Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 65 из 90

Nie zastanawiała się wcześniej nad możliwością poślubienia Ellisa. Czy czuję się rozwiedziona z Jean-Pierre’em? – zadała sobie pytanie. Odpowiedź brzmiała: nie. Uważała jednak, że nie ma już w stosunku do niego żadnych zobowiązań. Po tym wszystkim, co zrobił, nic mu nie jestem wi

Rozważania zostały nagle przerwane. Przed wejściem do meczetu powstało zamieszanie. Odwróciła się i zobaczyła Ellisa niosącego coś na rękach. Kiedy podszedł bliżej, zauważyła, że na jego twarzy maluje się wściekłość. Przemknęło jej przez myśl, że widziała go już takim w Paryżu, kiedy nieostrożny taksówkarz, zawracając raptownie, wpadł na młodego motocyklistę, ciężko go raniąc. Byli świadkami tego wypadku i wezwali karetkę – Jane nie miała jeszcze pojęcia o medycynie – a Ellis powtarzał w kółko: „To bez sensu, to zupełnie bez sensu”. Rozpoznała kształt, który trzymał w ramionach: to było dziecko i po wyrazie twarzy Ellisa zorientowała się, że nie żyje. Jej pierwszą reakcją, która natychmiast napełniła ją wstydem, była myśl – dzięki Bogu, że to nie Chantal; ale kiedy popatrzyła uważniej, zobaczyła, że było to jedyne we wsi dziecko, które traktowała chwilami jak własne – jednoręki Mousa, chłopiec, któremu ocaliła życie. Poczuła przypływ strasznego żalu oraz poczucie straty, tak jak wtedy, gdy z Jean-Pierre’em długo walczyli o życie pacjenta, który i tak umarł. Ale ten ból miał w sobie coś szczególnego, bo Mousa był dzielnym chłopcem i tak świetnie radził sobie ze swoim kalectwem, a ojciec był z niego taki dumny. Dlaczego on? – pomyślała i łzy napłynęły jej do oczu. Dlaczego właśnie on? Mieszkańcy wioski otoczyli ciasno Ellisa, ale on patrzył na Jane.

– Wszyscy nie żyją – powiedział w dari, aby i

– Jak to się stało? – spytała.

– Zastrzelili ich Rosjanie, każdego.

– O mój Boże. – A jeszcze tej nocy, myśląc o odniesionych przez nich ranach, mówiła, że żaden nie umrze. Przewidywała, że pod jej opieką każdy z nich wcześniej czy później poczuje się lepiej, wróci do zdrowia i odzyska pełnię sił.

A teraz wszyscy nie żyją.

– Ale dlaczego zabili dziecko?! – krzyknęła.

– Chyba im zaszedł za skórę.

Zmarszczyła brwi z niemym pytaniem w oczach.

Ellis uniósł małego tak, aby widoczna była ręka Mousy. Małe palce ściskały silnie rękojeść noża, który chłopiec dostał od ojca. Na ostrzu była krew.

Nagle rozległ się straszny lament i przez tłum przedarła się Halima. Wzięła od Ellisa ciało syna i kucnęła na ziemi z martwym dzieckiem w ramionach, wykrzykując jego imię. Wokół niej zebrały się kobiety. Jane odwróciła się od tej sceny.

Skinęła na trzymającą na rękach Chantal Farę, wyszła z meczetu i skierowała się wolnym krokiem w stronę domu. Jeszcze kilka minut temu myślała, że wioska wyszła szczęśliwie z opresji. A teraz nie żyje siedmiu mężczyzn i chłopiec. Tyle łez wylała, że nie miała już czym płakać. Żal odbierał jej siły.

Weszła do domu i usiadła, aby nakarmić Chantal.

– Jakaś ty cierpliwa, dziecinko – powiedziała i przystawiła małą do piersi.

W parę minut później wszedł Ellis, pochylił się i pocałował ją. Patrzył na nią przez chwilę.

– Odnoszę wrażenie, że jesteś na mnie zła – powiedział w końcu. Uświadomiła sobie, że rzeczywiście tak jest.

– Mężczyźni to jednak sukinsyny – odparła z goryczą. – Ten dzieciak próbował najwyraźniej rzucić się na uzbrojonych żołnierzy z nożem myśliwskim. Kto go nauczył takiej nieroztropności? Kto mu powiedział, że celem jego życia jest zabijanie Rosjan? Z kogo brał przykład, porywając się z nożem na mężczyzn uzbrojonych w kałasznikowy? Przecież nie ze swojej matki. Z ojca; to Mohammed jest winien jego śmierci. Mohammed i ty.

– Dlaczego ja? – zapytał Ellis zdziwiony.

Wiedziała, że jest surowa w swej ocenie, ale nie mogła się powstrzymać.

– Pobili Abdullaha, Alishana i Shahaziego, bo chcieli z nich wyciągnąć, gdzie jesteś. Szukali ciebie. To było powodem ich przybycia.

– Wiem. Ale czy znaczy to, że z mojej winy zastrzelili tego chłopca?

– Doszło do tego przez to, że ty tu jesteś.

– Być może. W każdym razie postaram się rozwiązać ten problem. Wyjeżdżam. Moja obecność, jak zdążyłaś zauważyć, ściąga przemoc i doprowadza do przelewu krwi. Zostając narażam się na pojmanie – bo tej nocy mieliśmy dużo szczęścia – a wtedy mój plan zjednoczenia rozproszonych plemion do walki ze wspólnym wrogiem upadnie. Prawdę mówiąc, byłoby jeszcze gorzej. Rosjanie wytoczyliby mi publiczny proces, żeby osiągnąć jak największy efekt propagandowy: „Patrzcie, jak CIA próbuje wykorzystać wewnętrzne problemy krajów Trzeciego Świata”. Coś w tym rodzaju.

– Ważna z ciebie figura, co? – Dziwny wydawał się fakt, że to, co wydarzyło się tu, w Dolinie, wśród tej małej grupy ludzi, mogło mieć tak poważne, niemal globalne następstwa. – Ale nie możesz odejść. Szlak do przełęczy Khyber jest zablokowany.

– Jest i





– Och, Ellis… Jest bardzo trudny i niebezpieczny. – Wyobraziła go sobie, jak smagany ostrym wichrem wspina się na wysokie przełęcze. Mógł zgubić drogę i zamarznąć na śmierć w śniegu, mogli go obrabować i zamordować barbarzyńscy

Nurystańczycy. – Proszę cię, nie rób tego.

– Gdybym miał i

A więc znów go utraci, znów będzie sama. Przygnębiła ją ta myśl. To zadziwiające. Spędziła z nim tylko jedną noc. Czego właściwie oczekiwała? Nie była pewna. W każdym razie czegoś więcej niż to nagłe rozstanie.

– Nie myślałam, że tak szybko znowu cię stracę – powiedziała. Podała Chantal drugą pierś.

Ukląkł przed nią i wziął ją za rękę.

– Nie zastanowiłaś się nad sytuacją – powiedział. – Pomyśl tylko. Nie wydaje ci się, że Jean-Pierre będzie chciał cię mieć z powrotem?

Ma rację, pomyślała. Jean-Pierre może się teraz czuć poniżony i upokorzony: jedyną rzeczą, która uleczyłaby jego rany i urażoną ambicję, byłby jej powrót do jego łóżka i pod jego władanie.

– Ale co on ze mną zrobi? – spytała.

– Będzie chciał, żebyście razem z Chantal spędziły resztę życia w jakimś górniczym miasteczku na Syberii, podczas gdy on będzie nadal prowadził działalność szpiegowską w Europie i odwiedzał was co jakieś dwa, trzy lata w przerwach między kolejnymi zadaniami.

– Co by zrobił, gdybym odmówiła?

– Mógłby cię zmusić albo by cię zabił.

Przypomniała sobie, jak Jean-Pierre ją uderzył. Zrobiło jej się niedobrze.

– Czy Rosjanie pomogą mu mnie znaleźć?

– Tak.

– Ale dlaczego? Co ja ich mogę obchodzić?

– Po pierwsze dlatego, że wiele mu zawdzięczają. Po drugie, bo wyobrażają sobie, że możesz uczynić go szczęśliwym. Po trzecie, bo zbyt dużo wiesz. Znasz blisko Jean-Pierre’a, widziałaś także Anatolija. Gdybyś zdołała wrócić do Europy, byłabyś w stanie dostarczyć komputerom CIA wyczerpującego opisu ich obydwu.

A więc to nie koniec rozlewu krwi, pomyślała Jane. Sowieci będą napadali na wioski, przesłuchiwali, bili i torturowali, aby się dowiedzieć, gdzie ona przebywa.

– A ten sowiecki oficer… Anatolij. Widział przecież Chantal. – Na wspomnienie tamtej strasznej chwili przytuliła mocniej córkę. – Myślałam, że ją zabierze. Nie wpadł na to, że gdyby ją wziął, sama przyszłabym do niego, byleby tylko być z nią?

Ellis pokiwał głową.

– I mnie wydało się to wtedy dziwne. Ale ja jestem dla nich ważniejszy niż ty i sadzę, że postąpił tak, bo najbardziej zależy mu na schwytaniu mnie. A dla ciebie przewidział na razie i

– Jaką rolę? Co miałabym według nich zrobić?

– Opóźniać moją ucieczkę.

– Zatrzymując cię tutaj?

– Nie, idąc ze mną.

Ledwie to powiedział, a już wiedziała, że ma rację i że nie da się uniknąć swego przeznaczenia. Musi z nim iść, razem z dzieckiem, nie ma i