Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 20 из 62



– Ależ skąd – powiedziała z przekonaniem. – Nigdzie się nie śpieszę. Chodź na górę, porozmawiamy sobie spokojnie.

Pokój wyglądał względnie przyzwoicie, można go tam było wprowadzić. Nauczona koszmarnym doświadczeniem Tereska kategorycznie postanowiła wyrzec się generalnych porządków, dopóki wreszcie nie ustabilizują się wymarzone kontakty. Szybkim ruchem wepchnęła do szafy porozrzucane po krzesłach drobne fragmenty garderoby i odłożyła na biurko chustkę. Boguś z zaciekawieniem rozejrzał się w koło i usiadł na tapczanie.

– Widzę, że masz całkiem niezłą przestrzeń życiową – zauważył łaskawie. – Urządzasz coś czasem?

Pokój po rodzinie Tereska miała dla siebie zaledwie od kilku miesięcy i nigdy dotychczas niczego nie urządzała, ale sens pytania, które można było rozmaicie rozumieć, pojęła właściwie.

– Och, ostatnio jakoś niewiele – odparła niedbale. – Nie mam głowy do tych rzeczy, nawaliło mi się kłopotów.

Boguś uważniej spojrzał na regał, biurko i szafę.

– Masz jakąś muzykę? Puściłabyś coś…

– Co? Nie, nic nie mam. Radio jest na dole.

Jak to? Nie masz magnetofonu? Albo chociaż adapteru?

W jego głosie zabrzmiało pełne niesmaku i potępienia zdziwienie. Na dnie serca Tereski zalęgło się uczucie głębokiego upokorzenia. Nie miała ani magnetofonu, ani adapteru, ani nawet radia tranzystorowego i do tej pory nie przyszło jej do głowy, że powi

– Właśnie myślałam, żeby się postarać – powiedziała, usiłując zdobyć się na ton niedbały i obojętny i stworzyć wrażenie, że brak elementarnych przedmiotów codzie

– Widzę, że do ciebie trzeba przychodzić nie tylko z nastawieniem na niespodzianki, ale również z własnym tranzystorem – rzekł z drwiącym humorem Boguś i wyjął papierosy. – Zapalisz?

Tereska aż podskoczyła.

– Jak to, ty palisz?!

– Oczywiście. A ty nie?

Na krótką chwilę charakter Tereski wziął górę nad uczuciami.

– To, że wszyscy palą i że to jest modne, nie robi na mnie wrażenia – powiedziała wzgardliwie. – Nie palę, bo nie mam chęci i moda mnie nie ciekawi. Owczy pęd to dla mnie nie jest argument. Na obozie nie paliłeś…

Boguś wzruszył ramionami.

– Obóz to były ostatnie chwile, mojego dzieciństwa – wyjaśnił pobłażliwie. – W dzieciństwie istotnie nie paliłem. Postanowiłem sobie, że nie zacznę z niczym, dopóki się z tego wszystkiego nie wygrzebię, teraz nie widzę powodów do ograniczeń. Dopóki była szkoła, wiesz, jak to jest… Nie lubię kryć się po wychodkach.

Tereska skinęła głową. Uczucie wróciło na właściwe miejsce. Boguś wydał jej się szalenie dumny, szalenie męski, szalenie dorosły i jeszcze bardziej upragniony niż dotychczas. Cokolwiek czynił czy mówił, mogło budzić wyłącznie podziw i uznanie.

– Pewnie, że nie masz powodu – przyznała skwapliwie.

Boguś przyglądał się jej dość krytycznie.

– Słuchaj, czy ty się aby na pewno nigdzie nie wybierasz? Mam wrażenie, że ci wszedłem w paradę i siedzisz jak na szpilkach.

– Ależ skąd! Dlaczego?

– Chyba, że to coś, co masz na sobie, to jest twój domowy strój. Jako peniuar, przyznaję, nawet dość oryginalne.

Szczęście posiadania go pod ręką, przebywania z nim razem, patrzenia na niego, słuchania go było tak potężne, że odsunęło wszystkie i

Zawahała się.

– Szczerze mówiąc… – powiedziała mężnie.

Boguś zerwał się natychmiast.



– No i dlaczego tego od razu nie mówisz?

Tereska powoli, niepewnie, ociągając się wstała z krzesła. Niewiele było spraw, które w ogóle mogłyby się liczyć w obliczu wizyty Bogusia. Co za pech, że akurat to kretyństwo z drzewkami… Trzeba mu to jakoś wyjaśnić, wytłumaczyć, bo przecież on się obrazi, pomyśli, że jest natrętny, ile w końcu można składać nieudanych wizyt?! Wykazać mu, że wbrew jej woli gniecie ją siła wyższa… Jakoś mgliście czuła, że praca społeczna i sad dla nieszczęśliwych dzieci to nie jest coś, co Boguś mógłby zrozumieć i potraktować poważnie, przeciwnie, mógłby to wyśmiać, zlekceważyć… Zresztą, to nawet nie o to chodzi, w grę wchodzą i

– Szczerze mówiąc – powiedziała w nagłym natchnieniu – rzeczywiście muszę wyjść, bo jadę za miasto, a nie wolno mi wracać po ciemku.

– Rodzice ci zabraniają?

– Nie, milicja.

Boguś, już w drzwiach, odwrócił się, nieco zaskoczony.

– Co się stało? Zmalowałaś coś?

– Głupia historia – powiedziała Tereska, szczęśliwa, że w jej zwyczajną, nieciekawą egzystencję wplątała się tak atrakcyjna, mogąca budzić zainteresowanie sprawa. – Mówiłam ci, że mam idiotyczne kłopoty. Paru facetów usiłuje nas wykończyć, Okrętkę i mnie. Pamiętasz Okrętkę? To bandyci, planują zbrodnię i tak się złożyło, że tylko my możemy ich rozpoznać. Już wczoraj jechali za nami…

Boguś przyglądał się jej niedowierzająco i z nikłym zaciekawieniem.

– Nie cierpicie przypadkiem na manię prześladowczą?

– Nawet jeśli, to w towarzystwie. Razem z nami cierpi cała tutejsza komenda milicji. Zabronili nam pętać się po ciemnych miejscach. Ja się specjalnie nie boję, ale Okrętka jest dziko wystraszona i muszę to uwzględniać. Właśnie czeka na mnie.

– Interesujące – rzekł Boguś schodząc po schodach. – Jasne, że nie będę stwarzał trudności. Co to za afera?

– Pojęcia nie mam. Wiemy, że chodzi o morderstwo, ale nie wiemy dokładnie, jakie. Milicja się tym zajmuje, my się nie wtrącamy.

– I słusznie, ich rzecz. To znaczy, że od zmroku jesteś uwięziona w domu?

– No nie, to już byłaby głupota. Po mieście mogę sobie chodzić, byle nie tam, gdzie odludnie i ciemno. Moglibyśmy na przykład iść do kina, potwornie dawno nie byłam w kinie.

Wielki, surowy, twardy kartofel wyraźnie utkwił jej w gardle. Jeżeli się z nią nie będzie chciał umówić… Pójdzie, znów zginie, znów pojawi się w jakimś idiotycznym momencie… Przecież to jest coś niemożliwego, coś potwornego, ona tego nie zniesie…

– Do kina? – powiedział Boguś. – A wiesz, że to niezła myśl. Na co byś poszła?

– Wszystko mi jedno, na niczym nie byłam.

– Zdaje się, że w Palladium idzie coś interesującego. Moglibyśmy się wybrać któregoś dnia.

– Może jutro? – zaproponowała Tereska, niepewnie, z nieśmiałą nadzieją i niemal bez tchu.

– Jutro? Nie, jutro nie mogę, ale pojutrze. Na osiemnastą.

Zamilkł, myśląc, że pójście do kina z potencjalną ofiarą morderstwa może okazać się nawet dość atrakcyjne. Ciekawiło go przy tym, jak Tereska będzie ubrana.

– Doskonale, pojutrze – zgodziła się Tereska, usiłując przytłumić eksplozję szczęścia. – To jak się spotkamy?

– Gdzieś na mieście. Najlepiej przed Orbisem na Brackiej. O wpół do szóstej. Co ty na to?

Tereska wyraziłaby radosną zgodę nawet na propozycję spotkania się o północy w remizie tramwajowej, nie wnikając w przyczynę wyboru miejsca i pory. Nie wiedziała, oczywiście, że Boguś ma po prostu interes w Orbisie i wybiera Orbis w pobliżu kina w obawie, że jej wygląd zewnętrzny mógłby przynieść mu wstyd, gdyby musiał lecieć z nią przez całe miasto. Gdyby jednakże o tym wiedziała, w niczym nie umniejszałoby to jej szczęścia. Nareszcie zaczyna się to wszystko układać tak, jak powi

Stali na ulicy przed furtką i ziemia paliła im się pod nogami. Dopiero teraz Boguś obejrzał Tereskę dokładniej, stwierdził, że zabrała ze sobą ową ścierkę od podłogi, i zrobiło mu się gorąco na myśl, że ktoś mógłby go z nią zobaczyć. Gwałtownie usiłował znaleźć jakiś pretekst, żeby jej nie odprowadzać. Świadoma spóźnienia Tereska nade wszystko w świecie pragnęła być przez niego odprowadzona, równocześnie jednak za nic nie zgodziłaby się, żeby ujrzał użytkowany przez nie pojazd i zdał sobie sprawę z rodzaju ich zajęć. Okrętka na pewno trzyma tego potwora na otwartej przestrzeni, a może nawet siedzi na nim… Myśl, że jest z Bogusiem na pojutrze umówiona, dodała jej sił.