Страница 31 из 51
– Idź do diabła – burknął Agaabar.
– On pana obraził, szanowny przybyszu z Aldebarana – powiedział Wiktor z szacunkiem. – Na pana miejscu nie darowałbym tego.
– A co ja mogę mu zrobić? – Agaabar wzruszył ramionami. – Mógłbym na przykład poturbować pana… On by tego wprawdzie fizycznie nie odczuł, ale za to nie mógłby pana używać…
– Po co zaraz miałby pan mnie bić? – Wiktor uśmiechnął się chytrze. – Obaj mamy dosyć tego nieokrzesanego Megrezyjczyka. Pan ma poza tym kłopoty z Adamem. A ja jestem gotów współpracować z kimś tak kulturalnym i sympatycznym, jak pan, panie…
– Nazywam się Agaabar.
– Więc jak?
– Czy mam rozumieć, że pan, panie Wiktorze, proponuje, abym…
– To będzie łatwa zamiana. Jestem podatny na sterowanie, a psychicznie także nastawiony pozytywnie…
– Ale ja tak nie mogę… Etyka zawodowa, rozumie pan, kodeks postępowania… – słabo bronił się Agaabar.
– Ależ proszę pana! Po tym wszystkim, co pan od niego usłyszał? Na pańskim miejscu nie wahałbym się ani chwili!
– Właściwie byłby to rewanż za wszystkie zniewagi…
– Otóż to, drogi gościu… A przy okazji ja też coś zyskam na tej zamianie. Dla niego zaś zostanie ten pijaczek… No, to jak będzie? Niech pan zostawi Adama, on i tak musi się przespać… i zapraszam do mnie.
– W porządku. Zaraz będę w panu! – Aldebarańczyk pozbył się reszty skrupułów.
Teraz tylko nie myśleć, o niczym nie myśleć! Wiktor schylił się pod stół i ukradkiem pociągnął duży haust z zapasowej butelki.
Swój plan zdążył przeprowadzić dosłownie w ostatniej chwili: prawdziwy Megrezyjczyk właśnie wyłonił się z kanału komunikacyjnego i na próżno próbował wniknąć w Wiktora, w którym przed chwilą rozgościł się Agaabar z Aldebarana blokując dostęp jakiejkolwiek i
Nie rozumiejąc, co się stało, przybysz z Megrez zaczął krążyć po pokoju. Natrafiwszy na poddające się sterowaniu, lecz zupełnie pijane ciało drzemiącego Adama, wniknął w nie, przebudził i z trudem odtworzył z jego pamięci mętne zarysy ostatnich wydarzeń. Napotkał wiele niejasności, jedno wszakże było oczywiste: jakiś galaktyczny przybłęda śmiał zawładnąć osobnikiem, którego Megrezyjczyk wyselekcjonował był dla siebie dziś rano. Obiekt został oznakowany i dokonana kradzież nie była wynikiem pomyłki, lecz niewątpliwie celowym działaniem.
Poczekaj, ty aldebarański gnojku! pomyślał Megrezyjczyk z wściekłością o przedstawicielu zaprzyjaźnionego układu planetarnego. Kolegium Galaktyczne nie puści płazem takiego wybryku!
Chyłkiem wycofał się z Adama do kanału transmisyjnego i wróciwszy na swą planetę natychmiast złożył skargę w ambasadzie Związku Planet Aldebarana.
– Wciąż nie całkiem pojmuję, jak to się stało, że sobie od nas poszli – powiedział Adam, – W jaki sposób udało ci się tak nabrać ich obu?
– Właściwie tylko jednego, tego z Aldebarana. Megrezyjczyk działał już tylko konsekwentnie, tak jak przewidziałem. Chodziło o to, żeby niczego nie planować zawczasu. Musiałem zdać się na impuls, na natchnienie chwili… Sytuacja wytworzyła się sama, miałem trochę szczęścia i udało mi się spowodować konflikt między obydwoma przybyszami. W wyniku skargi Aldebarańczyk został dyscyplinarnie odwołany z Ziemi…
– Skąd wiesz?
– Od mojego Megrezyjczyka, który mnie tu jeszcze do niedawna odwiedzał. Zaczął nawet ze mną konwersować. Zdaje się, że dałem mu trochę ogłady i dobrego wychowania, którego mu tak brakowało – uśmiechnął się Wiktor. – Ale i tak nie mam ochoty na jego towarzystwo. Zresztą chyba już ze mnie zrezygnował. Prawdę mówiąc myślałem, że wezmą się za łby i tak narozrabiają, że władze obydwu stąd odwołają… Tymczasem jeden okazał się sprytniejszy i nie dał się sprowokować. Trudno, powiedziałem sobie, nie ma i
– Koniec widzenia! – powiedział strażnik.
DRUGIE SPOJRZENIE NA PLANETĘ KSI
(fragmenty)
1.
(…) Człowiek, który przyniósł śniadanie do pokoju Pabla, z trudem udawał kelnera. Stawiając na stole tace, wychlapał kawę z dzbanka prosto w talerzyk z chlebem, a na domiar wszystkiego z bocznej kieszeni wystawał mu najbezwstydniej uchwyt jakiejś ręcznej broni.
– Do diabła, przepraszam! – burknął ze zniecierpliwieniem. – To nie moja specjalność…
– Specjalne środki ostrożności? – Pablo uśmiechnął się półgębkiem. – Co to będzie?
– Nie wiem. Obowiązuje was zakaz opuszczania pokojów i całkowita blokada łączności. Za dziesięć minut będzie teleodprawa.
– Może mi zdradzisz przynajmniej nazwę tego miłego miejsca? – Pablo wskazał dłonią na okno, za którym w pora
Tajniak przebrany za kelnera przez chwilę patrzył bezmyślnie w okno.
– To ośrodek rekreacyjny dla personelu służby kosmicznej – powiedział wymijająco.
– Nie wygląda na to, bym tu miał odpoczywać – roześmiał się Pablo. – No dobrze, nie pytam już o nic więcej/Przywieźli mnie tu w nocy, niemalże z workiem na głowie…
– Jedz śniadanie, bo zaraz będzie instruktaż – powiedział tajniak, kierując się ku drzwiom. – Aha, jeszcze to…
Wydobył z kieszeni niewielki szary przedmiot o kształcie pistoletu i położył na siedzeniu fotela.
– Nie majstruj przy tym, dopóki nie dowiesz się, do czego służy – ostrzegł wychodząc.
– No, chyba już! pomyślał Pablo, przełykając szybko śniadanie. Koniec zabawy, zaczyna się robota na serio.
Wczorajszy nagły wyjazd z ośrodka treningowego musiał być pierwszym etapem dalekiej podróży, do której Pablo przygotowywał się od dawna.
Dopił kawę i przesiadł się na fotel, ustawiony przed monitorem wbudowanym w ścianę pokoju. Wcisnął w ucho słuchawkę i obejrzał pistolet pozostawiony przez strażnika.
Za lekki na prawdziwą broń, pomyślał przymierzając uchwyt do dłoni. Przypomina raczej dzieci
Na ekranie pojawiły się na chwilę cyfry zegara, a potem twarz szpakowatego mężczyzny o dużych, ciemnych oczach południowca.
– Major Alvaro Calvi – przedstawił się człowiek z ekranu. – Jestem szefem tutejszej Grupy Bezpieczeństwa. Witam członków ekipy specjalnej i pragnę zakomunikować wszystkim, którzy mnie odbierają, że zostali zakwalifikowani do udziału w Ekspedycji Porządkowej, która wyruszy wkrótce w kierunku obiektu Ksi z zadaniem przywrócenia prawidłowych stosunków wewnętrznych w tamtejszej kolonii. O programie działań i zakresie indywidualnych zadań poinformuje was we właściwym czasie dowódca statku „Foton-2", który odbywać będzie tę podróż już po raz drugi.
Major przerwał na chwilę, sprawdzając coś w notatkach.
– Zaraz dowiecie się, dlaczego nie zebraliśmy was razem, w jednym pomieszczeniu – powiedział jakby w odpowiedzi na wątpliwości słuchaczy. – To, co powiem, musi pozostać tajemnicą znaną tylko części załogi „Fotona". A poza tym na razie nie powi
Przerwał, krzywiąc się ironicznie, a potem uśmiechnął się do słuchaczy.
– Przepraszam za te nadęte ogólniki. Może powiem po prostu, o co chodzi. Otóż potrzebujemy was tutaj, na Ziemi, jeszcze zanim odlecicie. Właśnie dlatego, że odlatujecie, możemy z minimalnym ryzykiem zdradzić wam pewną tajemnicę, którą zna zaledwie kilka osób ze ścisłego grona szefów Wydziału Bezpieczeństwa Lotów. O tym, co usłyszycie, nie może dowiedzieć się absolutnie nikt. Nie wolno wam rozmawiać o tym między sobą, nawet po odlocie z Ziemi – bo jak powiedziałem, nie cała załoga będzie znała te informacje, a nikt z was nie będzie wiedział, kto oprócz niego został wtajemniczony. A zatem wszystko, co usłyszycie od tej chwili, przeznaczone jest tylko do osobistej wiadomości każdego z was.