Страница 13 из 62
Drugiej ze śledzonych dogonić już nie zdążył, wycofał się zatem, obszedł dom w koło i sprawdził numer posesji.
Nieco później i nieco dalej pani Bukatowa wyszła przed barak rozwiesić przepierkę na sznurkach, przypadkiem spojrzała w głąb podwórza i ujrzała swoją córkę czołgającą się wśród gałęzi drzewa po dachu niskiej szopy w sąsiednim ogrodzie. Sposób wracania Okrętki ze szkoły wydał jej się nieco dziwny, przyjrzała się temu, ale nic nie powiedziała, zastanawiając się tylko, jaki też udział w tym może mieć Tereska. Nie powiedziała nic także i wtedy, kiedy Okrętka oświadczyła, że ma okropny ból głowy, ponieważ odwykła od szkoły, że idzie wcześnie spać i że za żadne skarby świata nie pójdzie do żadnego sklepu…
– Młoda Kępińska – powiedział w zadumie dzielnicowy, usłyszawszy tegoż jeszcze wieczoru relację Krzysztofa Cegny. – Z tego, co ja wiem, to ona miewa rozmaite dziwne pomysły. Znam tę rodzinę, przyzwoici ludzie.
Zastanowił się przez chwilę i kiwnął głową.
– Nie wiem, o co tu chodzi, synu, ale możliwe, że dobrze zrobiłeś. Lepiej z nimi porozmawiać po przyjacielsku. Trzeba będzie jutro spotkać je, niby tak przypadkiem, jak będą wracały ze szkoły, i namówić, żeby tu przyszły.
– Melduję, że nie wiem, czy to będzie dobrze – odparł z troską bardzo przejęty Krzysztof Cegna. – Z tego, co mówiły, wynika, że są w niebezpieczeństwie. Te jakieś bandziory mogą je dopaść. Może by lepiej pogadać z nimi dziś?
– Myślisz, że coś w tym jest?
– Były cholernie przejęte. I wystraszone. I wygląda na to, że wiedzą o zaplanowanym morderstwie. Ja bym nie zwlekał, a pretekst zawsze można znaleźć albo może uda im się jakoś przetłumaczyć?
Mniej więcej po półgodzinie dzielnicowy dał się wreszcie przekonać…
Z prawdziwą ulgą Tereska zamknęła się w swoim pokoju. Dzień był niesłychanie męczący i uciążliwy, i dopiero teraz, zjadłszy obiad i zszedłszy rodzinie z oczu, mogła zająć się spokojnie analizą swoich uczuć, doznań i przeżyć. Z niejakim zdziwieniem i zaskoczeniem stwierdziła, że dzisiejszy stan jej duszy jest całkowicie odmie
Ponadto, w obliczu zaistniałych i przewidywanych wydarzeń, racjonalna organizacja czasu wydawała się sprawą palącą. Bezwzględnie należało zacząć wreszcie stosowanie maseczek. Mordercy, drzewka, korepetycje, zabiegi kosmetyczne i Boguś, wszystko to razem wchodziło sobie wzajemnie w paradę i wymagało precyzyjnego działania. Nie wiadomo na jakiej podstawie, wiedziona zapewne przeczuciem, Tereska uznała, że Boguś dzisiaj nie przyjdzie. Z domu wychodzić nie powi
Przejęta, mile poruszona, podniecona i pełna zapału przyniosła sobie na górę jajko, cytrynę i oliwę. Zamierzała zastosować się ściśle do rad, zawartych w jednym poradniku kosmetycznym i licznych artykułach, wyciętych z czasopism. Rumianek znajdował się w apteczce. Przyniosła także z kuchni filiżankę, spodeczek i tarkę do jarzyn, wszystko porządnie umyła gorącą wodą i przystąpiła do przyrządzania upiększającej mazi.
Zajęta skomplikowanymi czy
Willa pochodziła z czasów przedwoje
Wzruszona i pełna przejęcia, kłębem waty nałożyła na rozgrzaną rumiankową parą twarz papkę z filiżanki. Papka była dość rzadka, część spłynęła na szyję, nakapała do umywalki i zachlapała szlafrok. Zostawiwszy sprzątanie na później Tereska, zgodnie z zaleceniami poradnika, położyła się w bezruchu na pół godziny. Czuła lekki niepokój, we wszystkich poradach kosmetycznych było bowiem wyraźnie napisane: Maseczka zmywa się ciepłym mlekiem. Powyższą uwagę przeczytała już po nałożeniu smarowidła na twarz i wówczas uświadomiła sobie, że nie zaopatrzyła się w ciepłe mleko. Za późno już było, żeby po nie schodzić, w jadalni bowiem ciągle ktoś rozmawiał.
Na dole pełna współczucia i życzliwego niepokoju pani Międlewska ostrożnie usiłowała wybadać panią Martę w kwestii znajomości szczegółów życia córki i nie mniej ostrożnie w te szczegóły ją wtajemniczyć. Zdumiona i zaskoczona pani Marta z przerażeniem dowiadywała się, że Tereska znajduje się na prostej drodze do zguby i zmarnowania sobie życia, że należy się nią zająć taktownie, lecz energicznie, że, być może, uda się jeszcze jakoś ją uratować, chociaż pani Międlewskiej wydaje się to wątpliwe. Z tego, co słyszała – chyba jest już za późno…
Na górze Tereska otworzyła oko i spojrzała na zegarek. Pół godziny minęło, maseczka odpracowała swoje i teraz należało ją zmyć. Tereska usiadła na tapczanie i przypomniała sobie o ciepłym mleku.
Nie mogła zejść po nie do kuchni, bo w jadalni, przez którą musiałaby przejść, ciągle ględzi ten idiotyczny ktoś. Na twarzy zastygła twarda, żółta skorupa, ściągająca skórę i nadająca wygląd upiora. We włosach i na szlafroku zastygły żółte placki. Pokazanie się komuś w takim stanie było wykluczone. Siedząc na tapczanie i z tępą rozpaczą patrząc w ścianę Tereska zastanawiała się, co właściwie powi
Pani Międlewska, wstrząsnąwszy panią Martą do głębi i wymógłszy na niej obietnicę informowania o rezultatach poważniejszego zajęcia się dziećmi, wreszcie zaczęła się żegnać. Zaczajona na schodach Tereska z nadzieją słuchała pożegnalnych uprzejmości. Jeszcze chwila i będzie można próbować…
Pani Marta zamknęła drzwi i przez jakiś czas stała w przedpokoju w posępnej zadumie. W dwulicowość Tereski trudno jej było uwierzyć, a symptomów moralnego rozkładu jakoś nigdy do tej pory u niej nie dostrzegła. Pani Międlewska jednakże dokładnie zacytowała niepokojącą rozmowę jej córki z przyjaciółką, a nie miała chyba powodu kłamać…
Pani Marta westchnęła ciężko i zawahała się. Powi
Westchnęła ponownie i skierowała się ku sypialni. Tereska na schodach podniosła się z pozycji w kucki. W tym momencie zadźwięczał dzwonek u drzwi.