Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 127 из 141



– Nie, nie wie. Mówiłem ci, zachowywał się jak obłąkany, był w takim szoku, jak wtedy, gdy telefonował.

– Nieważne. Pierwsze samoloty do Nowego Jorku wystartowały w ciągu ostatniej godziny. W jednym z nich musi być on. Dotrzymam mu towarzystwa w Nowym Jorku, lecz tym razem nie nawalę… mój nóż jest gotów, ostry jak brzytwa. Odetnę mu twarz. Amerykanie dostana swego Kaina bez twarzy! Mogą go sobie nazwać Bourne’em, Deltą czy jak tam zechcą.

Na biurku Aleksandra Conklina zadzwonił telefon w niebieskie prążki. Dźwięk był cichy, stłumiony, przez co wywoływał niesamowite wrażenie. Aparat w niebieskie prążki umożliwiał Conklinowi bezpośrednie połączenie z halą komputerową i bankiem danych. W biurze nie było nikogo, kto mógłby podnieść słuchawkę.

Po wejściu do pokoju funkcjonariusz CIA pośpieszył w stronę biurka kulejąc, nie przyzwyczajony jeszcze do laski dostarczonej mu poprzedniej nocy przez G-2, oddział Kwatery Głównej Naczelnego Dowództwa Mocarstw Sojuszniczych w Europie z siedzibą w Brukseli, gdy odprawiał transport wojskowy do Andrews Field w Wirginii. Rzucił ją gniewnie w kąt i chwiejnie przeszedł przez pokój. Z niewyspania miał przekrwione oczy i zadyszkę; człowiek odpowiedzialny za rozwiązanie sprawy Treadstone był doprawdy przemęczony. Utrzymywał chaotyczną łączność z tuzinem tajnych organizacji – w Waszyngtonie i za granicą, usiłując odkręcić idiotyczna sytuację, która powstała w ciągu ostatniej doby. Przekazał placówkom w Europie, agentom czuwającym na osi Paryż-Londyn-Amsterdam wszystkie informacje, jakie udało mu się wydobyć z kartotek. Bourne żyje i jest bardzo niebezpieczny; usiłował się pozbyć swego zwierzchnika z D. C., a przed dziesięcioma godzinami opuścił Paryż. Należy obstawić wszystkie lotniska i dworce, uaktywnić tajne organizacje. Odszukać go i zabić!

Conklin oparł się o biurko i sięgnął po słuchawkę.

– Słucham?

– Mówi Dwunastka Komputera – usłyszał wyraźny męski głos. – Chyba coś mamy. W każdym razie nie występuje ono na liście rządowej.

– Co, na miłość boską?

– Nazwisko, które podał pan przed godziną. Washburn.

– Więc o co chodzi?

– Dziś rano niejaki George P. Washburn został przerzucony samolotem linii Air France z Paryża do Nowego Jorku. Wprawdzie Washburn to dość popularne nazwisko i mógłby to być jakiś biznesmen, który ma chody, lecz na liście pasażerów figuruje jako dyplomata z NATO. Sprawdziliśmy. W rządzie nigdy o takim nie słyszeli. Nie istnieje żaden Washburn, który byłby zaangażowany w trwające obecnie negocjacje NATO z rządem Francji czy jakiegoś i

– Więc jak, do diabła, doszło do tego przerzucenia? Kto przyznał mu status dyplomatyczny?

– Usiłowaliśmy dowiedzieć się czegoś w Paryżu; nie obeszło się bez trudności. Stoi za tym Brevet Militaire. Taka cicha grupka.

– Brevet? Od kiedy to zajmują się przerzucaniem przez granicę naszych ludzi?

– To mógłby być każdy, niekoniecznie „nasz” czy „ich”. Ot, uprzejmość gospodarza i francuskiego przewoźnika. To jedyny sposób, by otrzymać przyzwoite miejsce w przepełnionym samolocie. A poza tym ten Washburn miał brytyjski, nie amerykański, paszport.

„Mieszka tam pewien lekarz, Anglik o nazwisku Washburn”… To on! To Delta! Dogadał się z Brevet… Ale dlaczego Nowy Jork? Czym jest dla niego Nowy Jork? I kto z wysoko postawionych w Paryżu go protegował? Co on im powiedział? O, Chryste? Ile on im powiedział?

– O której zakończył się lot? – spytał Conklin.



– O dziesiątej trzydzieści siedem rano. Niewiele ponad godzinę temu.

– W porządku – odrzekł człowiek, który stracił stopę podczas operacji „Meduza”, kuśtykając wokół biurka w stronę krzesła. – Dostarczył mi pan informację, a teraz proszę wszystko wymazać. Usunąć. Wszystko, co mi pan przekazał. Czy to jasne?

– Rozumiem, sir. Wymazane, sir.

Conklin odłożył słuchawkę. Nowy Jork. Nowy Jork? Nie Waszyngton, ale Nowy Jork! Przecież w Nowym Jorku już nic nie ma. Delta wie o tym. Jeśli zasadzałby się na kogoś z Treadstone – jeśli zasadzałby się na niego – poleciałby prosto do Dulles. O co chodzi z tym Nowym Jorkiem?

I dlaczego Delta wpadł na pomysł, żeby posłużyć się nazwiskiem Washburn? To tak, jakby telegraficznie powiadamiał o swoich planach; musiał wiedzieć, że prędzej czy później ktoś rozszyfruje to nazwisko… Później… jak już tam będzie! Delta informował ocalałych członków Treadstone, że występuje z pozycji siły. Jeśli zechce, to ujawni nie tylko działalność Treadstone, ale Bóg wie, co jeszcze. Siatki agentów, których używał jako Kain, podsłuchy i podstawione konsulaty, będące niczym i

Conklin coś sobie przypomniał i potrząsnął głową. Był czas, kiedy pozwoliłby Delcie się wycofać, o czym powiedział mu dwanaście godzin temu na cmentarzu pod Paryżem. Istniała pewna granica tego, co człowiek mógł znieść i nikt nie wiedział o tym równie dobrze, jak Aleksander Conklin, niegdyś jeden z najzdolniejszych tajnych oficerów liniowych wspólnoty wywiadowczej. Istniała pewna granica: niewi

Nikt o zdrowych zmysłach… Nikt o zdrowych zmysłach… Conklin wolno wyprostował się na krześle.

„Nie jestem Kainem. Kain nigdy nie istniał! Nigdy nim nie byłem! Nie byłem w Nowym Jorku… To był Carlos! Nie ja, lecz Carlos! Jeśli na Siedemdziesiątej Pierwszej ulicy zdarzyło się to, o czym pan mówi, to był tam Carlos! On wszystko wie!”

A jednak Delta był w domu z piaskowca przy Siedemdziesiątej Pierwszej ulicy. Świadczyły o tym niezbicie odciski palców – wskazującego i środkowego – prawej dłoni. A teraz było już wiadomo, jak się tam dostał. Air France, protekcja Brevet… tego Carlos nie mógł wiedzieć.

„Chwilami coś pamiętam… Twarze, ulice, budynki. Czasami jakieś obrazy, których nie potrafię umiejscowić… Wiem mnóstwo na temat Carlosa, ale nie pamiętam skąd?!”

Conklin przymknął oczy. Istniało takie powiedzenie, rodzaj szyfru, którym posługiwano się na początku istnienia Treadstone. Jak ono szło? Pochodziło jeszcze z czasów „Meduzy”… Kain to Charlie, a Delta to Kain. O to, to. Kain to Carlos. Delta-Bourne przeobraził się w Kaina, by zwabić Carlosa.

Conklin otworzył oczy. Jason Bourne miał zająć miejsce Iljicza Ramireza Sancheza. Na tym zasadzała się strategia Treadstone-71. Na tym polegał ów pomysł ucieknięcia się do podstępu, do zamiany, której celem było wywabienie Carlosa z jego kryjówki.

Bourne. Jason Bourne. Osoba nieznana, nazwisko dawno zapomniane, ludzkie szczątki od dziesięciu lat gnijące w dżungli. Jednakże kiedyś ktoś taki istniał i to także było elementem tej strategii.

Conklin przekładał teczki na biurku, dopóki nie trafił na tę, której szukał. Bez tytułu, tylko z literą i dwiema cyframi przed czarnym iksem, oznaczającym, że są to w ogóle jedyne informacje o Treadstone.

T-71 X. Powstanie Treadstone-71.

Otworzył ją, odczuwając jakby strach przed jej zawartością, którą przecież znał.