Страница 61 из 62
– Ale on tam krótko mieszka. I nie spodobałam mu się!
– Nie szkodzi. Dziękuję bardzo… Ja też mu się nie spodobałem, dzięki czemu okazał się bezce
– No…! – to była Magda.
Górskiemu jakby zmienił się nastrój.
– Głównie wspomogła mnie młoda dama, towarzysząca młodzieńcowi. Tam, zdaje się, rodzice wyjechali na jakiś urlop i zostawili wolną chatę. Krótki urlop chyba, bo krzyki słyszałem, że czasu tyle, co ognia w krowie, a tu jeszcze jakieś łajzy przeszkadzają, rozumiem, że jedna łajza to pani, a druga ja.
– Może był jeszcze ktoś po drodze.
– Możliwe. I miał być spokój, a tu ciągle złośliwe ścierwo za drzwiami się skrada i człowiekowi nerwy szarpie. Przez co młodzieńcowi spada poziom wigoru. Ja teraz oczywiście dokonuję tłumaczenia, krzyki miały nieco i
– Skradające się za drzwiami ścierwo widzieli?
– I to również obydwoje. Dama trochę nieufna, sprawdziła, czy amant prawdę mówi, obejrzała sobie denerwującą postać całkiem dokładnie, częściowo przez wizjer, a częściowo przez dziurkę od klucza.
– Wystrzyk? – to Wierzbicki, suchym głosem.
– We własnej osobie. Ponadto drugi użyteczny element, dopiero wczoraj wyszło na jaw, że istnieje jeszcze jedno nagranie z kamery w budynku telewizji, to też czysty przypadek, tam panuje bajzel techniczny, od którego włos się jeży. Należało ściągnąć wszystkich wykonawców zabezpieczeń, nawet sprzed lat, tymczasem ten właściwy pojawił się w Warszawie całkowicie dobrowolnie, z Gdańska wpadł na chwilę, nie mając pojęcia, że akurat jest potrzebny. Oczywiście natychmiast do niego dotarło i sam się zgłosił…
Zatrzymałam na chwilę taśmę, bo przypomniało mi się wrażenie, jakiego doznałam w tamtym momencie. Siedząca obok mnie Magda jakoś gwałtownie zesztywniała. Jeden oddech z niej wyszedł z delikatnym świstem. Nie odezwała się ani słowem, trwała jakby w tym sztywnym oczekiwaniu.
Teraz odgadłam. Jasne, ów alarmiarz, przybyły z Gdańska, to był jej desperado, może do niej przyjechał, może byli umówieni, może Górski powie coś więcej, a naprzeciwko siedział przecież Ostrowski…
Omal nie wyrwało mi się do Lalki, ale nie, zdołałam wyhamować. Magdy sprawy, nie nasze i nie Ewy Marsz!
– No…? – zniecierpliwiła się Lalka.
Prztyknęłam odtwarzaczem.
Górski mówił dalej.
– …o jednej kamerze nikt nie wiedział, a on ją osobiście instalował. Taśmy starczyło, prawie na samym końcu nagrał się jeszcze obraz. Zamorski, wchodzący do budynku w towarzystwie jakiegoś faceta, widać, że są razem. Jest na tym godzina i data…
Z kamery wyszło zamieszanie, wszyscy naraz usiłowali coś powiedzieć, Ostrowski uczepił się techniki powiększeń i wyostrzania, Piotruś Pan ochroniarzy, jakiś Tyrczyk powinien zostać dociśnięty, usiłowałam wepchnąć w to bardzo konkretne pytanie „i co?!”, a Wierzbicki mnie wspomagał. Górski znów doszedł do głosu.
– I to już wreszcie jest punkt zaczepienia… Po tym, co tu podsłuchałem… Inaczej się szuka, jeśli się wie, czego. Mam przynajmniej podstawy, żeby przycisnąć tych wszystkich w Busku, przygniotę Kraków, tam dochodzenie w proszku, a w końcu ludzie się znają, dwóch sobie wytypowali, portrety pamięciowe…
Znów wyłączyłam urządzenie.
– Tu się tylko połowicznie nagrało, od mojej strony – wyjaśniłam Lalce. – Złapałam wtedy komórkę i zadzwoniłam do Martusi…
– Powtórz porządnie z obu stron!
Powtórzyłam. Rozmowa przebiegła następująco:
– Martusia, czy w tej knajpie, w tej Alhambrze, Alpuharze, Almanzorze, czy jak jej tam, nie siedział przypadkiem jakiś malarz?
Martusia była niezawodna. Nie zaczynała od głupich pytań.
– A grafik ci nie wystarczy?
– Może być. Siedział?
– Grafik siedział. Twarzą do wejścia. I nawet nie był bardzo pijany. Znam go. Alchemia, dla ścisłości. A co?
– Nazwisko, imię, adres…!
Adresu grafika Martusia nie znała, ale Górski pomachał do mnie, że da sobie radę.
– Nic – odparłam niecierpliwie na jej zadane na końcu pytanie. – Później ci powiem, teraz nie mam czasu, łapiemy złoczyńcę!
– Bardzo dobrze – pochwaliła Lalka. – Jest już pewne, że to tatuś?
– Znaleźli u niego w domu i spluwę, i bagnet. To wiadomość z ostatniej chwili, z dzisiejszego poranka, no, niech będzie z przedpołudnia, Górski dzwonił, żeby mi sprawić przyjemność, a radiowóz przywiózł taśmy. A, i te kasety z filmami też u tatusia znaleźli. Poza wszystkim, to kretyn, nie wyrzucił, chociaż mamusia jojczała, był tak pewien swego…
– Masz więcej tych nagrań?
Miałam, oczywiście, od Górskiego. Dyszyński, pan Jaźgiełło, pani Majewska… Lalka słuchała z szaloną uwagą.
– Słuchaj, pożycz mi to wszystko! Dla Ewy, niech sobie też posłucha! Gdybym jej to miała sama opowiadać, zadławiłoby mnie, co najmniej połowa stanęłaby mi kością w gardle, to wariactwo i obłęd, ja ci zwrócę, Marcel z Kaśką przegrają, zrobią kopie, odeślę ci DHL – em…
– A na plaster jej te kopie? – skrzywiłam się. – Będzie się tym upajała? Poza tym, ona może wreszcie spokojnie wrócić do własnego kraju i pisać we własnym języku, a ja chcę ją czytać. Nie ma już przeszkód, nie?
Lalka obejrzała mnie krytycznie i popukała się palcem w czoło.
– Pogięło cię chyba. W żadnym razie teraz nie wróci, sprawa sądowa, przesłuchania…
– Może odmówić zeznań!
– No i co z tego? Przyłożą mu niepoczytalność, wypuszczą i będzie odpowiadał z wolnej stopy. Przecież widać, że facet jest porąbany, stara, ja nie wierzyłam, jak mi Ewa o nim opowiadała, ale teraz wszystko się zgadza. Ty sama popatrz, tak się starał, ślady zacierał, a kopyto i majcher w domu trzymał, buławę powinowatej podetknął, kopnięty na umyśle!
– Przysięgnę, że to miał być dowcip – powiedziałam ponuro, bo nagle zrozumiałam tatusia Ewy… nie, nie zrozumiałam, odgadłam… i zaczęło mi się wydawać, że Lalka ma rację. – Wyobrażał sobie, że jest bezpieczny, bez obaw, tak długo pani Peter nie sięgnie do tej wełny, aż w końcu zapomni, kto u niej bywał, ze dwadzieścia osób podetknie głowę pod topór. I cha, cha, jakie śmieszne. Jak te kisiele w łóżku i tym podobne…
Lalka popatrzyła na mnie takim wzrokiem, że błysnęło mi przypomnienie. Jakże, pani Wiśniewskiej wszak nie nagrywałam, nie miałam pluskwy, koniecznie musiałam teraz wyjaśnić, co najmniej kisiele, a jeszcze lepiej powtórzyć wszystkie zasłyszane opinie sąsiedzkie, wręcz najważniejszą część dochodzenia!
Z wielkim zapałem rozpoczęłam relację.
– No to sama widzisz – wytknęła, kiedy udało mi się dojechać do końca. – Na jej miejscu ja bym nie wracała, lepiej niech ten Henryk do niej pojedzie. Tatusiowi nie wiadomo, co jeszcze może do łba strzelić, popatrz, obie właściwie mówią to samo, i ta Wiśniewska, i Ewa, mam przeczucie, że on się nawet nie będzie zbytnio wypierał. Uważa, że miał rację, został wprowadzony w błąd i nie jego wina, tylko Poręcza, który głupa z niego zrobił szczytowego i którego słusznie ukarał. Zobaczysz. Psychopata. Czy ty nie powi
– O, cholera, zapomniałam im dać kolację. No dobrze, już daję…
Lalka przez chwilę z wielkim zainteresowaniem obserwowała procedurę serwowania posiłku.
– Czekaj no, ja tu czegoś nie rozumiem. Był u ciebie Piotruś Peter?
Wygarnęłam resztkę z puszki i wyprostowałam się.