Страница 40 из 57
Na tle konturu Europy, ze zbliżeniem na obrys Ukrainy, posuwała się kolumna ciężarówek oznaczonych charakterystycznym zielonym liściem i napisem: „Gingko Foundation” na wysokich burtach. Kamera najechała na ten liść i na chwilę zatonęła w zieleni, z której, jak z mgły, wyłoniło się po paru sekundach studio.
Siedzący w nim młody Mulat w złotych, drucianych okularach i ciemnowłosa dziewczyna o lekko azjatyckim zarysie oczu najpierw przypomnieli widzom, że to kolejne, trzecie już połączenie z konwojem Gingko Foundation, zmierzającym do Kijowa. Chociaż w lewym dolnym rogu obrazu migotał napis: „Live”, uznali za stosowne dwukrotnie podkreślić, iż połączenie będzie bezpośrednie.
Potem była powtarzana w każdym programie krótka historia małej Olgi, którą, dzięki pieniądzom telewidzów i sponsorów, wieziono teraz na specjalistyczną operację do Szwajcarii.
Potem wejście z jakiegoś dziwacznego sztabu, oklejonego portretami dziewczynki, pełnego ludzi przy telefonach. Para młodych prezenterów w modnych, kolorowych strojach relacjonowała z przejęciem, ile pieniędzy i jakimi kanałami wpłynęło na konto fundacji od czasu ostatniej, popołudniowej audycji. Padały nazwy firm, które wpłaciły najwięcej, opatrywane ich krótkimi, filmowymi wizytówkami.
Potem znowu Mulat i pół-Azjatka rozwodzili się nad schorzeniem małej Olgi, tłumacząc tak zawile, że i tak nikt tego nie rozumiał.
Potem poleciał spot reklamowy.
Potem znowu stara
I znowu spot reklamowy. I dopiero teraz – połączenie z konwojem. Kamera najpierw pokazała fragment drogi, przechodząc w długim ześlizgu od migotania rozgrzanego powietrza nad niknącą na horyzoncie wstęgą szosy do zastawionego potężnymi ciężarówkami parkingu. Jedna z ciężarówek wypełniła cały kadr i wtedy obraz przejęła druga kamera, pokazująca z bliska białą, żłobkowaną burtę traka z emblematem fundacji. Na tym tle stała Jacqueline, jak zwykle uśmiechnięta i ożywiona. Kilka zwyczajowych słów powitania i sakramentalne pytanie ze studia:
– Jacqueline, wszyscy pytają, jak tam u was jest? Jak się czujecie?
– Przede wszystkim czuję się bardzo szczęśliwa – odpowiadała Jacqueline. – Myślę, że wszyscy i
– Czy nie dokucza wam zmęczenie, Jacqueline?
– Nie, naprawdę nie jest źle. Mamy tu spory upał, po południu było trzydzieści cztery stopnie Celsjusza, ale te wszystkie listy, które ciągle odbiera nasz komputer, bardzo nas podtrzymują na duchu. Chciałabym odpisać na każdy i osobiście podziękować, ale jest ich tak wiele, że chyba nie dam rady. Dziękuję, że tylu was myśli o nas, no i przede wszystkim, że myślicie o małej Oldze i jej rówieśnikach.
– Mamy wiadomość ze studia, Jacqueline – włączył się do rozmowy Mulat. – Właśnie ustalony został nowy rekord w naszej akcji: pełne dwa miliony. Powiedz nam, czy to dużo, dwa miliony?
To bardzo dużo.
– My też tak sądzimy. Te dwa miliony wpłaciły na fundusz małej Olgi leki antydepresyjne Ekstaza D. Pamiętajmy, że od dziś czyniąc swe życie piękniejszym Ekstazą D, nie tylko nie ryzykujemy uzależnienia, ale też możemy pomóc dzieciom z ogarniętego wojną, biednego kraju.
– Bardzo się z tego cieszę – powiedziała promie
– Ach, pięknie, pięknie to powiedziałaś, Jacqueline -egzaltowali się prezenterzy ze studia. – Tylko ty potrafisz tak trafić w samo sedno sprawy. Powiedz jeszcze, prosimy, co nasi widzowie zobaczą po przerwie?
– Po przerwie będzie coś specjalnego. Mamy tutaj gościa, doktora Wendzyłowicza z lwowskiego Szpitala Dobrego Mykoły, który nie tylko opowie nam o Oldze, ale też bardzo fachowo przedstawi aparaturę firmy Lin Tan, która utrzymuje małą Olgę i dziesiątki i
– Zostańcie przy telewizorach! Wracamy z Jacqueline i doktorem Wendzyłowiczem zaraz po przerwie!
I znowu reklamowy spot, tym razem długi, sześciominutowy.
Przez cały czas na pozostałej jednej trzeciej panelu, obok okna, w którym Doug uruchomił telewizję, przesuwały się kolumny notowań. W pewnym momencie zaczęły się w nich powtarzać informację z giełdy w Sajgonie i w jednej chwili całą uwagę Douga przyciągnęło trzypunktowe zachwianie w sektorze precyzyjnej produkcji dla rolnictwa. Wiązało się to pośrednio z jego główną specjalnością, jaką był handel aparaturą medyczną, a poza tym mogło dotyczyć którejś z i
Zanim upewnił się, że chodzi tylko o jakieś kłopoty z indochińskim transportem przybrzeżnym, doktor Jacqueline zdążyła oprowadzić telewidzów po konwoju i przedstawić im jeszcze parę osób, bardzo zasłużonych dla ratowania małych dzieci. Kamera pokazała dokładnie każdy węzeł elektronicznej plątaniny otaczającej bladą dziewczynkę zatopioną w śnieżnej bieli furgonu jak w lodowym sarkofagu. Potem jeszcze kamerzysta wetknął obiektyw do jednej i drugiej szoferki, powiedziano parę wzruszających słów i program wrócił do studia.
W końcu Doug połączył się z biurem, zapowiedział, że będzie za dziesięć minut, zdjął komputerowe gogle i schował je we wnęce pod blatem stołu.
Za oknem wciąż było tak samo szaro, ciemno i szklisto.
W barze zrobiło się jeszcze bardziej pusto, niż kiedy tu przyszedł. Dziewczyna, nie mając nic do roboty, oglądała coś na małym wyświetlaczu przy barze, oparta łokciem o krawędź szynkwasu i pochylona seksownie, z jedną nogą na poprzeczce stokera.
Miała włoski typ urody, ładne ciemne oczy, a na przypiętym do bluzki identyfikatorze imię Paola. Nie najgorsze imię, uznał.
– Płacę, Paola – rzekł, podając jej kartę. I westchnął z udanym zmęczeniem. – Bardzo tu fajnie, ale muszę iść.
Wiesz, praca.
Pokiwała głową, przeciągając kartą przez szczelinę aparatu kasowego.
– Biznesmen – powiedziała domyślnie.
– Biznesmen – potwierdził. – Ciągle w podróży. Możesz mi wierzyć, nie warto dużo zarabiać. I tak nie ma się czasu, żeby z tego korzystać.
Twoja żona musi ciągle za tobą tęsknić – uśmiechnęła się, oddając mu kartę.
Tak, buzia niebrzydka i figura… Jak najbardziej. – Och, daj spokój – rzucił swym najcieplejszym głosem. – Żadna kobieta by ze mną nie wytrzymała. Wolałem nawet nie próbować.
Chował kartę, zwlekając chwilę, aby instynkt myśliwski dziewczyny został należycie podrażniony.
– Wiesz, Paola – odezwał się w chwili, kiedy już sądziła, że zaraz odwróci się i wyjdzie. – Może, gdyby nie było deszczu, zabrałbym cię wieczorem na Kosmiczną Igłę?
Perhat oglądał program na monitorach wozu transmisyjnego. Właściwie z początku nie oglądał, tylko kręcił się po okolicy, co i raz przechodząc obok otwartych tylnych drzwi ciężarówki i jakby ot, tak tylko, przypadkiem, zerkając na monitory. W końcu zdał sobie sprawę, że zachowuje się jak idiota, wlazł do środka i stanął za plecami realizatorów. Chciało mu się rzygać, kiedy słuchał tych wszystkich bredni, ale wytrzymał dzielnie aż do momentu, kiedy Jacqueline zeszła z anteny. Wtedy mruknął coś pod nosem tytułem podziękowania, wyszedł i o mało się nie zabił, zahaczywszy czubkiem buta o gruby kabel zasilania reflektorów, ciągnący się z ciężarówki w stronę furgonu Śpiącej Królewny.