Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 57 из 87

I znów zdumienie mnie ogarnęło, bo znacznie większych zniszczeń mogłam się spodziewać. Meble nie tknięte były, dywan owszem, w wielkie dziury powypalany, zasłony przyłóżku, których już nie zaciągałam, też się spaliły, samo łóżko również, i kłąb szmat jakichś w czarnej kałuży leżał. No i fotel jeden oparcie i siedzenie kompletnie miał wypalone, drewno natomiast ledwo się okopciło i z politury oblazło. Woń spalenizny tylko przenikała wszystko i nadmiar wody okropne czynił wrażenie, ale nawet lustro nie pękło i nie stłukła się żadna lampa, co stanowiło szczęście prawdziwe, bo gdyby nafta ten osobliwy pożar podsyciła, rzeczywiście cały dom byłby zagrożony.

Ucieszyłam się, że drzwi do garderoby i buduaru trzymałam zamknięte, bo dzięki temu owe pomieszczenia odorem nie przeszły i wszystkich sukien nie musiałam wyrzucać. Kuferek z kosmetykami, do kąta wsunięty, też ocalał w pełni.

Zgarnąć wodę tylko poleciłam, resztę sprzątania zostawiając na jutro, dla siebie zaś przygotować sypialnię gości

Wówczas dopiero odnalazła się pa

– A toż ja myślałam, że Katarzynka tam na śmierć się dusi! – wykrzykiwała.

Zważywszy, ii źródłem pożaru była moja sypialnia, myśl wydawała się całkiem logiczna. Wszystkich jednak zaciekawiło, skąd pa

– Najpierw wcalem nie wiedziała, co to jest – wyjawiła bardzo chętnie, dumna ze swego lekkiego snu i doskonałego słuchu. – Jakby okie

– W parę minut…? – wyrwało mi się ze zdziwieniem. – No w parę minut, dziesięć może…

Niemożliwe, żeby pa

Pa

– Tom się jeszcze wstrzymała i posłuchałam, czy Katarzynka do sypialni idzie i w rzeczy samej, tam poszła, więc któż by i

Gdybym rzeczywiście spała w sypialni, zapewne nie byłabym już żywa, bo dym istotnie dusił wyjątkowo. Ale też okna miałabym otwarte! Kto je zamknął, do licha? Znów, z drugiej strony, przy otwartym oknie płomienie mogły buchnąć gwałtowniej i pewnie bym się spaliła. Przyjemna perspektywa, nie ma co.

Nie podkreślałam kwestii mojej nieobecności w sypialni, nie chcąc pa





Jeden Wincenty śmielszy się okazał. Odczekał, aż cała służba poszła, i wówczas dopiero wyjawił mi fakt, przez siebie osobiście stwierdzony.

– Mogła jaśnie pani jedną świecę zapaloną zostawić, może przez przeoczenie, i ona z lichtarza spadła – rzekł konfidencjonalnie, choć z szacunkiem. – Akurat przy łóżku na wypalonym kawałku leżała. Sam ją podniosłem i nikt nie widział.

Mogłam dać głowę, że pogasiłam wszystkie, ale nie chciałam się z nim sprzeczać. Więcej mnie te zamknięte okna intrygowały i dwa razy pytałam, czy jest tego pewien. Był pewien tak samo, jak ja tych lamp i świec, a jeszcze i Roman przyświadczył, z tym że jedno okno rygielków zasuniętych nie miało, a na pół klameczki tylko zostało zahaczone. Gdyby je silnie szarpnięto, zapewne dałoby się i z zewnątrz otworzyć.

Uspokoiło się wreszcie wszystko i ludzie z powrotem spać poszli, nawet pa

No tak, jeśli pa

– Żeby nie to, że pan Guillaume prawie w samej Warszawie, w mokotowskim dworku państwa Skąpskich był przyjęty i tam nocował, byłbym się upierał, że to on – rzekł mi Roman nazajutrz pod wieczór z wielką troską. – Pasuje ten cały pożar do niego.

– A pewne jest, że nocował?-spytałam, równie zatroskana. – Sam śledztwo przeprowadziłem i nawet służba zaświadcza. Co prawda, spać poszli tam wszyscy po bardzo wczesnej kolacji, a rano pan Guillaume dopiero na późnym śniadaniu się pokazał, ale druga rzecz jest istotna. Koń mianowicie rankiem nie był złachany, każdy mógł stwierdzić, że noc spokojnie w stajni przestał. Chyba że jakiego i

– Noto gdzieś w okolicy zgonionego konia ktoś by widział? – To jest możliwe i jeszcze popytam, ale tak zaraz to nie będzie. Jeśli komu zapłacił, to ten jakiś sam z siebie pary z gęby nie puści, więc sprawa potrwa. A pożar, swoją drogą, podejrzany i cud istny, że jaśnie pani w sypialni nie było.

Nawet i Roman nie ośmielił się zapytać, gdzie mnie diabli po nocy nosili, ale jemu mogłam prawdę powiedzieć. Wyznałam, że głód mnie pognał do kuchni i zabawę sobie z tego zrobiłam, na co odetchnął z wielką ulgą.

– Szczęście, że jaśnie pani mi to mówi. Bó już tam w kuchni wielka awantura wybuchła, kto kredensy otwierał i naczynia używane na stole zostawił, a najgorsze, że pa

Zgodziłam się, bo w końcu we własnym domu do rozmaitych fanaberii miałam prawo, a przy tym rozśmieszona się czułam. Co do pożaru natomiast, jednakowe poglądy obydwoje z Romanem żywiliśmy, te zamknięte okna najlepiej świadczyły, że ktoś tam się musiał wtrącić, bo świeca z lichtarza owszem, mogła wypaść. Tyle że zgaszona.

Wyobraziłam to sobie, głośno myśląc, a Roman mi przytakiwał. Gdybym to ja chciała kogoś dymem zadusić, podglądałabym najpierw, czy cały dom śpi. Dom spał, u mnie jednej światło bardzo długo się paliło, do północy prawie. Aż wreszcie zgasło, w żadnym i