Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 17 из 90

Od jakiegoś czasu nie odczuwała w ogóle bólu, ale przez ostatnie kilka minut, kiedy obserwowała Rabię krzątającą się cicho po izbie, w jej brzuchu zaczęła się pojawiać zupełnie nowa sensacja: wyraźne wrażenie ucisku, któremu towarzyszyła przemożna potrzeba parcia. Ta potrzeba stała się wreszcie tak przemożna, że spełniając ją jęknęła, nie z bólu, ale z samego wysiłku, jaki musiała w to włożyć.

– Zaczyna się – usłyszała jakby z oddali głos Rabii. – To dobrze.

Po chwili potrzeba parcia ustąpiła. Zahara przyniosła kubek zielonej herbaty. Jane usiadła prosto i napiła się z wdzięcznością. Napój był ciepły i bardzo słodki. Zahara jest w tym samym wieku co ja, pomyślała Jane, a ma już czwórkę dzieci, nie licząc ciąż nie donoszonych i dzieci, które urodziły się martwe. Należała do tych kobiet, które wydawały się pełne sił witalnych, niczym zdrowe młocie tygrysice. Prawdopodobnie urodzi jeszcze kilkoro dzieci. Kiedy w pierwszych dniach większość kobiet odnosiła się do Jane z podejrzliwością i wrogością, ona powitała ją z nie skrywanym zaciekawieniem. Jane odkryła, że Zaharę irytują co głupsze zwyczaje i tradycje panujące w Dolinie i że wychodzi ona wprost z siebie, by dowiedzieć się jak najwięcej o zagranicznych metodach leczenia, opieki nad dzieckiem i odżywiania. W konsekwencji Zahara stała się nie tylko przyjaciółką Jane, ale i czołową propagatorką jej programu oświaty zdrowotnej.

Dzisiaj jednak Jane uczyła się afgańskich metod. Obserwowała, jak Rabia rozpościera na podłodze plastykową płachtę (a czego używali dawniej, kiedy nie poniewierało się wszędzie tyle plastyku?) i pokrywa ją warstewką piaszczystej ziemi, którą Zahara przyniosła w wiadrze z podwórka. Rabia wyłożyła na niski stolik kilka przedmiotów i Jane z ulgą zauważyła między nimi czyste bawełniane szmaty i nową, nie odpakowaną jeszcze z papierka żyletkę.

Powróciła potrzeba parcia i Jane zamknęła oczy, żeby się skoncentrować. Właściwie to nawet nie bolało; bardziej przypominało niewiarygodne, niemożliwe do przezwyciężenia zaparcie. Stwierdziła, że jęczenie przy wysiłku przynosi ulgę i pragnęła wyjaśnić Rabii, że nie jest to jęk cierpienia, była jednak zbyt zaabsorbowana parciem, by się odezwać.

Podczas następnej przerwy miedzy kolejnymi skurczami Rabia uklękła, rozwiązała troczki przy szarawarach Jane i rozluźniła je.

– Chcesz oddać mocz, zanim cię umyję? – spytała.

– Tak.

Pomogła Jane wstać i przejść za parawan, i gdy Jane usiadła na nocniku, podtrzymała jej szarawary.

Zahara przyniosła miskę ciepłej wody i zabrała nocnik. Rabia obmyła Jane brzuch, uda i krocze, po raz pierwszy robiąc to bez dąsów. Jane położyła się znowu. Rabia umyła sobie ręce i wytarła je do sucha.

– Ten kolor odstrasza złe duchy – powiedziała pokazując Jane słoiczek z niebieskim proszkiem. Siarczan miedziowy, domyśliła się Jane.

– Co chcesz zrobić?

– Natrzeć tym twoje czoło.

– Dobrze – zgodziła się Jane. – Dziękuję – dodała po chwili.

Rabia roztarta szczyptę proszku po czole Jane. Nie mam nic przeciwko czarom, dopóki są nieszkodliwe, pomyślała Jane, ale co ona zrobi, jeśli wystąpią prawdziwe komplikacje medyczne? No i właściwie o ile tygodni za wcześnie odbywa się poród?

Kiedy rozpoczął się nowy skurcz, wciąż jeszcze prześladowały ją pełne niepokoju myśli, nie zdążyła się więc skoncentrować i załapać na falę ucisku, i ten skurcz był bolesny. Nie wolno mi się bać, pomyślała, muszę się odprężyć.

Poczuła się teraz wyczerpana, nawet śpiąca. Zamknęła oczy. Czuła, jak Rabia rozpina jej koszulę – tę, którą pożyczyła po południu, przed stu laty, od Jean- Pierre’a – i przystępuje do namaszczania jej brzucha jakąś substancją, prawdopodobnie oczyszczonym masłem. Wbiła w jej brzuch palce. Jane otworzyła oczy.

– Nie próbuj ruszać mojego dziecka – wymamrotała.

Rabia skinęła głową, ale macała dalej, jedną ręką od wierzchu pękatego brzucha Jane, a drugą od dołu.

– Główka jest skierowana do dołu – stwierdziła w końcu. – Wszystko w porządku. Dziecko niedługo wyjdzie. Powi

Zahara z Rabia pomogły Jane podnieść się z ziemi i przejść dwa kroki do przodu na posypaną piaskiem plastykową płachtę. Rabia weszła tam za nią.

– Stań na moich stopach – powiedziała.

Jane wykonała polecenie, chociaż nie pojmowała, czemu to ma służyć. Rabia opuściła ją do pozycji kucznej, po czym przykucnęła sama. A więc tak wygląda miejscowa pozycja porodowa.

– Przysiądź na mnie – powiedziała Rabia. – Utrzymam cię. – Jane opuściła cały swój ciężar na uda starej. Pozycja ta okazała się zadziwiająco wygodna i dodała jej otuchy.

Poczuła, jak znowu napinają się jej mięśnie. Zacisnęła zęby i parła jęcząc. Zahara przykucnęła przed nią. Przez chwilę Jane nie myślała o niczym i

Kiedy zaczęło się znowu, doszedł nowy rodzaj bólu – ostre, promieniujące z krocza pieczenie.





– Wychodzi – zawołała nagle Zahara.

– Nie przyj teraz – powiedziała Rabia. – Niech dziecko samo wypłynie. Napór w brzuchu zelżał. Rabia i Zahara zamieniły się miejscami i teraz Rabia siedziała w kucki między nogami Jane wpatrując się z napięciem w jej krocze. Napór znowu zaczynał przybierać na sile. Jane zacisnęła zęby.

– Nie przyj – powiedziała Rabia. – Spokojnie. – Jane próbowała się rozluźnić. Rabia spojrzała na nią i dotykając jej twarzy powiedziała: – Nie zaciskaj zębów. Rozluźnij szczęki. – Jane rozchyliła usta i przekonała się, że przynosi to ulgę.

Powróciło silniejsze niż poprzednio uczucie pieczenia i Jane wiedziała już, że dziecko jest niemal na świecie: czuła, jak jego główka przepycha się przez otwór, rozciągając go do granic możliwości. Wrzasnęła z bólu – i ten nagle zelżał. Po chwili nie czuła już nic. Spojrzała w dół. Rabia wsunęła ręce między jej uda, wywołując imiona proroków. Poprzez mgiełkę łez przesłaniającą wzrok Jane ujrzała w dłoniach akuszerki coś krągłego i ciemnego.

– Nie ciągnij – stęknęła. – Nie ciągnij za główkę.

– Wiem – mruknęła Rabia. Jane znów poczuła napór.

– Naprzyj lekko, żeby wyszło ramię – powiedziała w tym momencie Rabia. Jane zamknęła oczy i napięła ostrożnie mięśnie brzucha.

– Teraz drugie ramię – powiedziała Rabia chwilę później.

Jane znowu naparła i w tym momencie napięcie zelżało zdecydowanie. Wiedziała, że dziecko się urodziło. Spojrzała w dół i zobaczyła maleńkie ciałko, spoczywające bezpiecznie w zgięciu ramienia Rabii. Skórę miało pomarszczoną i wilgotną, a główkę pokrytą zmoczonymi ciemnymi włoskami. Niesamowite wrażenie sprawiał widok pępowiny – grubego, błękitnego, pulsującego jak żyła węża.

– Zdrowe? – zapytała Jane.

Rabia nie odpowiedziała. Ułożyła usta jak do gwizdu i dmuchnęła w zmiętą, nieruchomą twarzyczkę dziecka.

O Boże, nie żyje, pomyślała Jane.

– Zdrowe? – zapytała jeszcze raz.

Rabia ponownie dmuchnęła i dziecko otworzyło maleńką buzię i zapłakało.

– Och, dzięki ci, Boże, żyje – westchnęła Jane.

Rabia wzięła ze stoliczka czystą bawełniana szmatkę i otarła dziecku twarz.

– Jest normalne? – zapytała Jane.

Rabia spojrzała Jane w oczy, uśmiechnęła się i odezwała się nareszcie.

– Tak. Jest normalna – powiedziała.

Jest normalna, pomyślała Jane. Ona. Urodziłam dziewczynkę. Dziewczynkę. Poczuła się nagle skrajnie wyczerpana. Nie była w stanie utrzymać się dłużej prosto.

– Chcę się położyć – powiedziała.

Zahara pomogła jej przejść z powrotem na materac i podłożyła jej pod plecy poduszki, żeby mogła usiąść, podczas gdy Rabia trzymała na rękach dziecko wciąż połączone pępowiną z Jane. Gdy Jane ułożyła się na materacu. Rabia zaczęła osuszać dziecko bawełnianymi szmatkami.

Jane zauważyła, że pępowina przestała pulsować, skurczyła się i pobielała.

– Możesz ją już przeciąć – powiedziała do Rabii.

– Czekamy z tym zawsze do odejścia łożyska – powiedziała Rabia.