Страница 53 из 68
– Nie dasz rady…
– Dam. Za tobą pójdzie co najwyżej czwarta strefa. Dobrze ją wybrałeś, tu faktycznie nie zdążyłem jeszcze osadzić swoich ludzi. Będzie trochę strzelaniny… Ale gwardia posłucha prezydenta. I mnie. Nie będzie miała i
– Pomogłeś mi, Blom. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo. Uruchomiłeś wspaniałą lawinę, teraz każdy się będzie musiał opowiedzieć. Bez ciebie straciłbym mnóstwo czasu na generalną czystkę, a tak… załatwi się wszystko od razu.
– Masz szczęście, że siedzę za tą szybą – Blom w niczym nie przypominał teraz starego, czcigodnego specjalisty. – Udusiłbym cię gołymi rękami. Ale przynajmniej jedno mnie cieszy. Twój gówniarz znalazł się po mojej stronie.
Ledwie widoczna zmiana w wyrazie twarzy Bordena upewniła go, że cios doszedł celu.
– Oszukałeś go. Jest jeszcze młody i głupi, dał się zwieść. Zmądrzeje. Blom zaśmiał się.
– Co ja widzę? Więc jednak nawet w senatorze Bordenie tkwią jakieś atawizmy! Wiedziałem, kurduplu, że to cię poruszy. Tak, ja wiedziałem, kim on jest, sam go kazałem wybrać Faetnerowi. Szykowałeś go na swoją prawą rękę, może nawet na następcę? Ale ja nie spałem, obserwowałem go. Chciałem, żeby to właśnie on zorganizował zamach. I wierzę, że mimo wszystko mu się uda.
– Nie ma mowy – uciął sucho Borden. – W Hynien są w tej chwili dwie brygady gwardii i setka telepatów z rządowej. Na pewno ich już mają.
– No, cóż… w takim razie będziesz musiał sam załatwić swojego kochanego bratanka. Jakie to smutne…
– Obmyślę dla ciebie stosowną zapłatę.
– Być może. Jeszcze nie wygrałeś, Borden. Ja co prawda jestem czasowo wyłączony z gry, ale zostało jeszcze trochę takich, dla których ideały secesji nie są pustym słowem. Ciekawe, jak oni zareagują na przemówienie Ouentina.
– Właśnie, to jest jeden jedyny drobiazg, którego nie rozumiem. Skąd wiedziałeś o wizycie w Hynien, kiedy tylko wróci statek Federacji, i o moim planie?
– Jak myślisz?
– Właściwie to tylko mnie interesuje. Który z moich ludzi zawiódł, i czym mogłeś go przekupić?
– Pomyśl, może znajdziesz czas na myślenie.
– Blom, nie przeciągaj struny. Naprawdę w każdej chwili mogę cię poddać przepisowemu przesłuchaniu.
Najwyżej nie zasiądziesz na ławie oskarżonych. Powiemy w holo, ja wiem, że popełniłeś samobójstwo, spostrzegłszy fiasko swoich knowań. Sayen? Nie wtajemniczałem go w szczegóły, ale to zdolny chłopak. Mógł się sam domyślić, powiedziałem mu wystarczająco dużo. Może i zrobiłem błąd, stawiając na niego. Nawiasem mówiąc, mylisz się sądząc, że sprawiłeś mi przykrość. Ja nie ulegam atawizmom. Liczyłem na niego, fakt, miał zadatki na świetnego władcę Terei. Ale skoro nie spełnił oczekiwań, trudno. A pokrewieństwo między nami nigdy nie miało znaczenia. No, więc?
– Wyżej, kurduplu. To sam Ouentin. Jeszcze nie zgłupiał na starość. Widocznie nie ufał bez reszty swojemu osobistemu doradcy. Rozmawiałem z nim regularnie, co tydzień. Opowiadał o twoich planach, radził się… więc nie wiedziałeś? Masz jednak kiepski wywiad. To musi być dla ciebie bardzo przykre, kurduplu.
Borden wiedział dobrze, że Blom mówi prawdę. Na wbudowany w ścianę kabiny wskaźnik detektora kłamstwa spojrzał tylko odruchowo.
– Więc to tak… Świetnie, Blom – uśmiechnął się szeroko. – Nie zawiodłem się na tobie.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Liczyłem, że będę umiał przewidzieć twoje reakcje. Zastanawiałem się nad najlepiej do ciebie pasującą formą przesłuchania. Yerital, wyciemnienie, bioprądy, no, sam wiesz, Instytut dopracował się mnóstwa skutecznych metod. W końcu uznałem, że najlepiej będzie, jeśli porozmawiam z tobą sam na sam, wystarczyło cię tylko trochę podenerwować. Przypuszczałem, że jeśli jeszcze chowasz coś w rękawie, na pewno się tym pochwalisz, żeby mieć przynajmniej jedną, malutką chwilę triumfu. I zgadłem.
Blom patrzył ponad jego głową, na zbieg linii sufitu.
– Znudziłeś mi się, kurduplu. Skończmy tę rozmowę.
– To ja decyduję, kiedy ją skończyć. Ale jak chcesz.
Podszedł do pulpitu i wyciszył kabinę. Nie lubił hałasu. Potem wcisnął taster kajdanek. Na małym natężeniu, żeby nie zrobić mu krzywdy. Trzymał przycisk przez kilka sekund, obserwując, jak w absolutnej ciszy Blom spada ze stołka i wije się na podłodze. Odczekał chwilę, nim znowu włączył fonię.
– To taki malutki atawizm. Możesz go wiązać z Sayenem. Do zobaczenia, Blom. Opuścił pokój.
– Zabrać go. I pilnować jak najstara
– Tak jest, panie senatorze.
Skinął na swojego sekretarza i nie czekając, aż gwardziści wyprowadzą Bloma, ruszył do windy.
– Jest coś z Hynien?
– Jeszcze nie.
Weszli do pokoju. Borden odczekał chwilę, aż jego sekretarz zamknie drzwi.
– Jest parę spraw do zrobienia, Dermot – zaczął senator. – Po pierwsze, odwołać gwardię z Hynien. Na pół godziny przed wizytą mają zwijać się do bazy.
– Nie rozumiem, senatorze – na twarzy okularnika pojawiła się pionowa zmarszczka pomiędzy oczami. – Przecież spodziewaliśmy się buntu w garnizonie Hynien.
– Ale już się nie spodziewamy. Uważam, że zwykła ochrona w zupełności wystarczy. Zresztą widzisz, Dermot, nasz prezydent trochę się już zestarzał. To wpływa ujemnie na jego działalność. No i nie jest nam w sumie taki niezbędny.
Sekretarz pochylił głowę, zmarszczka pomiędzy jego brwiami pogłębiła się.
– Za godzinę zaczniemy się stąd zabierać z powrotem do piątki. Przygotuj wszystko. I jeszcze jedno – skontaktuj się z Instytutem w drugiej strefie. Niech się już zabiorą do roboty. Najwyższy czas. Nadzwyczajne posiedzenie Rady Specjalistów planuję na jutrzejszą noc, chcę mieć do tego czasu coś gotowego.
– Tak, panie senatorze.
– W porządku – Borden spojrzał na zegarek i podniósł się, podchodząc do drzwi następnego pokoju. – Możecie mnie obudzić w wypadku ujęcia Sayena Meta. I tylko wtedy. Zabierz teraz chłopców z korytarza albo każ im siedzieć cicho.
Sekretarz skinął głową. Borden nie musiał nic mówić. O tej porze zawsze ucinał sobie drzemkę i nie znosił, kiedy mu w niej przeszkadzano. Godzina snu w ciągu dnia była mu niezbędna, żeby zachować świeżość umysłu. Wszyscy najbliżsi współpracownicy doskonale znali ten jego obyczaj, nie zmieniany od wielu lat.
Rozdział 24
„Zleca się komórkom wykonawczym opracowanie listy żądań, które zgłoszone być mogą przez zrewoltowane grupy w II Strefie Tcrei oraz przedstawienie ich właściwym zespołom specjalistycznym do zaopiniowania. Zgodnie z analizowanymi przez nas uwarunkowaniami, około 30% powyższych powi
(zapis z rejestracji wewnętrznej Centralnego Instytutu Rozwoju Społeczeństwa – ŚCIŚLE TAJNE)
Na drodze do Arpanu wyznaczyli sobie trzy punkty kontrolne, leżące dokładnie na kursie flajtera. Nad pierwszym – zaporą na rzece Misuriwe – przelecieli o siedem sekund za wcześnie. Hornen wprowadził do komputera pokładowego konieczne poprawki i nad szarym, długim pawilonem półautomatycznej kopalni przemknęli już zgodnie z planem, co do sekundy. Teraz powoli rósł przed nimi na horyzoncie przysadzisty budynek jakichś zakładów przetwórczych, ulokowanych na styku czterech ogromnych plantacji. Gdy gmach przesunął się pod brzuchem maszyny, Hornen dostrzegł na dziedzińcu malutką z tej wysokości sylwetkę człowieka. A może szedł tam tylko jakiś odziedziczony po Federacji, człekokształtny robot? Używano ich jeszcze czasem na plantacjach. Rzadko, bo wszelkie automatyzowanie produkcji już dawno definitywnie przestało się opłacać. Ludzie okazali się tańsi, nawet jeśli brać pod uwagę koszty kaptowania zaprzedanych specom skurwieli – bo przecież nikogo poza absolwentami swoich szkółek nie mogli posyłać na odpowiedzialne placówki w węzłowych punktach frontu produkcji.