Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 49 из 90

Coś się szykowało.

Próbując odgadnąć, co się dzieje, Jane zapomniała na chwilę o swoim rozczarowaniu. Masud rozesłał kurierów do wielu – może nawet wszystkich – przywódców ruchu oporu. Czy tylko za sprawą zwykłego zbiegu okoliczności stało się to wkrótce po przybyciu do Doliny Ellisa? Jeśli nie, to jaka mogła być w tym wszystkim rola Ellisa? Być może Stany Zjednoczone współpracują z Masudem w organizowaniu zsynchronizowanej ofensywy. Gdyby wszyscy rebelianci połączyli swe siły, mogliby j naprawdę coś osiągnąć – zdołaliby prawdopodobnie zająć nawet na jakiś czas Kabul.

Jane weszła do swojej chaty i wrzuciła mapy do skrzyni. Chantal jeszcze spała. Fara przygotowywała kolację: chleb, jogurt i jabłka.

– Po co twój brat poszedł do Dżalalabadu? – spytała ją Jane.

– Wysłali go – odparła Fara tonem kogoś, kto mówi rzecz oczywistą.

– Kto go wysłał?

– Masud.

– A po co?

– Nie wiem. – Fara wyglądała na zdziwioną, że Jane zadaje takie pytanie

– kto mógłby być tak niemądry, żeby sądzić, iż mężczyzna wyjawi siostrze cel swojej podróży?

– Ma tam coś do załatwienia, zanosi wiadomość czy co?

– Nie wiem – powtórzyła Fara. Zaczynała się denerwować.

– Nieważne – powiedziała Jane z uśmiechem. Ze wszystkich kobiet we wsi Fara prawdopodobnie najmniej orientowała się w sytuacji. Kto mógł być lepiej poinformowany? Oczywiście Zahara.

Jane wzięła ręcznik i ruszyła nad rzekę.

Zahara nie rozpaczała już po mężu, ale dużo straciła ze swej dawnej pogody ducha. Jane ciekawiło, kiedy ponownie wyjdzie za mąż. Ze wszystkich afgańskich par, jakie znała, Zahara i Ahmed stanowili jedyną, w której wzajemnych stosunkach dostrzec można było miłość. Jednak Zahara należała do kobiet bardzo zmysłowych, które nie potrafią obyć się długo bez mężczyzny. Śpiewak Yussuf, młodszy brat Ahmeda, mieszkał z Zaharą pod jednym dachem i mając osiemnaście lat nadal nie był żonaty – wśród kobiet z wioski krążyła opinia, że być może Yussuf poślubi Zaharę.

Bracia mieszkali tutaj razem; siostry były zawsze rozdzielane. Pa

Jane kroczyła raźno ścieżką biegnącą wśród pól. W wieczornym świetle pracowało na nich kilku mężczyzn. Żniwa zbliżały się ku końcowi. Wkrótce i tak będzie za późno, by wyruszyć Maślanym Szlakiem, pomyślała Jane. Mohammed powiedział, że to wyłącznie letnia trasa.

Doszła do babskiej plaży. W rzece i sadzawkach przy brzegu kąpało się osiem czy dziesięć kobiet z wioski. Zahara stała pośrodku rzeki czyniąc jak zwykle wiele plusku, ale nie śmiejąc się ani nie żartując.

Jane rzuciła ręcznik na ziemię i weszła do wody. Postanowiła, że będzie rozmawiać z Zahara trochę mniej bezpośrednio niż z Farą. Oczywiście, nie uda jej się zwieść Zahary, ale spróbuje podejść ją tak, aby wyglądało to na plotki, a nie na wypytywanie. Nie od razu zbliżyła się do Zahary. Gdy kobiety wyszły z wody, po minucie czy dwóch zrobiła to samo i w milczeniu zaczęła się wycierać ręcznikiem. Odezwała się dopiero wtedy, gdy Zahara w towarzystwie kilku i

– Kiedy wróci Yussuf? – zapytała Zaharę w dari.

– Dzisiaj albo jutro. Poszedł do doliny Logar.

– Wiem. Sam poszedł?

– Tak, ale mówił, że może kogoś ze sobą przyprowadzi.

– Kogo?

Zahara wzruszyła ramionami.

– Może żonę.

Jane poczuła się przez chwilę zbita z tropu. Zahara odnosiła się do niej ze zbyt chłodną obojętnością. Świadczyło to o jej zaniepokojeniu – nie chciała, żeby Yussuf przyprowadził do domu żonę. Wyglądało na to, że w wiejskich plotkach tkwi jednak ziarenko prawdy. Jane miała taką nadzieję. Zaharze potrzebny był mężczyzna.

– Nie sądzę, żeby poszedł po żonę – powiedziała.





– Skąd wiesz?

– Dzieje się coś ważnego. Masud rozesłał wielu posłańców. Niemożliwe, żeby wszyscy poszli po żony.

Zahara nadal starała się sprawiać wrażenie, że nic ją to nie obchodzi, ale Jane zauważyła, że humor jej się nieco poprawił. Czy fakt, że Yussuf poszedł do doliny Logar, by kogoś stamtąd przyprowadzić, ma jakieś znaczenie?, pomyślała Jane.

Kiedy wchodziły do wioski, zapadała już noc. Z meczetu dobiegało ciche zawodzenie – niesamowity w brzmieniu chór modlących się, najbardziej żądnych krwi mężczyzn na świecie. Jane przypominało to zawsze Józefa, młodego rosyjskiego żołnierza ocalałego z helikoptera, który rozbił się o górskie zbocze niedaleko Bandy. Kilka kobiet przyniosło go do chaty sklepikarza – było to w zimie, przed przeniesieniem lazaretu do jaskini – i Jean-Pierre z Jane opatrywali mu rany, a tymczasem wysłano do Masuda kuriera z pytaniem, co robić. Jane poznała odpowiedź Masuda pewnego wieczora, kiedy do frontowej izby chaty sklepikarza, gdzie cały w bandażach leżał Józef, wszedł Alishan Karim, przyłożył lufę karabinu do ucha chłopca i jednym strzałem rozwalił mu głowę. Było to mniej więcej o tej właśnie porze dnia i kiedy Jane zmywała ze ściany krew i zbierała z podłogi mózg chłopca, w powietrzu unosiło się zawodzenie pogrążonych w modlitwie mężczyzn.

Kobiety pokonały ostatni odcinek ścieżki prowadzącej od rzeki pod górę i przystanęły przed meczetem, by przed rozejściem się do domów zakończyć prowadzone po drodze rozmowy. Jane popatrzyła na meczet. Mężczyźni modlili się na klęczkach, a ceremonię prowadził mułła Abdullah. Ich broń, zbieranina starych strzelb i nowoczesnych pistoletów maszynowych, leżała na stosie w rogu. Modlący się właśnie kończyli. Gdy wstali, Jane zauważyła wśród nich wielu obcych.

– Kim oni są? – spytała Zahary.

– Sądząc po turbanach, muszą pochodzić z doliny Pich i z Dżalalabadu – odparła Zahara. – To Pusztuni; są właściwie naszymi nieprzyjaciółmi. Co oni tu robią? – Gdy to mówiła, z tłumu wystąpił bardzo wysoki mężczyzna z przepaską na oku. – To musi być Jahan Kamil, największy wróg Masuda!

– Ale Masud też tam jest i rozmawia z nimi – zauważyła Jane, po czym dorzuciła po angielsku: – A to ci dopiero!

– A to si topielo! – przedrzeźniła ją Zahara.

To był pierwszy żart Zahary od śmierci męża. Dobry znak – Zahara dochodzi do siebie.

Mężczyźni zaczęli wychodzić z meczetu i wszystkie kobiety prócz Jane rozbiegły się po domach. Wydało jej się, że zaczyna rozumieć, co się dzieje; musiała zdobyć potwierdzenie swych domysłów. Dojrzawszy Mohammeda podeszła doń i powiedziała po francusku:

– Zapomniałam cię spytać, czy udała się twoja podróż do Faizabadu.

– Udała – odparł nie zwalniając kroku: nie chciał, by jego towarzysze albo

Pusztuni widzieli, jak odpowiada na pytania kobiety.

Kierował się do domu, a Jane dreptała obok usiłując dotrzymać mu kroku.

– A więc dowódca Faizabadu tu jest?

– Tak.

Domysły Jane były słuszne – Masud zaprosił tu wszystkich przywódców rebelii.

– Co o tym wszystkim sądzisz? – spytała Mohammeda. Nadal nie znała szczegółów.

Mohammed zamyślił się i zwolnił trochę kroku, jak zawsze, kiedy wciągał go temat rozmowy.

– Wszystko zależy od tego, jak spisze się jutro Ellis – powiedział. – Jeśli wywrze na nich wrażenie człowieka honoru i zdobędzie ich szacunek, sądzę, że przystaną na jego plan.

– A według ciebie jego plan jest dobry?

– Jasne, że dobrze by było, gdyby ruch oporu się zjednoczył i dostał broń od

Stanów Zjednoczonych.

A więc o to chodzi! Amerykańska broń dla rebeliantów pod warunkiem, że zamiast marnować czas i energię na zwalczanie się nawzajem, zjednoczą swe siły przeciwko Rosjanom.

Doszli do chaty Mohammeda i Jane zawróciła machając mu ręką na pożegnanie. Piersi miała pełne – zbliżał się czas karmienia Chantal. Prawa pierś sprawiała wrażenie nieco cięższej, gdyż przy ostatnim karmieniu zaczęła od lewej, a Chantal pierwszą opróżniała zawsze dokładniej.

Dotarła do chaty i weszła do sypialni. Chantal leżała nago na złożonym ręczniku w kołysce, której role spełniało przecięte na pół kartonowe pudło. W ciepłym letnim klimacie Afganistanu nie potrzebowała żadnych ubranek. W nocy przykryje się ją prześcieradłem i to wystarczy. Rebelianci i wojna, Ellis, Mohammed i Masud, wszystko straciło na ważności, gdy Jane spojrzała na swe dziecko. Zawsze uważała niemowlęta za okropnie brzydkie, ale Chantal wydawała jej się bardzo ładna. Gdy tak patrzyła, Chantal poruszyła się niespokojnie, otworzyła buzię i zapłakała. W odpowiedzi z prawej piersi Jane wyciekło natychmiast trochę mleka i na koszuli rozlała się ciepła, mokra plama. Rozpięła guziki i wzięła Chantal na ręce.