Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 49 из 63

– Już drugi raz – powiedział do mężczyzny, który trząsł się, skomlał i zasłaniał oczy – z własnej woli wybrałeś Ciemność. Niewielu dostaje drugą szansę. Ty jej nie dostaniesz. – Złączył dłonie i spomiędzy nich wyrósł miecz Światłości.

Jedynym oświetleniem w mieszkaniu Rebeki była wpadająca przez okna poświata unosząca się nad miastem w nocy. Rebecca dostała kubek ciepłego mleka i została położona do łóżka. Daru wyciągnęła się na kanapie, jej warkocz leżał na podłodze. Roland siedział na kuche

– Witaj w domu – rzekł.

Twarz Evana rozpromieniła się. Doprawdy nie sądził już, że ujrzy Rolanda.

– Ty też – powiedział, przeplatając słowa radością.

Roland nie chciał odpowiedzieć uśmiechem.

– Gdzie się, do licha, podziewałeś? – spytał. – Rebecca cię potrzebowała.

– Wiem. – Radość znikła. – Czułem jej strach.

– I nic cię to nie obchodziło?

– Nie mogłem przyjść.

– Przypuszczam, że nie mogłeś też przyjść, kiedy ja cię potrzebowałem. – Roland wyminął go i zapalił światło. Evan zbyt mocno jaśniał w ciemności, stawał się zbyt nierealny, by można mu było coś zarzucić.

Daru poskarżyła się mruknięciem i usiadła, przecierając oczy. Spostrzegła Evana, minę Rolanda i doszła do wniosku, że może zaczekać z powitaniem.

– No? – Roland złapał Evana za ramię i odwrócił go, szarpiąc. – Gdzie byłeś, kiedy ja… kiedy ja… – Głos mu się załamał i otarł łzę. – Kiedy cię potrzebowałem?

Evan rozłożył ręce i jego srebrne bransolety zabrzęczały cicho.

– Nie mogłem zaprzestać swoich zmagań z Mrokiem nawet po to, by cię ocalić. Przepraszam.

– Przepraszam nie wystarczy!

– Najmocniejszą stal – rzekła cicho Daru – hartuje się w najgorętszym ogniu.

– Tak? – Roland gwałtownie się do niej odwrócił. – Nikt się, kurwa, nie pyta stali, co ona o tym myśli, no nie? – Szybko spojrzał na Evana, wiedząc, że Adept ma rację. Nie mógł oczekiwać niczego więcej niż każda i

– Ja rozumiem, Rolandzie. – Nieśmiały głos Rebeki dobiegł zza drzwi do wnęki sypialnej.

– Ja też, dziecino – westchnął. Opuściła go złość. Popatrzył Evanowi w oczy. – Naprawdę. – Nie próbował jednak ukryć urazy.

Evan pokiwał głową, przyjmując jego cierpienie do wiadomości, bo nic więcej nie mógł zrobić.

– Gdybym tylko mógł, przyszedłbym do ciebie – rzekł do Rebeki.

– Wiem – powiedziała i uśmiechnęła się.

– W takim razie – Daru podkuliła pod siebie nogi, robiąc miejsce na kanapie – siądź lepiej, Evanie, a my opowiemy ci, co cię ominęło. Chyba że już znasz szczegóły…

– Nie, nie znam. – Przeszedł przez pokój, usiadł i posadził Rebeccę obok siebie. Objął ją czule ramieniem, przytulając mocno do serca. Jedno po drugim, zaczynając od Rolanda, który ocknął się w zaułku – zgodnie z cichą umową nikt go nie pytał, co się działo wcześniej – przyjaciele opowiedzieli mu o wydarzeniach owego wieczora.

– A kiedy policjanci wyszli – zakończyła Rebecca – poszliśmy na górę i Daru kazała mi… – Zmarszczyła ze zdumieniem czoło i popatrzyła na okno. Wszyscy spojrzeli w tym kierunku.

Na parapecie siedział Tom i wyglądał na ogromnie zadowolonego z siebie. W pyszczku trzymał wijący się kawałek Ciemności. Kot zeskoczył, przebył pokój w ciszy i upuścił zdobycz u stóp Evana.

Otoczyła ją klatka ze światła.

– Dziękuję – rzekł poważnie Evan do kota.

Tom ziewnął.

– Co to jest? – spytała Daru, przyglądając się pulsującej, czarnej masie.

– To, na co wygląda. Oderwany kawałek Mroku, który obdarzono ograniczonym życiem.

– Jest żywy?

– O tak. Jest go tu nie więcej niż w sercach wielu ludzi, a taką ilość łatwo przeoczyć. Sądzę, że pełnił funkcję oczu i uszu Adepta Mroku.

– Co z nim zrobimy? – zainteresował się Roland, zdumiony spokojnym tonem swego głosu. Nie wiedział, czy pragnie wgnieść to małe obrzydlistwo w podłogę czy wybiec z pokoju z krzykiem.

Adept Światłości wyciągnął rękę, klatka zmieniła się w sferę i wzniosła na wysokość około czterech i pół stopy.

– Przesłuchamy go.

Grudka skurczyła się z wrzaskiem przerażenia.

– Niczego nie wiem! – zapiszczała.

– Opowie nam o planach swego mistrza – dokończył Evan, jakby nic mu nie przerwało. Klatka zalśniła mocniej.

Łatwo byłoby mu współczuć, pomyślała Daru, gdyby w takim stopniu nie symbolizował zła. Ciemność stopniowo powiększa swe królestwo, a my wzruszamy ramionami i zauważamy to, gdy jest już za późno.





Posłaniec Adepta Mroku wił się i kulił pośrodku klatki. Odsuwał się od jej ścian najdalej, jak mógł.

Evan czekał; a z nim wszyscy pozostali.

– Otworzy bramę w noc Letniego Przesilenia – wyjęczał wreszcie skrawek Ciemności.

– To już wiemy. Gdzie?

Roland przypuszczał, że tym tonem Evan zmusiłby do składania zeznań nawet betonowy chodnik.

– Nie mówił. Naprawdę. Naprawdę. Naprawdę. Ofiara musi utrwalić bramę.

– Ofiara?

Kawałek Ciemności odsunął się najdalej, jak mógł, od grożącego mu Evana.

– Krew szykuje drogę – wybełkotał.

Klatka skurczyła się i Mrok zawył, zetknąwszy się z Jasnością. Po kilku sekundach został jedynie olśniewająco jasny pyłek, który w końcu zniknął.

– Czy on umarł? – spytała Rebecca.

– Nie można zabić Ciemności – wyjaśnił Evan – lecz tylko wygnać ją na jakiś czas.

Stojący za nim Roland przewrócił oczami, patrząc na Daru. Kobieta wzruszyła ramionami. Z doświadczenia wiedziała, że kiedy raz na jakiś czas świat się kurczył, jedynym wyjściem było robić swoje.

– Jaka ofiara? – spytała.

– Brama musi zostać zakotwiczona w tej rzeczywistości – rzekł ponuro Evan. – Jutrzejszej nocy zginie niewi

Rebecca podeszła i wzięła go za ręce.

– Znajdziesz to miejsce – oświadczyła z absolutnym przekonaniem. Daru i Roland pokiwali głowami potwierdzająco, bardziej z nadzieją niż absolutną pewnością.

Evan wziął Rebeccę w ramiona i oparł policzek o czubek jej głowy.

– Obyś miała rację, Pani – odrzekł ze znużeniem.

– Czy możemy coś jeszcze zrobić dzisiejszej nocy? – spytała Daru.

Evan potrząsnął głową.

– W takim razie – Daru wstała i zarzuciła na ramię torebkę – pójdziemy już sobie. Podwieźć cię do domu, Rolandzie?

– Myślałem, że mógłbym zostać. Jeśli nikomu to nie przeszkadza.

Rebecca odwróciła się w objęciach Evana i uśmiechnęła promie

– Mnie nie, Rolandzie. Już spałeś na kanapie.

– Evan?

Mężczyzna podniósł głowę.

– Miło jest być wśród przyjaciół.

Daru podeszła do drzwi, szukając w torebce kluczyków od samochodu.

– Rebecco, masz mój numer do domu. Gdyby jeszcze coś niezwykłego – cokolwiek – zdarzyło się dziś w nocy, masz do mnie zadzwonić.

– Dobrze, Daru.

Kiedy drzwi się zamknęły, Evan odesłał Rebeccę do wnęki sypialnej. – Wracaj do łóżka, Pani – powiedział. – Za chwilę przyjdę do ciebie.

Rebecca pokiwała głową i zdusiła ziewnięcie.

– Czy mam przepędzić Toma z posłania?

– Nie. Zasłużył dziś sobie na to miejsce.

– Dobrze. Dobranoc, Rolandzie.

– Dobranoc, dziecino.

Kiedy Roland został sam z Evanem, nie wiedział, co ma powiedzieć i od czego zacząć.

– Jesteś zdrowy? To znaczy, na ciele? Królestwo cieni jest… – Pierwszy odezwał się Adept.

– Tak, jest. – Roland nie potrafił ukryć złości w głosie. Wydaje mi się, że mam prawo być wkurzony jak jasna cholera. Słyszał w gniewie pieśń, lecz Evan czekał cierpliwie na odpowiedź, więc przeprowadził szybko inspekcję, otworzył usta, by wymienić obrażenia i zatrzymał się, jakby piorun w niego strzelił. Nic go nie bolało. Marszcząc czoło, sięgnął pamięcią wstecz. Pamiętał ból, podczas gdy ukląkł obok Daru w mieszkaniu Rebeki, omal nie rozpłakał się z ogromnym wysiłkiem prowadząc rozhisteryzowaną dziewczynę po schodach do drzewa, lecz później… Nie przypominał sobie bólu po tym, jak Rebecca się uspokoiła, przyjmując schronienie w jego ramionach. – Nic mi nie jest – przemówił wreszcie, bo taka była prawda, nawet jeśli nie rozumiał, dlaczego.