Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 62 из 63

– Kręcą tu dziś film, prawda?

– Nie sądzę, Mary Margaret.

Obok potwora stał mężczyzna w czerni; u jego stóp ktoś leżał bezwładnie.

– To on! Ten facet z rysunku! Ten łajdak, który zarzynał ludzi w mieście!

– Jesteś pewna?

– Oczywiście, że jestem pewna!

Naprzeciwko monstrum stały trzy kobiety: jedna w złotej zbroi, druga w długich, czarnych szatach, a trzecia w dużym, pomarańczowym swetrze. Wyglądały znajomo, choć oko nie chciało ich widzieć jako pojedynczych jednostek. Sprawiały wrażenie co najmniej równie groźnych jak potwór, któremu stawiały czoło. Za nimi był mężczyzna z gitarą.

Przerażona jak nigdy jeszcze w życiu, posterunkowy Patton wyszła z samochodu i obeszła go dookoła, by stanąć przy drzwiach od strony pasażera. Brooks wysiadł powoli i stanął przy niej.

– Wzywamy posiłki? – spytał, odpinając kaburę.

– Nie.

– Więc co robimy?

Popatrzyła najpierw na bestię, potem na mężczyznę i kobiety i zmarszczyła czoło. Szykowało się coś dużego, coś… Znów spojrzała na kobiety i przygryzła wargę.

– Zaczekamy – powiedziała wreszcie.

– O cholera! – Roland zrobił mimowolnie krok do tyłu, gdy siedem głów wrzasnęło.

Pani Ruth mruknęła w zamyśleniu, Rebecca westchnęła, a Daru poluzowała miecz w pochwie.

Adept Mroku potrząsnął głową, głaszcząc lekko obsydianowy bok bestii.

– Zabij ją – drażnił Dziewicę. – Zgładź ją. Ciemność i tak nie przestanie nadchodzić i wcześniej czy później upadniesz, a ciało, które zamieszkujesz, zginie. Bez ciebie reszta trójcy jest niczym. – Jego uśmiech wyrażał sytość. Adept ocierał się o zad potwora. – A bramy nie możesz zamknąć, bo przelano krew, by ją otworzyć.

– Co? – Roland tak bardzo się zapomniał, że znów wysunął się do przodu. – Co on miał na myśli, mówiąc, że nie możesz zamknąć bramy? Po to przecież jesteś tutaj! Trzy postaci bogini odwróciły się i znów trzy przemówiły jak jedna:

– Trzeba krwi, by zmazać krew.

Starucha mówiła dalej sama:

– Tę bramę otworzyła niedobrowolna ofiara, bardzie. Potrzeba będzie dobrowolnej ofiary, by ją zamknąć.

Siedem łbów bestii znów ryknęło.

Roland zrozumiał.

Mieli tylko jego.

Nie chcę umierać.

Zwilżył wargi i bardzo ostrożnie położył Cierpliwość na trawie.

Nie chcę umierać.

Pierwszy krok był najtrudniejszą rzeczą w jego życiu. Drugi i trzeci nie były łatwiejsze.

Zapewne nigdy się o tym nie dowiesz, wujku Tony, ale właśnie kończę zaczętą robotę.

Stanął pomiędzy Rebeccą i panią Ruth. Pomiędzy Matką i Staruchą.

Proszę, niech nie boli za bardzo.

Raptem coś małego i ciężkiego przemknęło mu między nogami. Zachwiał się, odzyskał równowagę i zobaczył Toma, który z sykiem i parskaniem skakał w górę.

Olbrzymie łapy bestii zdjęły Toma z łba, w którym łypało wściekle jedno oko, i bez wysiłku jednym ruchem rozdarły kota na dwoje.

Kiedy krew chlusnęła na ziemię, bogini krzyknęła:

– Stało się!

Brama mroku zniknęła.

– Nie! – wrzasnął Adept Mroku. – To był tylko kot! Bogini uśmiechnęła się i Adept zadrżał przed jej obliczem.

– Nie ma czegoś takiego – rzekła – jak tylko kot.

Pły

Bitwa została stoczona zbyt szybko, by do Rolanda coś dotarło. Świadomość, że wciąż żyje, nie dopuściła do niego wrzawy i zamętu spowodowanego ciosami obu stron. Roland podniósł Cierpliwość i ściskał ją mocno, jakby znajomy dotyk gitary mógł go przekonać, że nadal istnieje.

Bestia miała tylko dwie głowy, kiedy wreszcie padła. Raz zadygotała i rozpłynęła się w powietrzu, zostawiając plamę na murawie i smród, który rozwiał wschodni wiatr. Dziewica stała pośrodku plamy, wspierając się na mieczu, jej złota zbroja ociekała ciemną cieczą. Zęby miała obnażone i oczy jej płonęły. Odrzuciła głowę do tyłu i zaśmiała się.

Adept Mroku zaczął się cofać, drżąc z przerażenia. Nie spuszczając bogini z oczu, nie patrzył pod nogi i kiedy zahaczył piętą o Evana, przewrócił się. Przez chwilę leżeli twarzą w twarz – Adept Mroku i Adept Światłości – wreszcie Evan, który oszczędzał resztki sił, wbił mały sztylet ze światła w serce Ciemności.

Adept Mroku zawył i skonał.

Roland nie widział, żeby Rebecca się poruszyła. W jednej chwili stała obok Staruchy, w następnej już klęczała przy Evanie, biorąc na ręce jego poranione ciało. Opierał bezwładnie głowę na jej ramieniu i choć próbował, nie mógł podnieść ręki, by dotknąć jej policzka.

– Wybacz mi, Pani. – Jego aksamitny głos był również poraniony. – Byłem ślepy.

– Nie ma niczego do wybaczania. – Pogładziła go po włosach.

Westchnął, tocząc walkę z cierpieniem o ostatnie kilka sekund życia.

– Cieszę się – popatrzył jej w oczy – że jesteś ze mną do końca.

– Jaki koniec? – Nachyliła się i pocałunkiem starła bruzdę bólu z jego czoła. – Koniec nie istnieje, jest tylko początek. Krąg zawsze wraca do punktu wyjścia.

Uśmiechał się lekko.

– Banały z ciasteczek z wróżbą – wyszeptał.

Matka uśmiechnęła się i w odpowiedzi zaśpiewał cały świat.

– Być może – rzekła.

Roland nie zwracał uwagi na łzy, które spływały mu po twarzy, i poczuł, że serce znów zaczyna mu bić. Powinienem był wiedzieć, że nie pozwoli mu umrzeć. Kiedy chwilę później Evan stał przed nim z rozpostartymi ramionami, Roland podszedł do niego i uściskał z wszystkich sił, jakie mu jeszcze zostały.

– Już myślałem, że nie żyjesz. – Płakał na ciepłym ramieniu Evana.

– Ja też tak myślałem – wyszeptał mu we włosy Evan. – A potem sądziłem, że już po tobie.

– On mnie nawet nie lubił.

Evan zrozumiał.

– Kto tam zna koty. Będziemy czcić jego pamięć, bo był potężnym wojownikiem zmagającym się z Ciemnością. To już jednak koniec. Zwyciężyliśmy.

– Koniec? – Roland odsunął się trochę, by spojrzeć Evanowi w oczy. – Koniec? – Adept pokiwał głową.

– Koniec – jeszcze raz powtórzył Roland. Wtedy ogarnął go szok i nogi się pod nim ugięły.

Evan podtrzymywał Rolanda, dopóki ten nie odzyskał równowagi.

– Zwyciężyliśmy.

Evan z uśmiechem pokiwał głową.

– Więc świat jest znów w równowadze?

– Nie. – Przed nimi stanęła Starucha. – Świat nie odzyska równowagi tak długo, jak długo Światłość nie wróci na swoje miejsce.

Evan po raz ostatni uściskał Rolanda, puścił go i podszedł do Rebeki, przed którą przykląkł na jedno kolano i spuścił głowę.

– Nie ośmieliłbym się prosić cię o to, Pani, gdybym nie obiecał tego komu i

Roland poczuł się równie zakłopotany jak Evan, gdy bogini odpowiedziała, poruszając jednocześnie ustami wszystkich trzech kobiet:

– Tak. Będzie to bowiem zadośćuczynieniem za wielką krzywdę.

Starucha roześmiała się na widok ich min i kiedy Rebecca postawiła Evana na nogi, rzekła:

– Pewno chcielibyście wyjaśnienia.

Wyglądało na to, że Evan stracił mowę, więc Roland wykrztusił jedno słowo:

– Proszę. – Zadygotał i miał nadzieję, że nie zwróci na siebie uwagi bogiń.

Ku jego uldze zaczęła mówić wyłącznie Starucha. Samo to było okropne, lecz części nie przytłaczały tak potwornie jak całość.

– Tylko bogini jest wieczna. Ciała, jakie nosimy, są równie śmiertelne jak wszystkie zrodzone z kobiety. Kiedy umierają, aspekt w nich zawarty idzie dalej. Kiedy umiera ciało Matki, aspekt natychmiast przenosi się do ciała, które właśnie zaczęło miesiączkować. Ostatnim razem, zbiegło się to z wypadkiem, który zabił rodziców Rebeki. Szok wywołał u Rebeki krwawienie, a Matka potrzebowała naczynia! W chwili zamieszkania aspekt nabiera mocy i Matka staje się uzdrowicielką, więc uzdrowiła się. Gdyby wypadek wydarzył się tydzień wcześniej, Rebecca umarłaby, nigdy nie poznawszy dotyku bogini. Gdyby wypadek wydarzył się tydzień później, Rebecca umarłaby i aspekt przeniósłby się do następnego naczynia. Ponieważ jednak wypadek nastąpił dokładnie w chwili, w której nastąpił – Starucha rozłożyła ramiona i rękawy jej szaty załopotały w nagłym podmuchu zimnego wiatru niczym skrzydła wielkiej, czarnej wrony – Rebecca przeżyła i Matka została uwięziona w niedoskonałym naczyniu, które ani nie mogło jej odpowiednio pomieścić, ani uwolnić.