Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 53 из 62

– Wcale nie wiem, czy to akurat takie zdjęcia są mu potrzebne – ciągnęła, nadal w zadumie. – Człowiek wsiada i wysiada, a samochód stoi. Powi

– Nie wymagaj za wiele – mruknęła Tereska i łupnęła w klocek. – Ja już sama nie wiem, w co najpierw ręce włożyć. Dobrze, że mi się udało z tym aparatem, bo więcej korepetycji nie zmieszczę. Tych łajdaków nie wiadomo kiedy pilnować, a jeszcze ta upiorzyca znęca się nade mną metodą zaskoczenia i pojęcia nie mam, czego się douczać. Chyba zwariuję.

Życie ostatnio stało się znów obłędnie urozmaicone i szalenie męczące. Aparat fotograficzny udało się Teresce kupić dzięki temu, że była gwiazdka i połowę funduszów na ten cel dostała w prezencie. Zdobycie pomocy technicznej zmusiło ją do konsekwentnej realizacji zamierzeń i obie z Okrętka przemierzały miasto wzdłuż i w poprzek w poszukiwaniu interesujących je pojazdów, na których tle robiły sobie liczne podobizny. Obie miały już całą kolekcję zdjęć w najróżniejszych pozach, wszystkie na tle Mercedesa, Opla i Fiata, przy czym na niektórych do towarzystwa widoczni byli właściciele pojazdów. Rozrywka, zważywszy konieczność robienia odbitek w zakładzie fotograficznym, była dość kosztowna, korepetycje zatem musiały iść swoim trybem. Szkoła również szła swoim trybem, a nieszczęsna historia zatruwała życie ostatecznie. Ciężko urażona Sarenka stosowała metodę straszliwą, na każdej lekcji zadając jej niespodziewane, pojedyncze pytania, skacząc bez opamiętania po tematach, krajach i epokach i przerywając, ilekroć Tereska usiłowała rozszerzyć wypowiedź i wykazać się posiadaną wiedzą hurtem.

– Kiedyś mi się… wydawało… – powiedziała między łupnięciami – że jestem… zajęta… O rany, ale sęk! Dopiero teraz… widzę, że miałam… mnóstwo czasu!

Okrętka zdążyła wykonać unik, dzięki czemu odłupany kawałek trafił nie w jej głowę, tylko w ścianę obok.

– Zabijesz mnie albo wybijesz mi oko. Rąb jakoś łagodniej!

– Nie mogę, nie mam małej siekiery. Zleciała z trzonka. Uważaj po prostu, gdzie pryska. Jak się Sarenka ode mnie odczepi, będę miała rajskie życie!

Okrętka uchyliła się przed następnym drewnem i pokręciła głową.

– Ja już sama nie wiem, która z was się bardziej uparła…

– Ja się wcale nie uparłam – odparła Tereska ponuro, przerywając rąbanie i opierając się na siekierzysku. – Ona mnie jakoś idiotycznie zobowiązała do tej kretyńskiej piątki. Rozumiesz, ona wierzy, że ja to muszę umieć, żeby to szlag trafił. Bez sensu i potrzebne mi to jak dziura w moście, ale nie mogę jej zawieść. Wcale mi na tej parszywej piątce nie zależy, to jej zależy, ale ja się nie mogę poddać tak bez niczego. To jest jedyna piątka z historii w obu trzecich klasach i jak ja jej nie będę miała, to nikt nie będzie miał, bo nikt i

– Aha. Dziwię ci się, że tak to wszystko pamiętasz.

Tereska wróciła do rąbania.

– Ja już w ogóle… nic i

Okrętka pomyślała sobie, że wtedy pewnie Tereska wykombinuje coś następnego, równie pracochło

– W ogóle głupio – rzekła po chwili.

– Byłoby nam o wiele wygodniej, gdybyśmy miały samochód. Oni jeżdżą, a my latamy.

– Pewnie. W lecie miałyśmy przynajmniej wózeczek…

– Zygmunt, jak był na święta, odkręcił kółka i przyczepił płozy. Powiedział, że możemy sobie pozjeżdżać na saneczkach z górki. Idiota.

Tereska przerąbała bardzo sękaty klocek i z troską spojrzała na malejący stos.

– Drewno się kończy – powiedziała posępnie. – Ojciec się stara o jakieś tam hurtem, ale chyba zabraknie, zanim się postara. Będę musiała jechać po karcze do chłopów. Szkoda, że nie mieszkamy pod lasem…

– Hej, tyyyy! – zawył nagle Januszek ze schodów. – Jesteś tam?

– Nie, nie ma mnie! – odkrzyknęła Tereska. – Drzewo się samo rąbie! Bo co?!

– Milicja po ciebie przyszła! Chodź prędko! Nie będzie mniej niż dożywocie!





– Półgłówek – mruknęła Tereska. Zostawiła na pieńku ustawiony właśnie klocek i ruszyła na górę, niosąc w ręku swój katowski topór. Okrętka, zainteresowana, poszła za nią.

W hallu czekał Krzysztof Cegna, udzielający wymijających odpowiedzi na pytania państwa Kępińskich.

– O, dobrze, że panie są razem – powiedział z ulgą na widok Okrętki. – Panie pójdą ze mną, bo trzeba złożyć zeznania i rozpoznać ludzi. Ze zdjęć.

– Moje dziecko, czy ty byś nie mogła zostawiać tego narzędzia tam, gdzie rąbiesz? – spytał równocześnie z rezygnacją pan Kępiński. – Musisz to nosić ze sobą?

Tereska spojrzała na topór i łypnęła okiem na rodziców. Krzysztof Cegna nieświadomie podkładał jej nie tyle może całą świnię, ile małe prosiątko. Nie miała najmniejszej ochoty wprowadzać ich w tajniki swojej działalności śledczej. Od razu zaczęłyby się komentarze, zakazy i rozmaite krzyki, a ona doprawdy nie miała teraz głowy do rodziny i przynajmniej z tej strony chciała mieć święty spokój. Przez chwilę nie wiedziała, co zrobić, nabrała bowiem obaw, że on powie coś więcej. Obie z Okrętką muszą się ubrać, a jemu przez ten czas trzeba koniecznie zatkać gębę…

– Już idziemy – powiedziała pośpiesznie i niewiele myśląc wetknęła mu topór do rąk. – Zanim się ubierzemy, niech pan to zaniesie do piwnicy. Tato, drewno się kończy, zrób coś!

Zarówno obdarowanemu, jak i państwu Kępińskim na moment odjęło mowę. Odwrócona tyłem do rodziców Tereska konspiracyjnie mrugnęła okiem i zrobiła grymas tak straszliwy, że wpatrzony w nią od przodu Januszek zachłysnął się z podziwu. Krzysztof Cegna zareagował prawidłowo.

– Tak jest! – powiedział i wykonał w tył zwrot w kierunku piwnicznych schodów.

Zanim państwo Kępińscy zdążyli oprzytomnieć i zaprotestować, zanim Krzysztof Cegna przełamał ich opór w kwestii noszenia topora, zanim wrócił z piwnicy, Tereska i Okrętka były gotowe do wyjścia. Wypchnęły go z domu, nie dopuszczając do dalszej konwersacji.

– Januszek, co to znaczy? – spytała podejrzliwie pani Marta.

– Nic takiego – odparł Januszek obojętnie. – One się z tym milicjantem zaprzyjaźniły i on się z jedną z nich ożeni. Tylko na razie nie wiadomo, z którą. Nie mam teraz czasu na rozmowy, muszę odrabiać lekcje…

W radiowozie Tereska wyciągnęła z torebki gruby plik fotografii i z satysfakcją wręczyła go wspólnikowi.

– Przy moich rodzicach niech pan nic nie mówi – ostrzegła. – Oni są gorsi od pańskiego majora. A tu pan ma te samochody i tych facetów, ale nie trafiłyśmy, niestety, na żadne porządne przestępstwo.

Krzysztofa Cegnę ponownie zamurowało, ale zdjęcia chwycił łapczywie.

– O, jak rany, to przecież właśnie o to chodzi – powiedział po chwili z ożywieniem, przeglądając je. – Macie tych facetów rozpoznać na zdjęciach i złożyć szczegółowe zeznania. Niedługo będzie chyba koniec całej afery, bo już ich prawie mają. Tylko jednego drobiazgu brakuje…

– A pan co? – zaniepokoiła się Tereska. – Pan jak wygląda?

– Całkiem nieźle. Trochę mi się udało zadziałać, ale wolałbym więcej. Cała trudność leży w tym, że jest zima.

– Jak to?

– Te miejsca, gdzieście były, to rzeczywiście mogą być meliny. Muszą tam chować te rzeczy z przemytu, bo już naprawdę nie ma i

– To po co było czekać do zimy? – spytała Okrętka potępiająco. – Nie lepiej było znaleźć na jesieni? Myśmy już dawno mówiły…

– Tak, ale nikt nie wierzył, bo żadne ślady do nich nie prowadzą. Znaczy, udział biorą, ale nie dowożą. W ogóle tego zrozumieć nie można…