Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 19 из 68



Kensicz wzruszył ramionami. Kto by się tym interesował. Informacje o zażegnywaniu skutków nieurodzajów i klęsk żywiołowych stały się od bardzo dawna żelaznym punktem wszystkich możliwych programów oraz gazet i, na dobrą sprawę, nikt ich nie dostrzegał.

– Myśleli, idioci, że automatami i chemikaliami da się wszystko wyregulować. Do pewnego stopnia faktycznie. Póki było tak, jak zaplanowali specjaliści z Federacji, trzymało się kupy. Rosło prawie sto lat i mogłoby jeszcze drugie tyle. Dopiero ci kretyni rozstroili wszystko na amen. Widzisz wyrudziałe plamy, tam po lewej? Tak wygląda prawie połowa pól. U nas jest jeszcze nieźle, ale w pierwszej i trzeciej strefie w ogóle nie znajdziesz już zdrowego źdźbła. Dać coś takim do ręki. To było wszystko doskonale obmyślone. Lasy, plantacje, zwierzęta – wszystkiego przywieziono dokładnie tyle, ile potrzeba. Przed tą cholerną secesją ludzie potrafili myśleć. Mogłeś tylko stać na polu i patrzeć jak rośnie. A potem zbierać. Wiesz, że Terea żywiła wtedy cztery najbliższe planety Federacji? Tu jest dobra gleba i klimat, szkoda marnować tę ziemię na przemysł. Przemysł pchano na planety skaliste i nieurodzajne, stamtąd mogliśmy mieć wszystko, czego trzeba. Ci durnie nazwali to wyzyskiem.

Mówiąc to, podniósł do góry kąciki ust i krzywił twarz w gorzkim półuśmiechu. Puścił wolant i sięgnął znowu do klawiatury.

– No, dobrze – Sayen wyciągnął się, rozkładając fotel. – Mamy od cholery i trochę czasu.

– Skąd ty to wszystko wiesz? – mruknął Kensicz, wciąż wpatrując się w mknące pod flajterem pola.

– Nie marnowałem czasu. Tobie też nikt nie zabraniał się dowiedzieć.

– Kiedyś się nawet wybierałem do szkoły, zgredzi się uparli. Ale wiesz, jak to jest – tu podpisz, tam podpisz, tu bij brawo… Dałem spokój. Gram i piszę na własną odpowiedzialność, nikt mi się do tego nie może dopieprzyć. Ty chodziłeś? Myślałem, że ze szkół ludzi puszczają wypranych na czysto. Znałem jednego, po dwóch latach w ogóle się z nim nie dało rozmawiać.

– To nie jest takie proste. Chcesz powiedzieć, że wolisz być głupi, ale uczciwy?

– Właśnie.

– Gratulacje. W ten właśnie sposób wszyscy, którzy mogliby coś sensownego zdziałać, zostali kretynami i nie mają żadnych szans. Jak się nie da przeleźć, trzeba podleźć.

Kensicz, nie przekonany wzruszył ramionami. Nie miał ochoty się spierać.

– Pytałem cię o coś już kilka razy, ciągle mówiłeś „nie tutaj”. Czy teraz możemy rozmawiać?

– No.

– Wiesz, co ja tu robię?

– Podkładasz bombę pod Tereę. Wielką bombę.

– Dobra, to wiem. Ale dlaczego uznaliście, że akurat ja się nadaję?

– Jakby ci wyjaśnić, poeto. Od czego tu zacząć?

– Od początku.

– Dobra, niech będzie od początku – uniósł się na łokciu, przez chwilę jego dłoń błądziła po przyciskach umieszczonych ponad przednią szybą flajtera. Szyby zmętniały i zrobiły się ciemne. Chwilę potem na pulpitach rozjarzyły się blade, zielonkawe kontrolki, kojące wzrok fosforycznym blaskiem.

– Słyszałeś może kiedyś – podjął Sayen, opadając znów na fotel i podkładając sobie ręce pod głowę – jak ludzie czasem mówią, że zdarza im się coś takiego: widzą faceta pierwszy raz w życiu, a już go nienawidzą jak ostatniego skurwysyna. Sami nie wiedzą dlaczego, gość im nic nie zrobił, nawet nie zdążył otworzyć dzioba, ale drażni ich samą obecnością. Albo odwrotnie…

– No, jest coś takiego. – Kensiczowi nigdy się to nie zdarzało. On starał się do każdego podchodzić z sercem na dłoni, ale oczywiście nie powiedziałby o tym na głos. – Słyszałem.

– Zastanawiałeś się kiedyś, co to jest? Kensicz wzruszył ramionami.

– Paręnaście lat temu kilku facetów zaczęło się nad tym zastanawiać. To byli faceci z Instytutu. Sam zauważyłeś, że na tym świecie uczciwi wolą pozostać kretynami, żeby nie stracić cnoty. Tamci zabrali się do sprawy naukowo…



– Tfu, idź do cholery z tą całą nauką.

– …no i niestety, skutecznie. Mało kto o tym wie, Instytuty trzymają sprawę w tajemnicy. Nie wiadomo dlaczego tę zdolność mają tylko niektórzy, dokładnie mówiąc, około dziesięciu procent populacji. W każdym razie są tacy. Oczywiście, rozwija się ona w różnym stopniu. U większości nie ma żadnego praktycznego znaczenia, ich odczucia są zbyt niekonsekwentne i zwodnicze. Jest jednak pewna grupa ludzi, u których nie ujawnione zdolności telepatyczne są na tyle silne, że przy użyciu odpowiedniego sprzętu mogą oni odbierać emanację i

– Chcesz powiedzieć, że bezpieczniacy mogą mi czytać w myślach?

– Na razie jeszcze nie – uśmiechnął się Sayen. – Mogą odebrać twoje emocje, zresztą przez obserwowanie swojej własnej reakcji na twoją emanację. W jakiś sposób następuje więc czytanie w człowieku. Oczywiście, nie ma takich dużo. Instytut w Arpanie dysponuje dwudziestoma telepatami z klasą A i pół setką z B, w mniejszych miastach ma z połowę tego. Na masową skalę zaczęto ich szkolić stosunkowo niedawno. No i pamiętaj, że nad niczym nie pracuje się w tej chwili na Terei tak ostro, jak nad telepatią. Idzie na nią połowa wszystkich funduszy. W każdej strefie masz dwa, trzy ośrodki, na oko nie różniące się niczym od zwykłych zakładów rolnych. A w piwnicach zasuwa kilkudziesięciu nygusów w białych fartuchach i kombinuje nad takim wzmacniaczem, który pozwoliłby czytać w myśli.

Przy okazji wykombinowali kupę fajnych zabawek. Maszynkę, która pozwala dwóm przeszkolonym telepatom rozmawiać ze sobą ze łba do łba, nawet na duże odległości. Pozwala też zapisać rozmowę, coś w rodzaju nagrania magnetofonowego. Albo taką aparaturę, dzięki której facet może wyłapać ślady fal, które działały w danym pomieszczeniu jakiś czas temu. Rozumiesz, gość jakby wchodzi w mózgi ludzi, którzy byli tu przed kilkoma dniami. Widzi ich oczami, słyszy, co oni słyszeli. Normalna podróż w czasie. – Sayen milczał przez chwilę. – Jeden taki powiedział o tym, że potęga ludzkiego rozumu nie zna granic.

Nie dodał, że słyszał to na kursie policyjnych szperaczy.

Kensicz milczał.

– A w drugą stronę? To znaczy, w przyszłość?

– Na szczęście nie. Przynajmniej na razie. Owszem, jest druga klasa zdolności specjalnych. Telepatyczne, jak mówiłem, naukowcy określają literami. Praktyczne znaczenie mają tylko typy B i A, około 1% populacji. Wiadomo, że ludzie z grupy A mogą czytać w myślach, jest to tylko kwestia odpowiedniego wzmacniacza. Z typu B w dalekosiężnych planach ma się rekrutować kapuchów i ochroniarzy.

– Jak to?

– Nie rozumiesz? Po prostu, gość stoi i czuje, że o ileś metrów od niego znajduje się mózg o charakterystycznym odczycie – trochę strachu, trochę desperacji i tak dalej. Mają opracowane całe tabele i wkuwają je na pamięć. Żaden zamachowiec nie podejdzie. Faceta, który coś knuje, albo nawet niesie jakieś trefne fanty, czuć na sto metrów.

– Kurwa…

– Druga klasa to jasnowidzenie. Prościej mówiąc – przeczucia. To nawet częstsze niż telepatia, tyle że w praktyce nie ma żadnego znaczenia. Przeczucie może się sprawdzić albo nie i nie ma w tym żadnej prawidłowości. Przynajmniej na razie jej nie odkryli. Dlatego tak zwane typy l i 2 nie są wykorzystywane. Ostatnio się ich nawet nie rejestruje.

– Rejestruje?

– Kensicz, możesz o socjonikach powiedzieć wiele złego, ale idiotami na pewno nie są. Wiedzą dobrze, że człowiek z takimi zdolnościami stanowi potencjalne zagrożenie. Trzeba go mieć na oku.

– Ale skąd wiedzą?

– Bada się przecież ludzi przy tylu okazjach. Nie przechodziłeś tego?

– Jakoś mi się pofarciło.

– No i Bogu dzięki. Ale 90% ludzi musi się badaniom poddawać. W każdej szkole, przy przyjmowaniu do pierwszej z brzegu roboty…

– No, czyli nie jest to aż taka tajemnica.

– Dobrze kojarzysz, jak na poetę. Ale faceci w przychodniach wcale nie muszą wiedzieć, co badają. Dostają z góry zestaw testów, których wyniki są kodowane. Jeżeli komputer stwierdzi zespół charakterystycznych reakcji, dane idą do centrum informatycznego Instytutu. I tylko tam – nikt poza Instytutem o tym nie wie, a najmniej sam zainteresowany. Sprawdzają delikwenta, jeśli wyda im się godny zaufania, proponują współpracę. Wielu się godzi, oni dobrze płacą. Biorą gościa w obroty, sprawdzają go kilkanaście razy i jeśli wszystkie testy na lojalność wyjdą pozytywnie, po jakimś czasie facet trafia na kurs telepatów.