Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 32 из 54

– Och, to robi wrażenie – powiedziałam.

Henry podsunął mi krzesło i kiedy się rozglądałam, nalał mi kawy. Lila najwidoczniej wtrąciła tu swoje trzy grosze. Zasłony były nowe: bawełniane w kolorze awokado, z nadrukiem solniczek i pieprzniczek, pęczków warzyw, drewnianych łyżek – spięte zielonymi wstążkami. Wystrój uzupełniały serwetki i obrusik pod kolor oraz dodatki w kontrastującym odcieniu dyni. Obok na stole stał nowy, metalowy trójnóg z miłym sloganem ułożonym z kwiecistych esów-floresów. Wydawało mi się, że napis głosi: „Boże, błogosław nasze biszkopty”, ale musiałam się mylić.

– Widzę, że urządziłeś sobie kuchnię – zaczęłam rozmowę.

Rozpromienił się i rozejrzał.

– Podoba ci się? To pomysł Lili. Mówię ci, ta kobieta odmieniła moje życie.

– To dobrze. Miło słyszeć – powiedziałam.

– Przez nią czuję się… Sam nie wiem, witalnie to chyba dobre określenie. Chciałbym zacząć wszystko od nowa.

Zastanawiałam się, czy ma zamiar pominąć milczeniem fakt, że oskarżyła mnie o oszustwo. Wstał i otworzył drzwiczki do piekarnika, sprawdzając stan słodkich bułeczek i dochodząc do wniosku, że muszą się jeszcze trochę podpiec. Wsunął je z powrotem i zatrzasnął piekarnik, nie zdejmując pomarańczowej rękawicy, kojarzącej się z boksem.

Wierciłam się niespokojnie na stołku.

– Myślałam, że może powi

– Och, tym się nie przejmuj – pocieszył. – Coś ją wtedy napadło.

– Ale Henry, nie chciałabym, żebyś myślał, że cię oszukuję. Nie sądzisz, że powi

– Nie. To bzdury. Nie sądzę, żebyś mnie oszukiwała.

– Ale ona tak sądzi.

– Nie, nie, wcale nie. Źle zrozumiałaś.

– Źle zrozumiałam?

– Wiesz, to wszystko moja wina i przykro mi, że nie wyjaśniłem tego na poczekaniu. Lilę poniosło i sama o tym wie. Tak naprawdę jestem przekonany, że zamierza cię przeprosić. Rozmawialiśmy o tym później długo i wiem, że czuła się źle. To nie ma z tobą osobiście nic wspólnego. Jest trochę drażliwa, ale jest też najmilszą kobietą, jaką można spotkać. Kiedy już do niej przywykniesz, zrozumiesz, jaka to cudowna osoba.

– Mam nadzieję – zauważyłam. – Zaniepokoiło mnie, że posprzeczały się z Rosie i potem się na mnie wyżyła. Nie wiedziałam, co się dzieje.

Henry zaśmiał się.

– No cóż, nie brałbym tego na poważnie. Znasz Rosie. Sprzecza się z każdym. Lila jest w porządku. Ma serce ze złota i jest tak lojalna jak szczeniaczek.

– Po prostu nie chcę, abyś popadł w jakieś tarapaty – oświadczyłam. Jedno z tych powiedzeń, które właściwie nic nie znaczą, ale jakoś wydają się pasować.

– Już ty się o to nie kłopocz – odrzekł łagodnie. – Bywałem tu i ówdzie, no wiesz, a jeszcze nigdy nie popadłem w tarapaty.

Ponownie obejrzał słodkie bułeczki, tym razem wykładając je z piekarnika na trójnóg, by ostygły. Popatrzył na mnie.

– Nie było okazji, by ci powiedzieć. Mamy zamiar zawrzeć transakcję dotyczącą nieruchomości.

– Naprawdę?

– Oto dlaczego poruszony został temat twojego czynszu. Przychody z wynajmu wpływają na całościową wartość nieruchomości i to był główny powód. Powiedziała, że nie ma najmniejszego zamiaru wtrącać się w układy między nami. Jest nieubłagana, kiedy chodzi o interesy, ale nie chciała się mieszać.

– Jaki rodzaj transakcji?





– Jest właścicielem pewnych nieruchomości, które chce zastawić, a po dorzuceniu mojego domu wystarczy na zaliczkę na nieruchomość, którą sobie wybierzemy.

– Coś w mieście?

– Nie powinienem wyjawiać. Kazała mi przysiąc, że będę milczał. Ale to jeszcze nic pewnego i wszystko ci opowiem, gdy podpiszemy umowę. Jeszcze jakieś dwa dni. Musiałem przysiąc, że nie puszczę pary z ust.

– Nie rozumiem – powiedziałam. – Sprzedajesz dom?

– Nie jestem w stanie ogarnąć szczegółów. Jak dla mnie, są zbyt skomplikowane – wyznał.

– Nie sądziłam, że Lila zajmuje się handlem nieruchomościami.

– Och, para się tym od lat. Była żoną jakiejś grubej ryby w Nowym Meksyku, a kiedy jej mąż umarł, odziedziczyła spory majątek. Ma z czego żyć. Mówi, że inwestycje w nieruchomości traktuje prawie jak hobby.

– Więc pochodzi z Nowego Meksyku? Bo ktoś mi mówił, że przyjechała z Idaho.

– Ona mieszkała wszędzie. Z natury jest cyganką. Nawet mnie w to wciąga. No wiesz, chce, żebym odjechał w kierunku zachodzącego słońca. Z Biblią i mapą Stanów. Żebym podążył tam, gdzie szlak mnie zaprowadzi. Czuję się, jakby dodała mi dwadzieścia lat życia.

Chciałam wypytać go bardziej szczegółowo, ale usłyszałam „Ju-huu” Lili przy drzwiach i ukazała się jej twarz ozdobiona girlandami eleganckich loków. Gdy mnie spostrzegła, przyłożyła dłoń do policzka, udając skrępowanie.

– Och, Kinsey, założę się, że wiem, co tu robisz – powiedziała. Weszła do kuchni i znieruchomiała na moment, splatając przed sobą dłonie, jakby chciała paść na kolana i odmówić modlitwę. – Ani słowa, nim dokończę – ciągnęła. Powstrzymała się jednak, spoglądając na Henry’ego. – Och, Henry, powiedziałeś jej chyba, jak mi było przykro, że tak na nią naskoczyłam. – Używała specjalnego „głosiku”.

Henry objął ją ramieniem i uściskał.

– Wyjaśniłem już wszystko i jestem pewny, że zrozumiała – powiedział. – Nie chcę, żeby cię to dłużej gryzło.

– Ale mnie to gryzie, Puddy, i nie poczuję się dobrze, dopóki sama jej tego nie powiem.

Puddy?

Podeszła do mnie i ujęła moją prawą dłoń, ściskając ją mocno.

– Tak mi przykro. Przyjmij moje przeprosiny za to, co powiedziałam. Proszę o wybaczenie. – Jej głos był pełen skruchy i przypuszczałam, że Puddy wszystko łyknie.

Przeszywała mnie bacznym spojrzeniem i kilka z jej pierścieni wżarło się w moje palce dość boleśnie. Przekręciła je najwidoczniej, by kamienie skierowane były do wnętrza dłoni, wywołując maksymalny efekt przy zaciśnięciu ręki.

Powiedziałam:

– Och, nie ma sprawy. Nie myśl już o tym. Bo ja nie będę.

Aby jej pokazać, jaka ze mnie cegła, wstałam i objęłam ją lewym ramieniem, podobnie jak przed chwilą Henry. I podobnie jak on uścisnęłam Lilę delikatnie, przydeptując palec jej lewej stopy i przechylając się lekko do przodu. Odsunęła się ode mnie, lecz zdołałam utrzymać stopę w tym samym miejscu, tak że stałyśmy biodro w biodro. Przez moment zwarłyśmy się spojrzeniami. Obdarzyła mnie słodkim uśmiechem, po czym rozluźniła uchwyt. Uwolniłam jej stopę, ale dopiero wtedy, gdy dwa nieduże rumieńce, niczym płatki róży, wykwitły na jej policzkach.

Puddy wyglądał na zadowolonego, że doszło między nami do porozumienia, ja też się cieszyłam. Po chwili pożegnałam się i wyszłam. Lila przestała na mnie patrzeć i dostrzegłam, jak siada gwałtownie i zsuwa but.

ROZDZIAŁ 17

Po powrocie do mieszkania nalałam sobie kieliszek wina, potem zrobiłam kanapkę z ciemnego pieczywa, na białym serze układając plasterki cebuli i ogórka. Przekroiłam ją na dwie części i używając papierowego ręcznika, służącego za ścierkę i talerz zarazem, zaniosłam ją wraz z winem do łazienki. Uchyliłam okienko i jadłam, stojąc w wa

Po chwili byłam już po obiedzie, a ze zmywaniem talerzy nie miałam problemu, zwinęłam jedynie papierowy ręcznik i wrzuciłam do śmieci. Rozpierała mnie przy tym duma. Wymieniłam sandały na tenisówki, zabrałam pęk wytrychów, druciki, scyzoryk i latarkę, a w jakiś czas potem zjawiłam się pod drzwiami domu Mozy Lowenstein, gdzie nacisnęłam dzwonek. Zmieszana wyjrzała na mnie przez boczne okno, następnie otworzyła drzwi.

– Nie miałam pojęcia, kto to może być o tej porze – powiedziała. – Myślałam, że to Lila wraca po jakąś zapomnianą rzecz.