Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 54 из 80

– Oczywiście rozumiem. Cieszę się, że nie chodziło o mnie. W końcu nawet się nie znamy.

Nick obserwował twarz księdza. Wyraźnie rozluźnił się po przeprosinach Maggie, opuścił swobodnie wzdłuż ciała ręce, wcześniej wykręcone za plecami.

– Właśnie miałem sobie zrobić gorącą herbatę. Napiją się państwo ze mną?

– Jesteśmy tu służbowo, proszę księdza – rzekł Nick.

– Służbowo?

Młody ksiądz wsadził ręce do kieszeni suta

– Wczoraj wieczorem widzieliśmy starego pickupa na tyłach plebanii.

– Pickupa? – Ksiądz Keller zdziwił się.

Czy znowu wykorzystuje swoje seminaryjne lekcje?

– Tak, stoi między drzewami. Pasuje do opisu samochodu, który widział nasz świadek. Da

– Nie wiem, czy ten gruchot w ogóle jeszcze działa. Zdaje się, że Ray jeździ nim po drewno nad rzekę.

Nick wręczył księdzu nakaz. Ksiądz Keller wziął dokument za róg i patrzył nań, jakby miał w ręku nieznany tajemniczy obiekt.

– Mówiłem już wczoraj – podjął Nick spokojnie – że staramy się sprawdzić wszystkie możliwe ślady. Wie ksiądz zapewne, bo stało się o tym głośno, że biuro szeryfa znalazło się ostatnio pod dużym obstrzałem. Nie chcę, żeby ktoś mi zarzucił, że czegoś nie sprawdziłem. Ma ksiądz klucze?

– Klucze?

– Do pickupa.

– Na pewno nie jest zamknięty. Proszę zaczekać, włożę płaszcz i buty, zaraz będę gotowy.

– Dziękuję. Jestem księdzu bardzo wdzięczny.

– Patrzył, jak duchowny idzie w stronę bocznej ściany kominka i wkłada nogi w wysokie gumowe buty, które Nick wypatrzył poprzedniego wieczoru. A więc należą do niego. Zaśnieżone buty, co mogło znaczyć, że ksiądz Keller właśnie wrócił z lasu. A przecież poprzedniego wieczoru mówił Nickowi, że nie opuszczał plebanii.

Ruszyli w trójkę do drzwi. Nagle Maggie chwyciła się małego stolika i zgięła wpół.

– O Boże, znowu mi niedobrze – wymamrotała.

– Maggie, co ci jest? – Nick zerknął na Kellera i szepnął: – Od rana tak się czuje. – Potem do Maggie: – Co ty piłaś wczoraj wieczorem?

– Mogę skorzystać z łazienki? – spytała.





– Oczywiście. – Ksiądz Keller rzucił wzrokiem na podłogę, wyraźnie zaniepokojony o los perłowobiałej wykładziny. – Jest na dole w holu, drugie drzwi na prawo – rzucił pospiesznie, jakby chciał ją pogonić.

– Dziękuję, zaraz do was przyjdę. – Zniknęła za rogiem, trzymając się za brzuch.

– Da sobie radę sama? – zatroskał się ojciec Keller.

– Na pewno. Proszę mi wierzyć, lepiej nie być teraz obok niej. Zapaskudziła mi całe buty.

Ksiądz skrzywił się i spojrzał na stopy Nicka, potem poszedł za nim na zewnątrz.

Śnieg zasypał pickupa, więc musieli wydeptać ścieżkę i odkopać tę starą kupę złomu. Drzwi samochodu długo nie puszczały, potem z wolna skrzypnęły, uchyliły się, metal zazgrzytał o metal. Nick szarpnął i otworzył drzwi na całą szerokość. W nozdrza uderzył go zapach uwięzionej pleśni. Kabina samochodu sprawiała wrażenie zamkniętej na cztery spusty i nieużywanej przez łata. Nick poczuł ukłucie rozczarowania. Zmęczyły go już te ślady prowadzące donikąd. Mimo to wdrapał się do środka z latarką, nie wiedząc, czego właściwie miałby tu szukać. Może powinien zostawić te robotę ekspertom, ale oni byli zajęci czym i

Położył się na podartym winylowym siedzeniu i wyciągnął rękę, na ślepo przeszukując podłogę auta. Trudno było manewrować w ciasnej przestrzeni. Kierownica wbijała mu się w bok, dźwignia zmiany biegów dźgała w pierś. Przypomniało mu się, jak miał szesnaście lat i jeździł na randki starym chevroletem ojca. Teraz ciało miał mniej sprawne, dużo bardziej dawało mu się we znaki.

– Wątpię, by znalazł pan w tym gruchocie coś więcej niż szczury – rzekł ksiądz Keller, stojąc przy drzwiach.

– Szczury? – Nick nie znosił szczurów.

Cofnął szybko rękę, zaczepiając kłykciami o sterczącą sprężynę. Z bólu zamknął oczy i przygryzł dolną wargę, byle tylko nie przekląć głośno przy księdzu. Otworzył przegródkę na rękawiczki i uderzył w czarną dziurę światłem latarki.

Ostrożnie przeglądał zawartość: pożółkły podręcznik właściciela, zardzewiała puszka, kilka serwetek z McDonalda, kartonik zapałek z jakiegoś miejsca o nazwie Pink Lady, zwinięta kartka z adresami i kodami, które nic mu nie mówiły, i mały śrubokręt. Cały czas czuł na sobie wzrok ojca Kellera. Zanim wysiadł z szoferki, sięgnął dłonią w głąb przegródki. Wyczuł coś małego, gładkiego i okrągłego, wyciągnął to i razem z kartonikiem zapałek wpuścił do kieszeni, upewniając się, że ksiądz Keller tego nie widzi. Nagle zauważył ręczne notatki nabazgrane na zwiniętej kartce. W tym świetle nie był w stanie ich odczytać, chwycił więc kartkę i wcisnął ją do rękawa. Potem zamknął przegródkę.

– Nic tam nie ma – powiedział, po kryjomu przenosząc kartkę do kieszeni. Ześliznął się z siedzenia, rzucając ostatnie spojrzenie do wnętrza samochodu. Zanotował w pamięci dziwną rzecz. Chociaż cuchnęło tam pleśnią, siedzenie, deska i dywanik były wyjątkowo czyste.

– Przykro mi, że tracił pan czas – rzekł ksiądz Keller, odwracając się w stronę plebanii i ruszając wydeptaną ścieżką.

– Muszę jeszcze przeszukać bagażnik.

Ksiądz przystanął, zawahał się i zawrócił. Wiatr targał niemiłosiernie długą suta

ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY DRUGI

Maggie raz jeszcze wyjrzała przez okno. Nick i Keller stali wciąż obok samochodu, więc mogła kontynuować poszukiwania. Szła długim korytarzem, zatrzymując się przed wszystkimi zamkniętymi drzwiami i nasłuchując, oraz ostrożnie zaglądając tam, gdzie było otwarte. Kilka pomieszczeń zajmowało biuro plebanii, w jednym był magazyn. W końcu trafiła do jakiejś sypialni.

Pokój był skromny, nieduży, miał drewnianą podłogę i białe ściany. Prosty krucyfiks wisiał nad podwójnym łóżkiem. W jednym z rogów stał stolik i dwa krzesła. W przeciwnym rogu znajdował się drugi stolik, a na nim stary toster i czajniczek do herbaty. Bogato zdobiona lampa stała na nocnej szafce, zupełnie nie pasując do całości. Nic prócz lampy nie zwracało tu uwagi. Schludnie, żadnych szaf ani pudeł.

Miała już wyjść, kiedy jej wzrok przyciągnęły trzy oprawione obrazy. Wisiały jeden przy drugim na ścianie obok drzwi, wszystkie były reprodukcjami renesansowych malowideł. Maggie nie znała żadnego z nich, jednak bezbłędnie rozpoznała styl. Wszystkie obrazy przedstawiały sceny krwawych tortur. Przyglądając się z bliska, przeczytała podpisy.

„Męczeństwo świętego Sebastiana”, rok 1475. Autor dzieła, Antonio Del Pollaivolo, pokazywał świętego Sebastiana przykutego do piedestału strzałami sterczącymi z jego ciała. „Męczeństwo świętego Erasmusa”, rok powstania – 1629, autor – Nicolas Poussin. Tu skrzydlate cherubiny unosiły się nad tłumem ukrzyżowanych lub skutych łańcuchami mężczyzn, którym wyrywano wnętrzności.

Po co komu takie obrazy w sypialni? – zdumiała się Maggie. Rzuciła okiem na ostatni z nich, „Męczeństwo świętego Hermione”, z 1512 roku, pędzla Matthiasa Anatella. Obraz przedstawiał mężczyznę przywiązanego do drzewa. Oprawcy cięli jego ciało nożami i maczetami. Maggie ruszyła już do drzwi, kiedy coś kazało jej jeszcze raz przyjrzeć się ostatniej reprodukcji. Na ciele torturtowanego mężczyzny było kilka krwawych cięć. Dwa z nich przecinały się idealnie po przekątnej, tworząc na piersi krzyż, który z punktu widzenia Maggie wyglądał jak pochyłe X. Tak, to oczywiste. Teraz wszystko miało sens. Wycięte na ciałach chłopców X-y nie były zwykłymi X-ami. To był krzyż. Krzyż, który stanowił część rytuału, znak, symbol. Czyżby morderca uważał, że w ten sposób czyni ze swoich ofiar męcze