Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 15 из 62



– I mówili, że kiedy ta zbrodnia ma nastąpić?

– O drugiej. W nocy, bo była mowa o śpiących ludziach.

– Aha. A miejsca bliżej nie określili?

– Koło skwerku.

– No tak. I samochodem?

– Samochodem.

– No tak… To tylko przez działkę możemy do nich trafić. Inaczej nie ma siły.

Wbrew gorącej niechęci Tereski i Okrętki postanowiono, że nazajutrz skoro świt, przed rozpoczęciem lekcji w szkole, najlepiej o wpół do siódmej rano, doprowadzą one przedstawicieli władzy do podejrzanej działki, milicja zaś powi

Zarówno Tereska, jak i Okrętka nader zgodnie i bardzo stanowczo oświadczyły, że na ową działkę nie trafią żadną i

– To tu – powiedziała Tereska, zatrzymując się w alejce.

– Ależ skąd! – zaprotestowała Okrętka. – To tam!

– Coś ty? Tutaj! Tutaj jest stół, a tutaj on kopał.

– Nic podobnego. Stół stoi tam, przecież widzisz. A tu siedział ten w fartuchu.

– Ale to było przy drodze w poprzek!

– Toteż właśnie. Przy tamtej drodze w poprzek!

– Niech się panie szanowne na coś zdecydują – zaproponował beznadziejnie dzielnicowy – Nie możemy się zajmować wszystkimi ludźmi na wszystkich działkach.

Na szanowne panie nie było siły. Każda z nich kategorycznie upierała się przy swoim, przy czym podejrzane działki, oddalone od siebie o kilkadziesiąt metrów, istotnie wyglądały prawie identycznie. Na każdej z nich znajdował się stół, przy nim ławeczka, przy ławeczce rosło duże drzewo, a środek wydawał się świeżo skopany. Kilka uwag Krzysztofa Cegny, wygłoszonych przy wczorajszym przesłuchaniu i dzisiejszej lustracji, sprawiło, że i Tereska, i Okrętka poczuły się gorąco przejęte. Słuszność uratowania życia przyszłej ofiary i złapania bandytów przed popełnieniem zbrodni nie budziła najmniejszej wątpliwości. Wszelkimi siłami starały się w tym dopomóc.

W ostatecznym rezultacie dzielnicowy zdecydował się sprawdzić obie podejrzane działki i zorientować się bliżej w poczynaniach ich właścicieli. Wszystko razem mogło okazać się pomyłką, ale mogło też być śladem poważnej afery. Dzielnicowy lubił wiedzieć, co się dzieje na jego terenach, a Krzysztof Cegna z uporem pchał go do czynu. We właściwym momencie miała nastąpić konfrontacja świadków z podejrzanymi.

– Słuchaj – powiedziała w zadumie Okrętka, kiedy obie wyjątkowo wcześnie zbliżały się do szkoły. – My chyba jesteśmy zupełnie bezmyślne.



– Możliwe – przyznała Tereska. – Bo co?

– Bo przecież sad mamy pod nosem. Jak wczoraj przełaziłam przez to wszystko, wyraźnie widziałam, że tam na kawałku rośnie coś takiego jakby szkółka. Wpadło mi w oko. Po jakiego diabła mamy włóczyć się Bóg wie gdzie, po obcych ogrodnikach, kiedy tego tutaj to nawet ja znam.

– Ten jeden, sam jeden, nie nastarczy. Było tam tysiąc drzewek? Nawet gdyby, to wszystkich nie odda. Dzisiaj pójdziemy do niego, ale potem musimy jednak jechać i do tamtych. I słuchaj, może lepiej będzie od niego wziąć adresy, bo w tamtych miejscach, które oni podali, mogą się na nas zaczaić.

Okrętka wrosła w chodnik.

– Zwariowałaś? Dlaczego?!

– No przecież nic o nas nie wiedzą. Nie szli za nami, nie powiedziałyśmy im, która szkoła, ani w ogóle nic. Jeśli postanowili nas też zamordować, muszą nas szukać w jakimś uzgodnionym miejscu. Chodźże wreszcie, będziesz tu stała do końca świata?

– Boże, Boże! – jęknęła Okrętka. – Za czyje grzechy ja muszę to wszystko znosić?! Ja wcale nie chcę takich sensacji, gdybym wiedziała, co z tego wyniknie, złamałabym wczoraj nogę! To ty chcesz mieć urozmaicone życie, a nie ja!

– Nic straconego, złamać nogę zawsze zdążymy. Nie przesadzaj, nic takiego na razie się nie dzieje. A ten Skrzetuski wydaje mi się sympatyczny i zobacz sama, że on ma rację.

– Rację ma, owszem – mruknęła Okrętka, wlokąc się z niechęcią w kierunku szkoły. – Brakuje mu czarnej brody… Ale ja w tym nie muszę uczestniczyć. Proszę cię, miej sobie to urozmaicone życie beze mnie!

Tereska istotnie od najmłodszych lat, od chwili, kiedy nauczyła się czytać, a być może nawet wcześniej, gorąco i namiętnie pragnęła mieć urozmaicone życie. Wszelka myśl o stabilizacji, normalizacji, bezruchu i zastoju była jej wstrętna. Teraz jednak doszła do wniosku, że litościwa Opatrzność przesadziła chyba nieco w realizacji jej pragnień, życie bowiem zrobiło się urozmaicone do szaleństwa.

Bezpośrednio po szkole, musiała składać wizyty rozmaitym ogrodnikom i badylarzom, rozprzestrzenionym szerokim kręgiem po okolicach miasta, i maksymalnie wysilać umysł, żeby nakłonić ich do dobroczy

Transport drzewek, świadomie przesunięty na możliwie jak najpóźniejszą godzinę, odbywał się w sposób dość osobliwy i przyjemnie było ukryć go pod osłoną ciemności. Wiadomo było przy tym, że Boguś później niż do ósmej nie przyjdzie, po ósmej zatem mogła spokojnie oddalić się z domu, tak że razem wziąwszy, składało się zupełnie nieźle.

Wśród wielu rozmaitych rupieci u Okrętki znalazły się pochodzące z zamierzchłych czasów zabytkowe sanie, które jej ojciec wykonał po powstaniu, w ostatnią zimę wojny, i które służyły wówczas do przewożenia kartofli. Nie dysponując niczym i

– Wyglądamy jak handlarze odpadkami – powiedziała Okrętka z niesmakiem.

Wygląd był Teresce w tym wypadku w zasadzie obojętny, wolała jednak nie afiszować się nim zbytnio w biały dzień. Tego tylko brakowało, żeby przypadkiem natknąć się na Bogusia! Po poprzedniej kompromitacji coś takiego mogłoby przynieść szkodę nieodwracalną.

Po następnych trzech dniach pani Marta popadła w rozterkę. Dotychczas była skło