Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 43 из 84

– A co z zassaniem? – upierał się głos z „Science Today". – Czy po tylu latach leżenia w mule „Titanic" nie będzie zbyt mocno przywarty do dna?

– Rzeczywiście będzie – odparła Dana i gestem poprosiła o światło.

Kiedy się zapaliło, oślepiona jego blaskiem przez kilka chwil mrugała oczami, zanim zobaczyła, kto jej zadawał te pytania. Był to szatyn w średnim wieku; na nosie miał duże okulary w metalowej oprawce.

– W momencie, gdy obliczenia wykażą, że wewnątrz wraku znajduje się dostateczna ilość powietrza, by wynieść go na powierzchnię, wówczas dostarczająca je rura zostanie odłączona od kadłuba i w osady wokół kilu „Titanica" zacznie się nią wtłaczać specjalny elektrolit, przygotowany przez spółkę Myers-Lentz. W wyniku reakcji chemicznej, powodującej rozpad cząsteczek osadów, powstanie piana, która zniesie tarcie statyczne i tym samym pozwoli wrakowi oderwać się od dna.

Jeszcze jeden mężczyzna podniósł rękę.

– Jeżeli ta operacja zakończy się powodzeniem i „Titanic" zacznie się wznosić ku powierzchni, to czy nie istnieje możliwość, że statek odwróci się do góry dnem? W czasie czterokilometrowej drogi pozbawionemu równowagi obiektowi o ciężarze czterdziestu pięciu tysięcy ton trudno będzie zachować prawidłową pozycję.

– Ma pan rację. Rzeczywiście istnieje możliwość, że wrak odwróci się do góry dnem, ale w jego dolnych ładowniach zamierzamy zostawić wystarczającą ilość wody, która temu zapobiegnie, pełniąc rolę balastu.

Podniosła się jakaś młoda kobieta o męskim wyglądzie i pomachała ręką.

– Doktor Seagram, jestem Co

Pytanie to sprawiło, że zebrani w sali dzie

– Moja odpowiedź, pani Sanchez, absolutnie nie nadaje się do publikacji.

– A więc robi pani unik – stwierdziła Co

Dana udała, że go nie zauważyła.

– Po pierwsze uważam, że nie potrzebuję żadnych mechanizmów obro

Na chwilę sala osłupiała z wrażenia. Krępującą ciszę przerwał nagle jakiś głos.

– Brawo, pani doktor! – wykrzyknęła drobna siwowłosa dzie

Szmer aplauzu przeszedł w burzę oklasków. Zaprawieni w bojach waszyngtońscy dzie

Co

40.

Od wczesnego ranka nieusta

Joel Farquar, specjalista od pogody, wypożyczony przez „Koziorożca" z Federalnego Zarządu Służb Meteorologicznych, zdawał się nie zwracać uwagi na sztorm szalejący za oknami centrali operacyjnej, kiedy obserwował instrumenty odbierające sygnały z satelitów meteorologicznych, które co dwadzieścia cztery godziny przysyłały z kosmosu zdjęcia północnego Atlantyku.





– No i jaką przyszłość wróży nam twój przewidujący umysł? – spytał Pitt, próbując utrzymać równowagę na rozkołysanej podłodze.

– Za godzinę sztorm zacznie słabnąć – odparł Farquar. – Nim jutro wstanie słońce, szybkość wiatru powi

Farquar nie podniósł wzroku, kiedy mówił. Ten pracowity niski mężczyzna o czerwonej twarzy był całkowicie pozbawiony poczucia humoru i życzliwości. Cieszył się jednak szacunkiem wszystkich uczestników operacji ze względu na pełen poświęcenia stosunek do pracy i fakt, że jego prognozy zawsze dokładnie się sprawdzały.

– Nawet najlepiej opracowane plany… – mruknął Pitt do siebie. – Kolejny stracony dzień. Cztery razy w tygodniu musimy przerywać i zostawiać na boi rurę do pompowania powietrza.

– To Bóg zsyła sztormy – obojętnie stwierdził Farquar. Kiwnął głową w stronę dwóch rzędów monitorów telewizyjnych, które zajmowały całą przednią ścianę centrali operacyjnej na „Koziorożcu". – Przynajmniej im to w ogóle nie przeszkadza.

Pitt spojrzał na ekrany, które pokazywały batyskafy spokojnie pracujące przy wraku, cztery kilometry pod powierzchnią niespokojnego morza. Ich samowystarczalność była błogosławieństwem dla całego przedsięwzięcia. Z wyjątkiem „Ślimaka Morskiego", którego maksymalny czas zanurzenia wynosił tylko osiemnaście godzin, teraz bezpiecznie umocowanego do pokładu „Modoca", pozostałe trzy batyskafy mogły przebywać przy „Titanicu" pięć dni z rzędu i dopiero po tym okresie wracały na powierzchnię dla wymiany załóg. Pitt odwrócił się do Ala Giordina, pochylonego nad dużym stołem z mapami.

– Jaki jest szyk statków pomocniczych?

Giordino wskazał ręką maleńkie, pięciocentymetrowe modele rozrzucone po mapie.

– „Koziorożec" jak zwykle w środku. „Modoc" z dziobu na kursie, a „Bomberger" wlecze się trzy mile za rufą.

Pitt spojrzał na model „Bombergera". Był to nowy statek, specjalnie skonstruowany do wydobywania wraków z dużych głębokości.

– Każ jego kapitanowi zbliżyć się na jedną milę.

Giordino kiwnął głową w stronę łysego radiooperatora, który siedział przed nadajnikiem, dla bezpieczeństwa przypięty do pochyłego pulpitu.

– Słyszałeś, Curley? Przekaż „Bombergerowi", żeby się zbliżył na milę z rufy.

– A co ze statkami zaopatrzeniowymi? – spytał Pitt.

– Żadnych problemów. Taka pogoda to małe piwo dla tak dużych łajb jak one. „Alhambra" zajmuje swoją pozycję z lewej burty, a „Monterey Park" jest tam, gdzie powinien być, z prawej.

Pitt ruchem głowy wskazał mały czerwony model.

– Widzę, że nasi rosyjscy przyjaciele są ciągle z nami.

– „Michaił Kurkow"? – spytał Giordino. Wziął do ręki niebieską replikę okrętu woje

– A boja sygnałowa wraku?

– Spokojnie sobie popiskuje z głębokości dwudziestu pięciu metrów – oznajmił Giordino. – Tylko tysiąc dwieście metrów stąd, co do milimetra, w namiarze pięćdziesiąt dziewięć, to znaczy na południowy wschód.

– Dzięki Bogu nie zdryfowaliśmy – powiedział Pitt i westchnął.

– Nie denerwuj się – rzekł Giordino, uśmiechając się pocieszająco. – Za każdym razem, gdy trochę podmucha, zachowujesz się jak matka, której córka wraca z randki o północy.