Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 4 из 51



Staruszek bez słowa patrzył na mnie, a na jego twarzy malowało się na przemian zakłopotanie i jakby przestrach.

– Doprawdy… – wyjąkał wreszcie – nigdy nie pomyślałem o takiej możliwości…

Po kilkunastu minutach pożegnałem starego profesora, który pozostał, pogrążony w rozważaniach nad dylematem podsuniętym przeze mnie. Należy dodać, że już wkrótce ugruntowałem się w przekonaniu, iż jego stary, przemęczony umysł ulec musiał jakimś urojeniom, jakiejś idee fixe i stąd jego niesamowite poglądy i projekty… Tym niemniej po głębszym zastanowieniu trudno nie zauważyć, że jednak coś w tym jest…

DRUGA STRONA LUSTRA

– Nie bądź śmieszny, Ray! – mitygował Bert przyjaciela podnieconego dyskusją. – Cały zespół ludzi myślał nad tym w ciągu półtora roku,

a ty mówisz, że teoria jest do niczego!

– Myślał, myślał! Wcale nie zespół myślał! – oponował Ray gestykulując żywo. – W każdym razie nie zespół ludzi, tylko automaty matematyczne! A czy one mogą myśleć? One tylko liczą, przetrawiają to, co im podacie! A błąd tkwi na pewno w założeniach waszej teorii! Zresztą…

Tu Ray machnął ręką z rezygnacją, aż przewrócił filiżankę, a brunatny strumień kawy pociekł na jego jasne spodnie. To go trochę ostudziło.

Obsługujący automat natychmiast przyszedł mu z pomocą, zręcznie zmył plamę, a następnie postawił przed Rayem nową filiżankę kawy.

– Odkąd opuściłem zespół Tappego – ciągnął po chwili Ray -

nurtowało mnie wiele wątpliwości co do podstawy tej całej jego temporystyki… Myślałem nad tym trochę sam, na własną rękę, i moje wnioski znacznie różnią się od waszej teorii. Ale o tym jeszcze za wcześnie mówić!

– Ależ mów, chętnie posłuchamy! – zapalił się Bert. Tol i ja byliśmy mniej zainteresowani tematem. Podróże w czasoprzestrzeni – to nie nasza specjalność. Ja zajmowałem się ostatnio antymaterią, a Tol pisał jakąś pracę o rośli

– Mówiąc najprościej, naszą czterowymiarową czasoprzestrzeń można sobie przedstawić poglądowo za pomocą następującej analpgii: wyobraźmy sobie, że przestrzeń jest kulą, a więc tworem trójwymiarowym. Na powierzchni tej kuli żyją istoty „płaskie", to znaczy posiadające jedynie dwa wymiary. W rzeczywistości będą one niezupełnie płaskie, lecz nieco zakrzywione, gdyż muszą ściśle przylegać do powierzchni kuli, która stanowi cały ich wszechświat.

– To wszystko wiemy już z pogadanek popularnonaukowych w wizji – zauważył nie bez złośliwości Tol.

– Nie przerywaj! – burknął Ray. – A więc jesteśmy dwuwymiarowymi istotami na powierzchni trójwymiarowej kuli wszechświata… Ta powierzchnia jest, rzecz jasna, skończona i wymierzalna, ale dla nas, mogących poruszać się jedynie po jej powierzchni, jest ona „nieskończona" w sensie niemożności znalezienia jakiegoś jej krańca.

Dopóki nie interesują nas wielkie obszary wszechświata, na małych wycinkach przestrzeni zauważamy zgodność obserwacji z płaską geometrią Euklidesa; istnieją na przykład dwie proste równoległe, światło biegnie po liniach prostych, i tak dalej… Na wielkich jednak odległościach zaczyna obowiązywać geometria Riema

Wyobraźmy sobie teraz, że „trzeci wymiar" świata płaskich istot – to promień kuli. Jeśli utożsamimy go z czasem, to upływ czasu wyrazi się nam jako zmiana promienia wszechświata! Znane powszechne zjawisko „ucieczki galaktyk" każe nam wnioskować, że w naszym Wszechświecie, tym prawdziwym, czterowymiarowym, promień powiększa się z upływem czasu. Zastosujmy ten wniosek do naszego modelu: niech promień kuli wzrasta. Powierzchnia jej będzie się wtedy ustawicznie powiększać, a oprócz tego krzywizna tej powierzchni będzie się zmniejszała, jeżeli za miarę krzywizny uznamy odwrotność promienia. Wszechświat zatem niejako prostuje się z czasem…

– Wydaje mi się, że w tym, co dotychczas usłyszeliśmy, niewiele jest twojej twórczej myśli… Prawie wszystko to gdzieś już czytałem lub słyszałem!

– Poczekaj – żachnął się Ray – zaraz spadniesz z krzesła, gdy

pozwolisz mi doprowadzić do końca moją myśl! Otóż jeśli jest tak, jak powiedziałem, to również nasze płaskie istoty, które są nieodłączną częścią wszechświata, zmieniają w czasie swoje zakrzywienie. Wszelka materia we wszechświecie zachowuje się w ten sposób! A cóż istnieje poza materią? Nic! Próżnia! Ale w próżni nie ma sensu pojęcie czasu i przestrzeni, gdyż nie ma go do czego odnieść! I tu dochodzimy do wniosku, że z powodzeniem można sobie wyobrazić, że nie wszechświat modeluje zakrzywienie przedmiotów materialnych, lecz odwrotnie, obiekty materialne wyznaczają czasoprzestrzeń!



– Nie bardzo cię rozumiem! – wtrącił niepewnie Bert.

– Zawsze mówiłem, że używanie mózgów elektronowych ujemnie wpływa na wyobraźnię! – z satysfakcją dociął mu Ray. – A to jest przecież takie proste! Jeśli przestrzeń nie istnieje bez materii, to co jest pierwotne, materia czy przestrzeń? Jasne, że materia! I jeśli jeden „płaskoludek" z naszego modelu kulistego wszechświata ma wypukłość większą od i

I tu dochodzę do wniosku, który rujnuje Tappego, druzgoce temporystykę, a ciebie, Bert, pozbawia nadziei na bliski doktorat! Podróże w czasie to absurd! Aby przenieść się w przeszłość albo w przyszłość, należałoby zmienić własną krzywiznę, czyli przenieść się na powierzchnię i

– Piękne pole do popisu dla autorów powieści fantastycznych: teoria nieskończonej, na przykład, mnogości współśrodkowych światów! – zauważyłem se

– Wiesz, że to nawet niegłupia myśl! – podchwycił Ray – tylko, niestety, nie da się tego sprawdzić; nie ma sposobu zmienienia własnej krzywizny!

– Czy nie wystarczy skrzywić się na twarzy? – zjadliwie podsunął Bert, nie znajdując widać rozsądnych argumentów dla obalenia hipotez Raya.

– Spróbuj, może nie wrócisz i przestaniesz mnie wreszcie drażnić – dobrodusznie acz z politowaniem poradził mu Ray.

– A żebyś w podróży miał większe zaufanie do moich teorii, powiem ci jeszcze, że to wszystko nie jest sprzeczne z elektrodynamiką kwantową, nawet w ujęciu relatywistycznym! Sam sprawdzałem.

Zrobiło się późno, więc postanowiliśmy zakończyć pogawędkę. Wyszliśmy z baru. Dałem się namówić Rayowi na odprowadzenie go do domu – szliśmy ztresztą prawie w tym samym kierunku.

– Posłuchaj, Sid – odezwał się nagle Ray – wpadnij na chwilę do mnie! Muszę ci coś pokazać!

– O tej porze? – spytałem zaskoczony.

– Tak! Koniecznie! Bardzo mi na tym zależy!

Poszedłem. Ray mieszkał sam w małej willi, w ogrodzie otoczonym gęstym żywopłotem. Gdy otwierał drzwi, zauważyłem, że są okute i zaopatrzone w podwójny zamek. W oknach były grube kraty.

– Cóż to? Obwarowałeś się, jakbyś złoto produkował! Znalazłeś

”kamień filozoficzny”? – zażartowałem.

– O, to coś znaczenie ce