiele godzin temu dał sobie spokój ze swoim panem i położył się na ulubionym dywaniku. Zasnął głęboko, i tylko kilka razy zastrzygł przez sen uszami.

Luc słyszał auta, które przejeżdżały Whippoorwill Drive. Może w kamieniołomie coś się dzieje. Chyba wcześniej wyły gdzieś syreny. W południowych lokalnych wiadomościach wspomniano o samochodzie, który został znaleziony w Hubbard Park, ale to było w Meriden, a nie tutaj. Nie zamierzał wychodzić z domu i sprawdzać, co się wydarzyło. Zazwyczaj trudno było go zatrzymać, ale dziś… Dziś dostawał dreszczy, gdy tylko postawił stopę na progu. Czy tak już teraz zawsze z nim będzie? Starzec, który boi się sam opuścić dom i nie pamięta nawet, czy to zrobił…

Agentka O’Dell prosiła go tego ranka, żeby przemyślał, czy nie powinien jednak zadzwonić do Julii, by poinformować ją, że u niego wszystko w porządku. Ale jeżeli córka nie wie o tych morderstwach, to nie ma powodu, żeby ją uspokajać. Tak w każdym razie uważał. Z drugiej strony wiedział, że powinien do niej zadzwonić. Chciał to zrobić od czasu, gdy z nią ostatnio rozmawiał… Jezu, jaki to był dzień? Czy od tamtej pory minęło kilka dni, czy parę tygodni?

Usłyszał kolejny samochód. Ten był chyba na jego podjeździe. Zanim Luc dotarł do drzwi, agentka O’Dell wchodziła już na ganek. Otworzył jej i zaczerwienił się ze wstydu, że nadal ściska w dłoni kij bejsbolowy.

– Co tam taki ruch?

– Nie wiem – odparła, łapiąc oddech. – Nie mogłam dodzwonić się do szeryfa Watermeiera. Pomoże mi pan?

– Oczywiście. To znaczy spróbuję.

Rozłożyła mapę na stoliku do kawy.

– Pan długo mieszka w tej okolicy, prawda?

– Niemal całe życie. Moja żona, Elizabeth, pochodziła z Filadelfii, ale bardzo pokochała to miejsce, więc zostaliśmy. Żałuję, że Julia, jak tylko dorosła, nie chciała tu mieszkać, ale… ale co może ojciec?

– Czy wie pan może, gdzie jest dom Ralpha Shelby’ego?



– Ralpha rzeźnika? On już dawno nie żyje. Kiedy to było? Jakieś dziesięć lat, nie pamiętam. Mówiłem pani rano, że Steve Earlman kupił sklep mięsny od Ralpha? A teraz Steve’a też nie ma. Mówiłem pani, prawda? Nie rozmawialiśmy o tym rano?

– Tak, mówił pan. Ale dom pana Shelby’ego, ziemia, na której mieszkał, wie pan, gdzie to jest? To niedaleko stąd, prawda?

– Pewnie, to przy końcu drogi, za starym młynem Millerów. Pani Shelby zmarła parę lat temu, ale chyba nadal mieszka tam ich syn.

– Może mi pan wskazać to miejsce na mapie?

Luc patrzył na linie i niebieskie plamy, które wyglądały kompletnie obco.

– Jesteśmy tutaj. – Maggie dotknęła mapy palcem, ale niczego mu to nie przypominało poza krzyżującymi się czerwonymi liniami.

Patrzyła na niego ze zmarszczonym czołem. Może się martwi? Nie znał jej dość dobrze, żeby wiedzieć, czy jest na niego zła, czy też mu współczuje. Zresztą na pewno wolałby to pierwsze.

– Luc, może mi pan pokazać?

– Mogę, ale nie na mapie. – Skierował kroki do drzwi, wziął czarny beret i kurtkę.

– Nie, nie może pan ze mną jechać.

– Tylko w ten sposób potrafię pani pomóc.

– Nie może mi pan dać wskazówek? Jak daleko stąd? Czy to przy Whippoorwill Drive?

– Naprawdę nie jestem uparty. – Robił wszystko, by znowu nie poczuć zażenowania. – Ale nie umiem pani powiedzieć, nie umiem tego opisać słowami. – Ręce mu latały, pomagając w wyjaśnieniach. – Muszę to… pokazać.

Zawahała się, splotła ramiona na piersi, jakby podejmowała decyzję.

– Okej, ale proszę obiecać, że zostanie pan w samochodzie.

– Oczywiście, że zostanę. Czemu panią interesuje stary dom Shelby’ego?

– Muszę tam coś sprawdzić. Mówił pan, że kiedy zamknięto sklep mięsny, ktoś wykupił całe wyposażenie.

– No tak. Ale nie pamiętam, kto to był. A powinienem chyba wiedzieć.

– Ja wiem. To był syn Ralpha Shelby’ego. On wszystko kupił, dokładnie wszystko.

– Naprawdę? Hm. Ciekawe, po co mu te stare graty.

– Właśnie to mnie interesuje.