Страница 82 из 84
Nagle coś go zaalarmowało. Nacisnął hamulec, lecz zrobił to zbyt gwałtownie i samochód z zablokowanymi kołami obrócił się dokładnie o trzysta sześćdziesiąt stopni, zatrzymując wprawdzie przodem na południe, ale zanurzony po osie w miękkim błocie przydrożnego rowu.
Nim samochód całkowicie się zatrzymał, Pitt otworzył drzwi i wyskoczył. Jego buty natychmiast zapadły się w błoto i nie można było ich wyciągnąć, więc wysunął z nich stopy i w samych skarpetkach pobiegł drogą w kierunku, z którego nadjechał.
Zatrzymał się przy niewielkim znaku obok drogi. Napis częściowo przysłaniało rosnące nie opodal drzewko. Jakby w obawie, że spotka go kolejne rozczarowanie, powoli rozsunął gałęzie i nagle wszystko stało się całkiem jasne. Oto miał przed sobą klucz do zagadki Joshui Haysa Brewstera i bizanium. Pitt stał w mocno zacinającym deszczu ze świadomością, że nic nie poszło na marne.
81.
Marganin siedział na ławce koło fonta
Grubas w wymiętym garniturze rozsiadł się wygodnie i obojętnie jadł jabłko.
– Gratuluję awansu, komandorze – mruknął między kęsami.
– Biorąc pod uwagę rozwój wypadków – powiedział Marganin nie opuszczając gazety – admirał Słojuk nie mógł zrobić mniej.
– A twoje obecne stanowisko… kiedy Prewłow został usunięty?
– Po zdradzie zacnego kapitana to logiczne, że mnie mianowano szefem Wydziału Analiz Wywiadu Zagranicznego na jego miejsce. To było oczywiste.
– Cieszę się, że lata naszej pracy przyniosły takie dywidendy. Marganin odwrócił kartkę.
– Dopiero uchyliliśmy drzwi. Prawdziwe dywidendy jeszcze przed nami.
– Teraz musimy działać ostrożniej niż kiedykolwiek przedtem.
– Mam taki zamiar – rzekł Marganin. – Sprawa Prewłowa bardzo podkopała wiarygodność Marynarki Woje
– Postaramy się trochę to przyśpieszyć – powiedział grubas udając, że połyka spory kawał jabłka. – Kiedy stąd odejdziesz, wmieszasz się w tłum przy wejściu do metra po przeciwnej stronie ulicy. Jeden z naszych ludzi, specjalista od pozbawiania portfeli tych, którzy niczego nie podejrzewają, zrobi coś wręcz przeciwnego i dyskretnie włoży ci do kieszeni kopertę. Znajdziesz w niej protokół ostatniej narady szefa sztabu Marynarki Woje
– Całkiem niezły materiał.
– Protokół jest sfałszowany. Sprawia wrażenie bardzo ważnego, ale został dokładnie przeredagowany dla zmylenia twoich przełożonych.
– Przekazywanie fałszywych dokumentów może mi nie wyjść na dobre.
– Spokojnie – odparł grubas. – Jutro o tej samej porze agent KGB otrzyma te same materiały. KGB uzna je za prawdziwe. Ponieważ ty przekażesz swoje informacje o dwadzieścia cztery godziny wcześniej niż oni, urośniesz w oczach admirała Słojuka.
– Bardzo sprytnie – stwierdził Marganin. – Masz jeszcze coś?
– To nasze pożegnanie – mruknął grubas.
– Pożegnanie…?
– Już wystarczająco długo byłem twoją skrzynką kontaktową. Zbyt długo. Obecnie zagrażałoby to naszemu bezpieczeństwu. Twojemu i mojemu.
– Kto się będzie ze mną kontaktował?
– W dalszym ciągu mieszkasz w koszarach marynarki? – odpowiedział grubas pytaniem na pytanie.
– Koszary pozostaną moim domem. Nie chcę wzbudzać podejrzeń wystawnym trybem życia i luksusowym mieszkaniem jak Prewłow. Dalej będę prowadził spartańską egzystencję na miarę pensji, jaką wypłaca mi radziecka marynarka.
– Dobrze. Już wyznaczono mojego następcę. Jest nim ordynans, który sprząta kwatery oficerskie w twoich koszarach.
– Będzie mi ciebie brakowało, staruszku – powoli rzekł Marganin.
– Mnie ciebie lównież.
Na dłuższą chwilę zapadło milczenie. Potem grubas odezwał się po raz ostatni.
– Niech cię Bóg błogosławi, Harry – powiedział przyciszonym głosem.
Kiedy Marganin poskładał i odłożył gazetę, grubasa już nie było.
82.
– Mamy wylądować tam, po prawej stronie – powiedział pilot helikoptera. – Usiądę na tamtym pastwisku, tuż za drogą prowadzącą na cmentarz.
Sandecker spojrzał w okno. Był szary, pochmurny ranek i niżej położone tereny niewielkiej wioski pokrywała mgła. Między nielicznymi zabudowaniami o osobliwym wyglądzie biegła pusta droga, obramowana po obu stronach malowniczym kamie
Sandecker spojrzał na siedzącego obok Do
Sandecker poczuł lekki wstrząs, kiedy helikopter dotknął płozami ziemi. W chwilę później pilot wyłączył silnik i łopatki wirnika przestały się obracać.
– Jesteśmy na miejscu, panie admirale – powiedział.
W nagłej ciszy, jaka zapanowała po locie, jego głos wydał się zbyt donośny.
Sandecker skinął głową i wysiadł bocznymi drzwiami. Pitt już na niego czekał i podszedł z wyciągniętą ręką.
– Witaj w Southby, admirale – powiedział z uśmiechem.
Sandecker również się uśmiechnął, ściskając dłoń Pitta, ale minę miał poważną.
– Następnym razem, kiedy znikniesz nie zawiadamiając mnie o swoich zamiarach, to cię wywalę.
Pitt udał obrażonego, odwrócił się i przywitał Do
– Mel, miło cię widzieć.
– Ja też się cieszę – odparł Do
– Przypadkowo się poznaliśmy – rzekł Pitt, pokazując zęby w uśmiechu – ale oficjalnie nigdy nie byliśmy sobie przedstawieni.
Koplin uścisnął dłoń Pitta obiema rękami. Ledwie przypominał człowieka, którego Pitt znalazł umierającego w śniegu na Nowej Ziemi, Miał bystre spojrzenie i mocny uścisk.
– Było moim najgorętszym pragnieniem, żeby pana spotkać i osobiście podziękować za uratowanie mi życia – powiedział głosem pełnym wzruszenia.
– Cieszę się, że widzę pana w dobrym zdrowiu – wymamrotał zażenowany Pitt, bo nic i
Sandecker nie mógł się nadziwić, widząc jego zakłopotanie. Nigdy nie przypuszczał, że dożyje dnia, kiedy Dirk Pitt stanie się skromny. Wybawił swojego podwładnego, biorąc go pod ramię i prowadząc w stronę wiejskiego kościółka.
– Mam nadzieję, że wiesz, co robisz – powiedział. – Anglicy krzywo patrzą na ludzi z kolonii, którzy rozkopują im cmentarze.
– Wystarczyło, że nasz prezydent zadzwonił bezpośrednio do ich premiera, by uniknąć biurokratycznych formalności przy ekshumacji – wtrącił Do
– Sądzę, że ten kłopot się opłaci – rzekł Pitt.
Zbliżyli się do drogi i przeszli na jej drugą stronę. Potem przez starą bramę z kutego żelaza dotarli na cmentarz otaczający kościół parafialny. Jakiś czas szli w milczeniu, czytając napisy na zmurszałych nagrobkach. Sandecker skinął ręką w stronę niewielkiej wioski.
– To tak daleko od utartych szlaków. Jak tu trafiłeś?
– Czysty przypadek – odparł Pitt. – Kiedy ruszałem śladem górników z Kolorado drogą, którą przebyli po opuszczeniu Aberdeen, nie miałem pojęcia, co wspólnego może mieć z tym wszystkim Southby. O ile pamiętasz, ostatnie zdanie w dzie