Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 55 из 80

Do jej uszu dobiegł odgłos kroków. Były tuż-tuż. Pospieszyła na korytarz. Ray Howard akurat wyszedł zza rogu. Przestraszyła go, a on zauważył, że trzymała rękę na klamce.

– Pani jest agentką FBI – powiedział oskarżycielskim tonem.

– Tak, jestem tu z szeryfem Morrellim.

– Go pani robiła w pokoju księdza Kellera?

– Och, to pokój księdza Kellera? Szukam łazienki i nie mogę jej znaleźć.

– Bo jest na drugim końcu korytarza – stwierdził z pretensją w głosie i wskazał właściwy kierunek. Nie spuszczał z niej wzroku, jakby jej nie wierzył.

– Ach tak? Dziękuję. – Minęła go i ruszyła w dół korytarza. Zatrzymała się przed odpowiednimi drzwiami i zerknęła za siebie. – To tutaj?

– Tak.

– Jeszcze raz dziękuję. – Weszła do środka i stała parę minut, nasłuchując pod drzwiami. Kiedy wyjrzała, zobaczyła, że Ray Howard znika w sypialni księdza Kellera.

ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY TRZECI

Bagażnik pickupa był pełen śniegu, Nick wczołgał się jednak jakoś do środka.

– Mógłby mi ksiądz podać łopatę?

Stał jak sparaliżowany, patrząc na śnieg, w którym zatonęły stopy Nicka. Splótł dłonie jak do modlitwy. Wiatr smagał jego ciemne, falujące włosy. Policzki miał czerwone, oczy załzawione.

– Proszę księdza, poproszę o łopatę – powtórzył Nick.

– Tak, tak, już. – Keller podszedł do drzewa, gdzie zostawili narzędzia. – Nie sądzę, żeby znalazł pan tam coś ważnego.

– Wolę sprawdzić.

Zachowanie księdza irytowało Nicka. Coś tu śmierdziało. Czuł to. Zaczął kopać jak szalony, ale wkrótce musiał zwolnić. Jak może znaleźć coś w tych zaspach? Nabierał na łopatę mniejsze porcje śniegu, żeby niczego nie przegapić. Chłód przeniknął przez kurtkę, boleśnie szczypał w twarz. Mimo to po plecach Nicka spływał pot.

Nagle łopata uderzyła o coś twardego, zaskorupiałego pod śniegiem. Głuchy dźwięk postawił na baczność księdza Kellera, który podszedł do pokrywy bagażnika, na tyle blisko, żeby spojrzeć w dołek wykopany przez szeryfa.

Nick z wielką ostrożnością kopał wokół jakiegoś przedmiotu. Ciekawość go roznosiła, odrzucił w końcu łopatę i padł na kolana. Rękami zmiatał, wycierał i odrzucał śnieg, wyczuwając już kształt, ale wciąż nie wiedząc, co to jest. Zlodowaciały śnieg pokrył bezkształtną powłoką. Cokolwiek to było, musiało być ciepłe, kiedy było toczone po śniegu i przemieniane w białą kulę.

Wreszcie Nick ujrzał coś, co wyglądało jak skóra. Zamarł. Jak szalony odłupywał lód. Oderwał się spory kawał zlodowaciałej pokrywy. Nick odskoczył do tyłu osłupiały.

– Jezu – powiedział tylko.

Zerknął na księdza Kellera, który wykrzywił twarz i cofnął się o krok. Zamknięty w śnieżnym grobie leżał martwy pies, z ogoloną czarną sierścią, pocięty nożem, z ranami szarpanymi i podciętym gardłem.

ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY CZWARTY

Nick i ksiądz Keller szli po schodach, kiedy Maggie stanęła w drzwiach plebanii. Nick spojrzał badawczo w jej oczy, żeby sprawdzić, czy coś znalazła, jednak jej spojrzenie i uśmiech, które były przeznaczone dla księdza Kellera, nie dały mu żadnej odpowiedzi.

– Lepiej się już pani czuje? – zapytał z nieudawaną troską Keller.

– O wiele lepiej. Dziękuję.

– Dobrze, że z nami nie poszłaś, Maggie – rzekł Nick i wzdrygnął się z obrzydzeniem. Kto mógł dopuścić się podobnego okrucieństwa na bezbro

– Czemu? Co znalazłeś?

– Potem ci powiem.

– Może napijecie się państwo herbaty? – zaproponował ksiądz Keller.

– Nie, dziękuję. Musimy…

– Tak – przerwała mu Maggie. – Dobrze mi zrobi na żołądek. Oczywiście jeśli to nie kłopot.

– Ależ nie. Proszę wejść. Zobaczę, czy mamy jakieś słodkie bułeczki albo pączki.

Poszli w ślad za księdzem. Nick spróbował ponownie odczytać coś z twarzy Maggie, zaskoczony jej entuzjastyczną reakcją na propozycję księdza, którym, jak sądził, gardziła.

– To miło, że wspiera pani lokalnych kupców. – Keller uśmiechnął się, odbierając od niej kurtkę.

Odwzajemniła uśmiech bez słowa. Weszli do salonu. Nick wytarł najpierw buty w znajomą wycieraczkę leżącą na korytarzu. Kiedy podniósł wzrok, spostrzegł, że ksiądz studiuje obcisłe dżinsy Maggie. Nie było to zwykłe spojrzenie, bowiem duchowny na dłużej zawiesił wzrok na agentce i sprawiło mu to wyraźną przyjemność. Nagle odwrócił się do Nicka, który natychmiast pochylił głowę nad zamkiem błyskawicznym swojej kurtki, udając, że się z nim mocuje. Zanim podejrzenie i złość zakradły się do jego umysłu, uświadomił sobie, że ksiądz Keller mimo wszystko też jest mężczyzną. A Maggie wyglądała fantastycznie w dżinsach i czerwonym swetrze. Facet musiałby być ślepy, żeby tego nie docenić.





Keller zniknął za ścianą. Nick podszedł do Maggie, która stała przed kominkiem.

– O co chodzi? – szepnął.

– Masz komórkę Christine?

– W kurtce.

– Możesz mi ją dać?

Patrzył na nią, spodziewając się wyjaśnienia, ale Maggie kucnęła przy ogniu, żeby ogrzać ręce. Kiedy wrócił z komórką, grzebała w popiele żelaznym pogrzebaczem. Stanął plecami do niej, jakby jej pilnował.

– Co robisz? – Trudno było szeptać przez zaciśnięte zęby.

– Coś tu śmierdziało. Jakby guma się paliła.

– On zaraz wróci.

– I tak został już tylko popiół.

– Śmietanka, cytryna, cukier? – Ksiądz Keller pojawił się z pełną tacą. Kiedy postawił ją na ławie przy oknie, Maggie była już obok Nicka.

– Poproszę o cytrynę – odparła.

– Dla mnie śmietanka i cukier – rzekł Nick, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że tupie nerwowo nogą.

– Wybaczcie panowie na chwilę, ale muszę zadzwonić – powiedziała nagle Maggie.

– Telefon jest w biurze w dole korytarza – poinformował Keller.

– Och, dziękuję. Zadzwonię z komórki Nicka. Mogę?

Nick dał jej telefon, wciąż szukając na jej twarzy jakiegoś znaku. Maggie oddaliła się w stronę korytarza. Keller podał Nickowi parującą filiżankę.

– Może bułeczkę? – zaproponował ksiądz, podsuwając talerz z bogatym wyborem ciast.

– Nie, dziękuję. – Nick starał się nie spuszczać wzroku z Maggie, ale właśnie wyszła.

Raptem ich uszu doszło dzwonienie telefonu, przytłumiony, lecz nieprzerwany dźwięk. Ksiądz zmieszał się, a następnie ruszył szybko do holu.

– Co pani robi, na Boga?

Nick trzasnął filiżanką, rozlewając gorącą kawę na ręce i lśniący stolik. Rzucił się za róg i zobaczył Maggie z komórką przy uchu. Szła korytarzem, zatrzymując się pod kolejnymi mijanymi drzwiami i nasłuchując. Keller szedł tuż za nią, zarzucając ją pytaniami, na które nie odpowiadała.

– Co pani robi? – Chciał ją wyprzedzić, ale mu nie pozwoliła.

Nick pobiegł za nimi, nerwy miał jak postronki.

– Co jest, Maggie?

Stłumiony dźwięk telefonu wciąż się rozlegał, z każdą chwilą bliżej i bliżej. Wreszcie Maggie pchnęła ostatnie drzwi na lewo i wtedy telefon zabrzmiał czysto i głośno.

– Proszę księdza, czyj to pokój? – spytała Maggie, stojąc w drzwiach.

Ksiądz Keller znów wyglądał jak sparaliżowany. Był spięty, a jednocześnie wzburzony.

– Proszę księdza, proszę odebrać telefon – poprosiła grzecznie Maggie, opierając się o framugę. – Powinien być w jednej z szuflad.

Ksiądz nie poruszył się, patrząc na pokój. Dzwonienie działało Nickowi na nerwy. Nagle uprzytomnił sobie, że to Maggie telefonuje. Trzymała komórkę Christine, przyciski świeciły się i mrugały przy każdym dzwonku ukrytego gdzieś telefonu.

– Proszę księdza, proszę odebrać. – Tym razem zabrzmiało to jak polecenie.

– To pokój Raya. Nie powinienem grzebać w jego rzeczach.

– Proszę tylko odebrać telefon.

Spojrzał na nią, wreszcie przekroczył próg, ociągając się, z wahaniem. Był ogromnie zdetonowany, lecz mimo to wykonał polecenie agentki O’Dell i odebrał telefon, dzięki czemu szarpiące nerwy dzwonienie wreszcie ustało. Ksiądz wyciągnął do Maggie rękę z małym czarnym telefonem komórkowym. Przekazała go Nickowi.