Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 24 из 62

– Zaczną się dopytywać o szczegóły i zawracać głowę – powiedziała niecierpliwie Tereska. – Albo się tam spóźnimy, albo będziemy musiały tu być nieuprzejme. Lepiej się nie narażać. Powiemy, że ktoś na działkach daje parę sztuk i o i

– Ale będziemy musiały coś przynieść! – zaprotestowała Okrętka.

.- Przecież do tej pory nikt tego nawet nie widział, kto się połapie, które wczorajsze, a które dzisiejsze. W ostateczności coś tam wycyganimy…

Dzielnicowy, nie wiadomo dlaczego, nie lubił przełazić przez zamkniętą bramę i wolał otwartą furtkę. Obie, i Tereska i Okrętka, zgodnie zaprotestowały, twierdząc, że nie znają drogi od furtki do podejrzanej działki. Zapewniono je jednak, że zostaną doprowadzone na właściwe miejsce.

Na właściwym miejscu potężnie zbudowany młody człowiek z ponurym wyrazem twarzy przybijał do altanki jakieś listewki. Tereska i Okrętka, zaczajone w zaroślach, przyjrzały mu się z żywym zainteresowaniem.

– Mordę ma raczej bandycką, ale ja go, jak żyję, na oczy nie widziałam – oświadczyła Tereska, ukończywszy oględziny. – A ty?

– Ja też nie. W ogóle do nikogo niepodobny.

Dzielnicowy zmartwił się wyraźnie. Młodzieniec, sądząc z wyglądu zewnętrznego, zupełnie nieźle nadawał się do roli potencjalnego bandziora. Według uzyskanych wiadomości, był synem pielęgniarki, miał kolegów i przyjaciół i zdarzało się, że zapraszał ich na działkę mamusi. Nadzieja, że to ich właśnie podsłuchały obie przyjaciółki, okazała się złudna.

– A w ogóle to ja wcale nie wiem, czy to ta działka – powiedziała z naganą Okrętka.

– Moim zdaniem, ta i nie rozumiem, skąd on się tu wziął – odparła niezadowolona Tereska. – Ta właścicielka zatrudnia tu chyba pół miasta. Tamci byli starsi.

– No, trudno – powiedział z żalem dzielnicowy. – Skoro nie ten, to trzeba będzie szukać dalej. Idziemy!

Przeszli alejką kilkadziesiąt metrów i nagle Tereska zatrzymała się jak wryta. Idący za nią Krzysztof Cegna w ostatniej chwili uniknął zderzenia.

– O rany… – szepnęła z przejęciem – panie sierżancie!

Na działce, tuż przed nimi, osobnik w szortach i w kraciastej koszuli robił jakiś porządek wśród roślin. Był sam. Okrętka obejrzała się i wydała zdławiony okrzyk. Dzielnicowy i Krzysztof Cegna tajemniczym sposobem zniknęli nagle z pola widzenia. Osobnik odwrócił się, ujrzał je obie i rozjaśnił oblicze życzliwym uśmiechem.

– Witam panie – rzekł uprzejmie. – Przyszły panie po sadzonki? Są przygotowane.

Zarówno Tereska, jak i Okrętka, bez uprzedniego porozumienia, były zdania, że należy zachować spokój, powiedzieć „dzień dobry” i za nic w świecie nie ujawniać podejrzeń. Jakaś przeszkoda jednakże stanęła im w gardle, a kończyny odmówiły posłuszeństwa.

– Proszę bardzo! – zawołał osobnik i uczynił zapraszający gest.

– Jeżeli zacznie nas oprowadzać po altance… – szepnęła nagle Okrętka złowieszczo i buntowniczo.

Tereska uczyniła wysiłek.

– Dzień dobry panu – powiedziała mężnie i ruszyła ku działce. – Właśnie, jeżeli pan taki uprzejmy. To sobie zabierzemy…

– No i ile udało się paniom uzbierać? Daleko do tysiąca?

– Nie, już mamy prawie siedemset. Bardzo ładną ma pan działkę. Pana żona na pewno się zdziwi…

Okrętka za nią wydała cichy jęk. Tereska opanowała zamęt w umyśle i ugryzła się w język. Osobnik spojrzał, lekko zaskoczony i rozbawiony.

– Ja nie mam żony. Czekam z tym, aż dojrzeją do zamęścia tak urocze istoty jak panie. Proszę uprzejmie, przygotowałem cztery sadzonki. Panie to noszą w rękach? To przecież ciężkie.

– Nie, wozimy na sankach – odparła Tereska, niedokładnie zdając sobie sprawą z tego, co mówi. – Ale teraz weźmiemy, nie szkodzi. Dziękujemy panu bardzo. Czy chce pan pokwitowanie?

Osobnik wydawał się nieco zdezorientowany.

– Co takiego? Nie, dziękuję, na co mi pokwitowanie? Raczej chętnie obejrzałbym te sanki…

– Przecież… – zaczęła z nagłym oburzeniem Okrętka i umilkła, gwałtownie szturchnięta łokciem.

– Dziękujemy panu, do widzenia.

– Polecam się na przyszłość…





Dzielnicowy i Krzysztof Cegna zmaterializowali się w połowie drogi do furtki.

– To ten! – zawołały gorączkowo obie równocześnie. – Tamtych dwóch nie ma, ale to jest ten, który wtedy był goły i kopał!

Krzysztof Cegna miał dziwny wyraz twarzy. Dzielnicowy prezentował coś jakby niesmak.

– To jest reżyser filmowy z telewizji – powiedział w zadumie. – No cóż, wszystko jest możliwe, nie takie rzeczy się zdarzały. Podobno spotyka się tu czasem z takimi dwoma…

– Jak dla mnie, niech czeka do sądnego dnia! – przerwała nagle stanowczo Okrętka z akcentem niejakiego wstrętu w głosie. – Ja go nie poślubię, to mowy nie ma!

– Ja też nie – zgodziła się Tereska. – Zwariował chyba. W ogóle jakiś dziwny urodzaj na obłąkańców!

– Szanowne panie odniosły wrażenie, że on ma trochę źle w głowie? – zainteresował się dzielnicowy.

– Źle w głowie! – prychnęła z oburzeniem Okrętka. – Jest kompletnie nienormalny! Obrzydliwy obłudnik, hipokryta, przecież doskonale wie, czym jeździmy, co wieczór jeździ za nami! W ogóle ja mam tego dosyć, wczoraj jeden, dzisiaj drugi… Mówiłaś, że więcej wariatów nie będzie!

– Wczoraj też trafiłyście na coś takiego? – dopytywał się dzielnicowy, wyraźnie zainteresowany tematem.

Tereska i Okrętka, zdenerwowane nieco ostatnimi wydarzeniami, dość chaotycznie opisały wizytę u zdumiewająco gości

– I jeszcze do tego miał samochód z kretyńskim numerem rejestracyjnym – zakończyła z rozgoryczeniem Okrętka, tak jakby posługiwanie się skomplikowanymi numerami zaliczało się do przestępstw wyjątkowo obrzydliwej kategorii.

– Jakim?

– Nie wiem. Nigdy nie pamiętam daty tej idiotycznej rewolucji. Na początku było przeciwieństwo mojego stopnia z historii. Ona wie.

– Pięć, siedem, osiem, dziewięć – powiedziała Tereska. – Dziwię ci się, że nie pamiętasz, te cyfry idą po kolei.

Dzielnicowemu nie wydawało się, żeby pięć i siedem to było po kolei, ale nie wnikał w szczegóły matematyczne.

– A na początku co było? – spytał – liter nie pamiętacie?

– W i coś tam – powiedziała Tereska.

– WG – powiedziała z triumfem Okrętka. – Zapamiętałam, bo to są inicjały mojej ciotki, tej ze wsi. Znalazła zwłoki noworodka i opisali ją w prasie inicjałami.

Dzielnicowy pomyślał sobie, że Tereska i Okrętka, we dwie, byłyby w stanie dostarczyć mu roboty do końca życia, ale postanowił się nie rozpraszać. Noworodek we wsi, obojętnie jakiej, to na pewno nie był jego rejon. Na miejscu działo się dosyć, żeby nie, musiał obawiać się o brak zajęcia.

Krzysztof Cegna wydawał się przejęty.

– Czarny Miecio – mruknął. – Co on tam robił?

– Żadnego związku do tej pory nie stwierdzono – odmruknął dzielnicowy. – Szanowne panie teraz dokąd? Z powrotem do szkoły?

– Do Tarczyna – warknęła z rozgoryczeniem Okrętka.

– Najpierw do szkoły, musimy to zanieść – sprostowała Tereska, potrząsając pęczkiem sadzonek. – A potem rzeczywiście do Tarczyna. Autobusem.

– No dobrze, podrzucimy was na dworzec autobusowy…

– Już całe miasto widziało, jak nas milicja wozi tym radiowozem – zauważyła z niesmakiem Okrętka w autobusie. – Niedługo dla wszystkich będziemy podejrzane. Uważam, że najwyższy czas z tym skończyć.

– Możliwe, że tylko dzięki temu jeszcze żyjemy – pocieszyła ją Tereska. – Bandyci też widzą i nie mają okazji nas napaść.

– Okazji dostarczamy im do upojenia.

– Ale nie są pewni, czy gdzieś w pobliżu nie ma milicji, i widocznie się boją. Zresztą ja też uważam, że najwyższy czas z tym skończyć. Zobaczymy, co będzie w Tarczynie, a w razie czego mamy jeszcze ogrodników pod Grójcem. Za dwa tygodnie powi