Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 45 из 54

Dzień, który zaczął się upałem, zmienił się teraz w prawdziwy wrzątek. Chodniki drżały, a palmy wyglądały, jakby je słońce wybieliło. Tam gdzie zalano dziury na jezdni, asfalt był miękki i ziarnisty niczym ciasto na bułki.

Budynek sądu w Santa Teresa wygląda jak zamek Maurów: ręcznie rzeźbione drewniane drzwi, wieżyczki, kute balkony. Wewnątrz ściany tak gęsto pokryto ceramiczną mozaiką, że może się wydawać, iż ktoś wyłożył je połatanymi kołdrami. Jedna z sal szczyci się cykloramicznym malowidłem, przedstawiającym założenie Santa Teresa przez hiszpańskich misjonarzy. To jakby disneyowska wersja rzeczywistości, ponieważ artysta pominął rozprzestrzenienie się syfilisu i wyniszczenie Indian. Jeśli mam być szczera, jednak ją wolę. No bo jak skoncentrować się na sprawiedliwości, gapiąc się na jakąś bandę Indian w ostatnim stadium rozkładu?

Przeszłam pod wielkim łukiem sklepienia, kierując się w stronę ogrodów urządzonych za gmachem. Na trawniku rozsiadły się jakieś dwa tuziny ludzi, niektórzy jedli lunch, i

Leniwie szacowałam zalety przystojnego mężczyzny, w ciemnogranatowym podkoszulku, podążającego w moim kierunku. Oglądałam go od stóp do głowy. Ho, ho, zgrabne biodra, biorąc poprawkę na ubranie… Hm, płaski brzuch, szerokie ramiona. Prawie do mnie doszedł, kiedy po ujrzeniu jego twarzy doszłam do wniosku, że to Jonah.

Nie widziałam go od czerwca. Najwidoczniej dieta i rygor przy zrzucaniu wagi działają jak czary. Twarz, którą niegdyś ochrzciłam mianem „niegroźnej”, teraz zaostrzyła się przyjemnie. Jego ciemne włosy były dłuższe, opalił się, a niebieskie oczy gorzały na twarzy koloru cukru klonowego.

– O Boże – powiedziałam, stojąc jak wryta. – Wyglądasz wspaniale.

Błysnął uśmiechem, zadowolony.

– Tak myślisz? Dzięki. Od naszego ostatniego spotkania musiałem stracić ze dwadzieścia funtów.

– Jak ci się to udało? Poprzez ciężką pracę?

– Tak, pracowałem co nieco.

Stał i tak się gapiliśmy na siebie. Wydzielał feromony niczym piżmowy płyn po goleniu i poczułam, jak zaczyna się burzyć chemia w moim organizmie. Otrząsnęłam się. Nie potrzebowałam tego. Jedyną gorszą rzeczą od mężczyzny tuż po rozwodzie jest mężczyzna wciąż żonaty.

– Słyszałem, że byłaś ra

– Zwykła dwudziestkadwójka, to się nie liczy. Także mnie pobito, a to już bolało. Nie wiem, jak można tolerować takie gówno – odpowiedziałam. Żałośnie potarłam nasadę nosa. – Złamali mi nos.

Pod wpływem impulsu sięgnął i powiódł palcem wzdłuż mojego nosa.

– Mnie się podoba – rzekł.

– Dzięki – powiedziałam. – Wciąż się nim fajnie wącha.

Nastąpiła teraz jedna z tych niewygodnych przerw, które zawsze towarzyszyły naszemu związkowi.

Przerzuciłam torebkę z ramienia na ramię, byle coś zrobić.

– Co przyniosłeś? – spytałam, wskazując na papierowe zawiniątko, które trzymał w ręce.

Popatrzył na nie.

– Och, fakt, zapomniałem. Hm, kanapki, pepsi i ciastka.

– Moglibyśmy coś zjeść – zaproponowałam.

Nie poruszył się. Potrząsnął głową.

– Kinsey, nie przypominam sobie, bym tak się kiedyś czuł. Może pieprzniemy ten cały lunch i pójdziemy tam, za ten krzaczek?

Roześmiałam się, gdyż przebiegła mi przez głowę myśl o czymś gorącym i nieprzyzwoitym, o czym tu nie chcę pisać. Wsunęłam rękę pod jego ramię.

– Miły jesteś.

– Nie chcę o tym słyszeć.

Zeszliśmy szerokimi, kamie

Wrzucił pustą puszkę do papierowej torebki.

– Powiem ci, co mówią o zastrzeleniu Costigana. Facet, z którym rozmawiałem, pracował kiedyś w wydziale zabójstw i twierdzi, że nigdy nie miał wątpliwości, iż zastrzeliła go żona. Jedna z tych sytuacji, kiedy cała historia śmierdzi, wiesz? Zgodnie z jej wersją włamał się do nich jakiś facet, mąż złapał pistolet, wielka szamotanina, bum! Pistolet wypala i mężuś nie żyje. Intruz zmyka, a ona dzwoni po gliny, wzburzona ofiara przypadkowej próby włamania. No cóż, nie brzmiało to wszystko przekonująco, ale ona nie popuszczała. W mgnieniu oka wynajęła jakąś szyszkę wśród prawników i nie wykrztusiła słowa, dopóki nie zjawił się na miejscu. Wiesz, jak to się odbywa. „Przykro mi, ale moja klientka nie może odpowiedzieć na to pytanie”. „Przykro mi, ale nie pozwolę mojej klientce na to odpowiadać”. Nikt nie uwierzył w ani jedno jej słowo, ale ona nigdy się nie ugięła, no i nie było dowodów. Żadnego świadectwa, informatora, żadnej broni, żadnych świadków. Koniec, kropka. Mam nadzieję, że nie pracujesz dla niej, bo jeśli tak, to ci odbiło.

Potrząsnęłam głową.

– Badam śmierć Bobby’ego Callahana – powiedziałam. – Sądzę, że został zamordowany i wiąże się to w pewien sposób ze śmiercią Dwighta Costigana. – Opisałam mu pobieżnie całą sprawę, unikając jego spojrzenia.

Zdążyliśmy już rozciągnąć się wygodnie na trawie i nawiedzały mnie ciągle te obrazy seksualnego wyuzdania, które w moim odczuciu nie były wtedy na miejscu. Dlatego paplałam, jak najęta, by zapanować nad myślami.





– Boże, odkryłaś coś nowego w sprawie zabójstwa Costigana, pułkownik Dolan ozłoci cię za to – powiedział.

– A co z tą Lilą Sams?

Podniósł palec.

– Najlepsze zachowałem na koniec – odparł. – Powęszyłem tu i ówdzie i bingo! Lista nakazów aresztowania tej kobiety jest długa jak twoja ręka. Te pierwsze datują się na 1968 rok.

– Za co?

– Za oszustwa, nielegalne przywłaszczanie majątków, wyłudzenia. Rozpowszechniała też fałszywe pieniądze. W chwili kiedy to mówimy, rozesłano za nią sześć listów gończych. Ale czekaj. Przypatrz się tutaj. Mam z sobą jej zdjęcie.

Podał mi wydruk komputerowy. Dlaczego nie czułam dumy na myśl, że wreszcie ją dopadnę? Bo złamię tym serce Henry’ego, a nie chciałam brać za to odpowiedzialności. Przejrzałam kartkę papieru.

– Czy mogę to zatrzymać?

– Jasne, ale nie podskakuj tak z niecierpliwości! Uspokój się – powiedział. – Rozumiem, że wiesz, gdzie ona jest.

Popatrzyłam na niego z nieznacznym uśmieszkiem.

– Być może siedzi właśnie u mnie na podwórku, popijając herbatę z lodem – oznajmiłam. – Właściciel mojego mieszkania zakochał się w niej po uszy i przypuszczam, że ona chce go usidlić.

– Pogadaj z Whiteside’em z wydziału oszustw, on ją każe zatrzymać.

– Chyba najpierw porozmawiam z Rosie.

– Z tą starą babą, która prowadzi spelunę niedaleko ciebie? Co ona ma z tym wspólnego?

– Och, żadna z nas nie może ścierpieć Lili. Rosie chciała, żebym przeprowadziła wywiad środowiskowy, by znaleźć na nią jakiegoś haka. Musiałyśmy dowiedzieć się, skąd pochodzi.

– Więc teraz wiecie. A zatem, o co chodzi?

– Nie wiem. Coś tu źle pachnie, ale dojdę do tego. Nie chcę zrobić czegoś, czego będę później żałowała.

Nastała chwila ciszy, a potem Jonah pociągnął mnie za koszulkę.

– Trenowałaś ostatnio strzelanie?

– Nie, odkąd robiliśmy to razem – powiedziałam.

– Nie miałabyś ochoty?

– Jonah, nie możemy.

– Czemu nie?

– Bo czulibyśmy się jak na randce, a to by nas oboje żenowało.

– Daj spokój. Sądziłem, że jesteśmy przyjaciółmi.

– Jesteśmy. Tylko nie możemy się umawiać.

– Czemu nie?

– Bo jesteś zbyt przystojny, a ja zbyt bystra – rzekłam cierpko.

– A więc znów wracamy do Camilli, zgadza się?

– Zgadza się. Nie mam zamiaru się w to mieszać. Jesteś z nią już od dawna.

– Coś ci powiem. Wciąż sobie to wyrzucam. Mógłbym pójść do i