Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 34 из 87

Po czym obejrzałam dokładniej, ponieważ wydało mi się, że coś podobnego już gdzieś nie tak dawno widziałam. Zreflektowałam się jednak, kolczyków podobnych mogłam widzieć dużo, moda na nie nastała i nie tylko płeć żeńska je nosiła, ale także mężczyźni. Zwróciłam już na to uwagę.

Parę godzin spędziłam w tym kredensowym gabinecie i wyszłam stamtąd mocno rozczarowana. Nie zaspokoiłam ciekawości. Najbardziej mnie irytowało, że zdjęć żadnych nie znalazłam…

Konferencję prywatną urządziłam u siebie w mieszkaniu, gdzie dostarczeniem obiadu zajęła się konsjerżka. Usługę wzięła na siebie jej córka, po czym zostaliśmy sami, Gaston, Roman i ja.

Roman, jak zwykle, miał już nowe wieści.

– Policja już sprawdziła, czy rzeczywiście w chwili zabójstwa pa

– O, nieba…! – jęknął Gaston, który dopiero teraz o tym usłyszał.

– Wiem. I co? – zainteresowałam się gwałtownie, bo sama byłam ciekawa, co też mogłam robić w Sękocinie w czasach obecnych.

– I oczywiście fakt odniesienia korzyści nasuwa podejrzenia. Ale, na szczęście, wszyscy tam doskonale pamiętali ten dzień, w dodatku są protokóły policyjne z przesłuchań, bo poprzedniego wieczoru grupa bandziorów napadła na budowę w naszym sąsiedztwie i nazajutrz od rana mieliśmy gliny na karku. Jaśnie pani to sobie przypomina? – dodał nagle bez miłosierdzia i z wielkim naciskiem.

No pewnie, że powi

Roman się zlitował i nie przymuszał mnie do udzielania odpowiedzi.

– Nie było wątpliwości, że nikt z nas nigdzie nie wyjeżdżał. Alibi doskonałe.

– Nie posądzili kogoś z krewnych albo przyjaciół? – spytał żywo Gaston.

– Nie ma takich. Szczęśliwie jaśnie pani ostatni rok spędziła jak na patelni, a zarazem samotnie. Bliskiej rodziny w ogóle przecież nie ma, wynajęcie przez jaśnie panią płatnego mordercy nie wchodzi w rachubę, bezpośrednie kontakty urwały się parę lat wcześniej i w ogóle spadek po pa

– Zgadza się i ma to nawet jakiś sens. Mamin Beck mi się zwierzył, a ja sobie wyciągnąłem własne wnioski. Ten sfałszowany akt ślubu… Przy usunięciu owej głupiej urzędniczki pa

– Ona – przyświadczył Roman. – Zrobili test, mimo upływu czasu został jeszcze proch na dłoni.

– No to facet się wystraszył, bo przy drugim strzale mogła lepiej wycelować. Rzucił się na nią w obronie własnej, upadła do tyłu, uderzyła głową. Wbrew zamiarom i chęciom zabił kurę, która miała mu znosić złote jaja.

– A ten tajemniczy wielbiciel? – wtrąciłam z lekkim protestem, bo bardziej mi się podobało zabójstwo romansowe. – Może nie mieć z tym nic wspólnego i teraz siedzieć cicho, rozpamiętując swoją klęskę.

– Równie dobrze może być tym pomocnikiem – powiedział Roman. – W każdym razie szukają go.





– Źle go szukają – oświadczyłam stanowczo, kryminalna wiedza rozwijała się bowiem we mnie w imponującym tempie, aż sama byłam zdziwiona. – Zostawili coś, co mogłoby im być pomocne.

Obaj spojrzeli na mnie, więc powiedziałam im o kolczyku. Przyszło mi do głowy, bo takie rzeczy już widywałam, że ten drugi od pary znajdował się w uchu amanta. Po nim dałoby się go znaleźć. Boże drogi, z jakąż piorunującą szybkością uczyłam się tego nowego świata! Nigdy bym nie posądzała siebie o takie zdolności…

– Może jaśnie pani być spokojna, że mają to na zdjęciach, bardzo szczegółowych, i odciski palców odpracowali – zapewnił Roman. – A ja z kolei od dawnej służby dowiedziałem się paru drobnostek. A propos, cała dawna służba chętnie wróci do pałacu. Okazuje się, że zwolniła ich wszystkich pa

– Im mniej świadków, tym łatwiej ukryć jakieś machinacje – zauważył Gaston. – Ponadto, chwileczkę, przeciwko udziałowi w tym zabójstwie tajemniczego wielbiciela przemawia właśnie fakt odnalezienia na miejscu zbrodni tego kolczyka, o ile, oczywiście, stanowił, jak by tu powiedzieć… dowód uczuć. Przecież by go zabrał, żeby ukryć swój związek z ofiarą! Chyba że go nie dotyczył…?

Roman spojrzał na mnie jakoś niespokojnie i z lekkim zakłopotaniem.

– Co do tego, nie ma pewności – rzekł. – Mógł go szukać i nie znaleźć, bo nieboszczka miała go nie w uchu, tylko w kieszonce. Może głupio mu było ją przeszukiwać. Dopiero policja znalazła.

Zdrętwiałam niemal na myśl, że przymierzałam przedmiot, zdjęty z trupa. Roman musiał to odgadnąć, bo od razu znalazł słowa pociechy, biżuterię przed zwrotem umyto i zdezynfekowano, żaden ślad na niej nie pozostał. Mogłam się uspokoić.

– Zatem na dwoje babka wróżyła – westchnął Gaston. Wielbiciel okazał subtelność i nie szarpał zwłok damy serca albo obcy zabójca nie interesował się pamiątkami.

– Tak to wygląda – przyświadczył Roman. – Dalej, co do plotek, które zdobyłem… Cała służba upiera się przy koncepcji ślubu z panem hrabią, przyśpieszenia jego zgonu i potem ślubu z amantem. Z tym że w tej ostatniej kwestii zdania są podzielone, jedni twierdzą, że to jej zależało, zakochała się i trzymała go pazurami, wabiąc majątkiem, a drudzy, że przeciwnie, to on jej pilnował, czatował na to dziedzictwo, a ona grymasiła. Trudno ocenić, która opinia jest słuszna.

– Wszystko zależy od osoby wielbiciela – rzekłam stanowczo, bo niewiasty takie, jak pa

– Istnieje jeszcze jeden szkopuł – odezwał się znów Gaston, jakby z lekkim wahaniem. – Wybacz mi, że wiem te rzeczy, nie starałem się, nie zamierzałem być wścibski, dowiedziałem się przypadkiem. Podobno ostro się tam kręcił wokół spadku jakiś Guillaume, potomek w prostej linii twojego pradziada, tyle że… hm… nieślubny chyba… W chwili jego śmierci próbował zagnieździć się w pałacu, czemu przeciwdziałał pan Desplain. Krótko potem znikł z horyzontu. Przedtem bywał często. Nie jest wolny od podejrzeń. Chwilowo nie wiadomo gdzie przebywa, zapewne gdzieś na wakacjach.

– I co?

– Nie wiem. Muszą go przesłuchać.

Zwróciłam się do Romana.

– Pan Desplain obiecał mi załatwić sprawę wizyty w prywatnym mieszkaniu pa

Najpierw ugryzłam się w język, a potem dokończyłam:

– …z mojego dzieciństwa. W ogóle nie ma w Montilly zdjęć pa