Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 5 из 90

Pozostali czekali w milczeniu.

– Halo – powiedział Borys – dzwonię w imieniu Ellisa.

Może obcy głos jej nie speszy, pomyślał Ellis: zresztą uprzedził ją, że tekst nie będzie się trzymał kupy. Puść wszystko mimo uszu i zapamiętaj tylko adres, tak jej powiedział.

– Co? – warknął ze złością Borys i Ellis pomyślał: jasny gwint, co ona tam wygaduje? – Tak, jestem, ale to nieważne – podjął Borys. – Ellis prosi, żeby przyniosła pani mechanizm do hotelu Lancaster przy rue de Barri, pokój czterdzieści jeden.

Znowu nastąpiła chwila przerwy.

Nie nawal, Jane, modlił się w duchu Ellis.

– Tak, to bardzo sympatyczny hotel.

Przestań się wygłupiać! Powiedz mu tylko, że to zrobisz – błagam!

– Dziękuję – powiedział Borys i dorzucił sarkastycznie: – Miło się z panią rozmawiało. – Z tymi słowami odłożył słuchawkę.

Ellis usiłował nadać swej twarzy taki wyraz, jakby od początku nie przewidywał żadnych problemów.

– Wiedziała, że jestem Rosjaninem – powiedział Borys. – Skąd?

Ellis nie wiedział przez chwilę, co odpowiedzieć, potem przypomniało mu się.

– Jest lingwistką – wyjaśnił – i ma ucho wyczulone na sposób mówienia.

– Czekając na tę dziwkę – odezwał się po raz pierwszy Pepe – obejrzymy sobie pieniążki.

– Proszę bardzo. – Borys wszedł do sypialni. Pod jego nieobecność Rahmi syknął do Ellisa:

– Nie wiedziałem, że wykręcisz taki numer!

– No i dobrze, że nie wiedziałeś – odparował Ellis, siląc się na ton znudzenia. – Gdybyś wiedział, co zamierzam, całe zabezpieczenie wzięłoby w łeb, prawda?

Borys wrócił z dużą brązową kopertą, którą wręczył Pepe. Pepe otworzył ją i przystąpił do liczenia stufrankowych banknotów.

Borys odpieczętował karton marlboro i zapalił papierosa.

Jane nie będzie chyba zwlekała z telefonem do Mustafy, pomyślał Ellis. Trzeba było jej powiedzieć, że bardzo mi zależy na natychmiastowym przekazaniu tej informacji.

– Zgadza się – stwierdził po chwili Pepe. Wsunął pieniądze z powrotem do koperty, polizał brzeg, zakleił ją i położył na stoliku.

Czterej mężczyźni siedzieli przez kilka minut w milczeniu.

– Daleko mieszkasz? – przerwał ciszę Borys, zwracając się do Ellisa.

– Piętnaście minut drogi skuterem.

Rozległo się pukanie do drzwi. Ellis zamarł.

– Szybko jechała – powiedział Borys. Otworzył drzwi. – To kawa – oznajmił z niesmakiem, wracając na swój fotel.

Dwaj kelnerzy w białych kurtkach wtoczyli do pokoju stolik na kółkach. Wyprostowali się i odwrócili, każdy z pistoletem MAB model „D”, będącym na standardowym wyposażeniu francuskich detektywów, w ręku.

– Nie ruszać się – rzucił jeden z nich.

Ellis wyczuł, że Borys gotuje się do skoku. Dlaczego przysłali tylko dwóch detektywów? Jeśli Rahmi zrobi coś głupiego i da się zastrzelić, to może powstać takie zamieszanie, że Pepe z Borysem zdołają wspólnie unieszkodliwić tych ludzi, mimo że ci są uzbrojeni…

Drzwi do sypialni otworzyły się z impetem i stanęli w nich jeszcze dwaj ludzie w uniformach kelnerów, uzbrojeni podobnie jak ich koledzy.

Borys rozluźnił się i na jego twarzy pojawił się wyraz rezygnacji.

Ellis dopiero teraz uświadomił sobie, że wstrzymuje oddech. Wypuścił powietrze z płuc w przeciągłym westchnieniu.

To był koniec.

Do pokoju wkroczył umundurowany policjant.

– Kocioł! – wybuchnął Rahmi. – To kocioł!

– Stul dziób – warknął Borys i jego obcesowy ton ponownie zamknął usta Rahmiemu. Borys zwrócił się teraz do oficera policji. – Stanowczo protestuję przeciwko temu gwałtowi – zaczął. – Proszę zaprotokołować, że…





Policjant rąbnął go w usta pięścią w skórkowej rękawiczce.

Borys dotknął warg, potem spojrzał na rozmazaną na dłoni krew. Uświadomiwszy sobie, że sprawa wygląda o wiele za poważnie, by wykręcić się z niej sianem, zmienił całkowicie front.

– Zapamiętaj moją twarz – powiedział do oficera policji lodowato zimnym głosem. – Jeszcze ją zobaczysz.

– Ale kto zdradził? – krzyknął Rahmi. – Kto nas sypnął?

– On – powiedział Borys wskazując na Ellisa.

– Ellis? – bąknął z niedowierzaniem Rahmi.

Popatrzył na Ellisa. Sprawiał wrażenie, że zaraz zwymiotuje.

– Ten telefon – mruknął Borys. – Adres.

Weszło jeszcze kilku mundurowych policjantów. Oficer wskazał na Pepe.

– To Gozzi – powiedział. Dwaj policjanci zakuli Pepe w kajdanki i wyprowadzili go. Oficer spojrzał na Borysa. – A ty coś za jeden?

Borys sprawiał wrażenie znudzonego.

– Nazywam się John Hocht – powiedział. – Jestem obywatelem Argentyny…

– Nie zawracaj głowy – warknął z rozdrażnieniem oficer. – Zabrać go. – Zwrócił się teraz do Rahmiego. – No więc?

– Nie mam nic do powiedzenia – powiedział Rahmi starając się, by zabrzmiało to heroicznie.

Oficer dał znak głową i Rahmiego również zakuto w kajdanki. Kiedy go wyprowadzano, wpatrywał się w Ellisa.

Aresztowanych zwieziono na dół windą pojedynczo. Neseser Pepe i wypełnioną stufrankowymi banknotami kopertę owinięto w polietylenową folię. Do pokoju wszedł policyjny fotograf i rozstawił statyw aparatu.

– Pod hotelem zaparkowany jest czarny citroen DS – zwrócił się oficer do

Ellisa. – Sir – dodał po chwili wahania.

No to z powrotem jestem po stronie prawa, pomyślał Ellis. Szkoda, że Rahmi jest facetem o wiele milszym od tego gliny.

Zjechał windą na parter. W holu, w czarnej marynarce i spodniach w paski, stał kierownik hotelu i z twarzą zastygłą w zbolałym wyrazie obserwował wmaszerowujące z ulicy posiłki policji.

Ellis wyszedł w słoneczny blask. Czarny citroen stał po drugiej stronie ulicy.

Z przodu siedział kierowca, a na tylnym siedzeniu jakiś pasażer. Ellis usiadł z tyłu. Samochód ruszył ostro z miejsca.

– Cześć, John – powiedział pasażer, odwracając się do Ellisa. Ellis uśmiechnął się. Jego nie używane od ponad roku prawdziwe imię dziwnie obco zabrzmiało mu w uszach.

– Jak się masz, Bill – powiedział.

– Jak nowo narodzony – odparł Bill. – Od trzynastu miesięcy nie mamy od ciebie żadnych wiadomości, nie licząc monitów o dosłanie pieniędzy. I nagle dostajemy stanowczy telefon, z którego wynika, że mamy dwadzieścia cztery godziny na zmontowanie miejscowego oddziału do przeprowadzenia aresztowania. Nie wyobrażasz sobie, ile mieliśmy zachodu z nakłonieniem Francuzów, żeby to zrobili, nie zdradzając im po co! Oddział miał trwać w gotowości w okolicach Champs-Elysées, ale żeby uzyskać dokładny adres, musieliśmy czekać na telefon od jakiejś kobiety, która zapyta o Mustafę. I to było wszystko, co wiedzieliśmy!

– Nie było i

– No cóż, przysporzyło nam to trochę roboty – i mam teraz w tym mieście parę poważnych długów wdzięczności do spłacenia – ale udało się. Powiedz mi tylko, czy gra była warta świeczki. Kogo mamy w worku?

– Ten Rosjanin to Borys – powiedział Ellis. Twarz Billa rozpłynęła się w szerokim uśmiechu.

– A niech mnie kule biją – zapiał z zachwytu. – Dopadłeś Borysa? Nie zalewaj.

– Nie zalewam.

– Jezu, lepiej zabiorę go od Francuzów, zanim zorientują się, kim jest. Ellis wzruszył ramionami.

– I tak nikt nie wyciągnie z niego zbyt wiele. To twarda sztuka. Najważniejsze, że wycofaliśmy go z obiegu. Minie parę łat, zanim wprowadzą kogoś na jego miejsce i zanim ten nowy Borys odtworzy kontakty swojego poprzednika. Na razie poważnie ich zastopowaliśmy.

– Jeszcze jak. To sensacja!

– Korsykanin to Pepe Gozzi, handlarz bronią – ciągnął Ellis. – Dostarczał sprzęt do wszystkich niemal akcji terrorystycznych, jakie przeprowadzono w ciągu ostatnich paru lat we Francji, nie mówiąc już o tych, które miały miejsce na terenie i